
Odsłony: 12
Ja nie wiem, co się odjaniepawla u Małgorzaty Starosty, co się odtentegowuje we Wrocławiu. Wiem jedno! Coraz bardziej kocham powieści autorki, coraz zachłanniej pochłaniam jej słowa i wzbogacam zasób słownictwa. O borze szumiący! To jest to, co kocham. Relaks połączony z masażem przepony, rozciąganiem mięśnia śmiechowego i dawką wiedzy historycznej. Ostatnio tak było, gdy zezwłok szukałam. Nie sama. O co to, to, to nie! Tylko z Organkiem. I na szczęście nie swoich. Uff! Było… Jesteście ciekawi, co się odjaniepawliło w powieści Gdzie są moje zwłoki? To wiecie, co robić.
Niniejsza powieść to efekt dwumiesięcznego projektu „Jeremiaszek”. To była bezprecedensowa współpraca Małgorzaty Starosty z jej czytelnikami. Czytelnicy podsuwali autorce nietypowe zagadki i nieszablonowe rozwiązania, a na domiar złego, a raczej dobrego, wpletli mało znany wątek z II wojny światowej. „Przedstawienie czas zacząć”. (s. 208)
Jak zgubić zwłoki, których nigdy nie było? Zapraszam do ZMS we Wrocławiu. Do Zakładu Medycyny Sądowej. Tu swoje królestwo ma patolog Jeremiasz Organek. Kiedy z jego stołu sekcyjnego znika ciało młodej kobiety, mężczyzna zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by zatrzeć ślady istnienia bezimiennych zwłok. W ich istnienie nie wątpi Linda Miller. Postanawia rozwiązać zagadkę tajemniczej zguby razem z patologiem. Przedmiot znaleziony w gardle denatki prowadzi ich do okrytego złą sławą szpitala w Mokrzeszowie. Posępny budynek skrywa mroczne sekrety z przeszłości. „Czuję, że coś tu się dzieje”. (s. 132)
Od początku akcji można sobie nucić: „Pojawia się i znika, i znika, i znika. Mam na tym punkcie bzika…”. Nie ja, choć dołączyłam do zabzikowanych Jeremiego i Lindy. To nieoczywisty duet śledczy. Ona ruda blogerka, pasjonatka historii, wulkan energii, a on stateczny, uporządkowany i samotny mężczyzna kochający swą pracę i grający w zespole… Lepiej nie napiszę tej nazwy, bo jeszcze mnie ktoś o coś posądzi. Nie każdy zwykły zjadacz chleba zrozumie nazwę zespołu Organka i jego kumpli od skalpela. Trzeba liznąć trochę łaciny… tej martwej od wieków. Nazwa związana z częścią ciała, do której słońce nie dochodzi, to strzał w dziesiątkę! I jeszcze gatunek muzyki! I kto by się tego spodziewał po spokojnym patologu o urodzie George’a Clooney’a. Cicha woda…
Przeciwieństwa się przyciągnęły i sprzęgły w duet, gdy Organek uruchomił lawinę pomyłek. Przypadek goni przypadek i przypadkiem pogania. Od zwrotów akcji może się zakręcić w głowie. Nostradamus nawet by ich nie przewidział. Wszyscy mają pełne ręce roboty – Linda z Jeremim, szef patologów, policjanci, dziadek mokrzeszowicki i „właściciel” zwłok. „Coraz bardziej mi się wydaje, że przypadków w tej sprawie nie ma wcale, a ten galimatias to jakaś grubsza afera”. (s. 277)
Za cholerę i bostonkę nie mam zielonego pojęcia, skąd Starosta bierze te wszystkie cudownie polskie powiedzonka. Podziwiam giętkość jej języka i jego sprawczość. Mój zasób słownictwa ponownie się wzbogacił dzięki tej książce. Mistrzynią słowa jest Linda. Język jej lata jak łopata, gdyż mówi z prędkością światła, zbijając wyrazy w jedno. Jej powiedzonka na jednym wydechu, zrywają boki czytelnika ze śmiechu. Niektóre sceny czytałam kilka razy, aby docenić każde wypowiedziane przez nią słowo. O jeryny! Musiałam dotrzymać jej tempa, by za nią nadążyć, gdyż jest mistrzynią nieoczywistych sformułowań.
Inteligentny humor i specyficzny rumor w powieści bawiły mnie setnie, lecz nie bez znaczenia jest wątek historyczny. Wprowadzony w nieco absurdalną akcję całkiem dobrze się miewa i rozwija wraz ze śledztwem. Nie spodziewałam się, że autorka uraczy mnie historią z II wojny światowej, ale chętnie pogłębiłam swoją wiedzę dzięki wplecionym w fabułę spisanym wspomnieniom jednej z ofiar nazizmu. Germanizacja na siłę nie tylko polskich dzieci, tajne stowarzyszenie, walka o tożsamość narodową, walka o prawdę historyczną. Nie słyszałam wcześniej o Lebensborn. Podręczniki historii spuszczają na ten temat zasłonę milczenia z niewygody lub dla cudzej wygody. Jest on wciąż aktualny i żywy.
Co my tu mamy? Wymowny tytuł, trupia okładka, pokrętna zagadka kryminalna, zawiłe śledztwo z perypetiami, zabawa zwłok w chowanego, żywa akcja, spójne teoretycznie niespójne przypadki i incydenty, gra słów, plejada barwnych indywiduów, tajemnicze znaki, trasa Wrocław-Mokrzeszewo i… otwarta furtka do ciągu dalszego duetu śledczo-pierzchającego. „Normalnie eukalipsa!”. (s. 320)
Gdzie są moje zwłoki? Małgorzaty Starosty to wyborna komedia kryminalna. Tu jest się z czego pośmiać, można przyjrzeć się ludzkim motywom zachowania, łyknąć spory kawał wiedzy, umilić sobie czas. Szukanie zwłok ma tu wymiar głębszy – to ocalanie w pamięci tych, o których historia próbowała zapomnieć. Projekt „Jeremiaszek” bawi i uczy.
Polecam, Marta Korycka
materiał chroniony prawem autorskim
Wydawnictwo: Mięta
Autor: Małgorzata Starosta
Tytuł: Gdzie są moje zwłoki?
Data wydania: 8.02.2023
Ilość stron: 352
ISBN: 978-83-67341-70-7