
PATRONAT MEDIALNY: „Rok bez lata” Weronika Wierzchowska – recenzja
Odsłony: 29
Anomalie klimatyczne nie są domeną XX i XXI wieku. Miały one miejsce już dawniej. Największa erupcja wulkanu w dziejach ludzkości miała miejsce na wyspie Sumbawa w Indonezji w 1815 roku. Do atmosfery trafiła olbrzymia ilość pyłów wulkanicznych. Powstała z nich warstwa odbijająca promienie słoneczne. Doszło do wielu zmian klimatycznych. Następnego roku nie było lata. Była zima wulkaniczna. Ta katastrofa klimatyczna i prawdziwe wydarzenia zainspirowały Weronikę Wierzchowską do napisania powieści Rok bez lata.
Przenieśmy się na Węgry, niedaleko miasta Eger. Hrabianka Rózsa Forgách po śmierci rodziców została sama w wielkim majątku. Bogactwo jedynaczki kusi wielu chętnych. Sępy zaczynają krążyć. Jednym z nich jest kuzyn majętnej panny Piotr Mierzewski. Dandys przybywa z Polski. Jego intencje nie są szczere. Srogo za to zapłacił. Tamtego feralnego w skutkach dnia spadł czerwony śnieg, a okoliczni chłopi, zobaczywszy Rózsę, nazwali ją Krwawą Hrabiną. „Bóg nam ją dał, Bóg nam ją zesłał”. (s. 20)
Z Warszawy wyruszył ojciec Piotra z szajką morderców. Niewątpliwie komuś grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Lepiej nie stanąć na drodze: Ludożera, Iskierki, Jana Chrzciciela, doktora Massalskiego. Tropem czterech jeźdźców Apokalipsy podąża były legionista i policjant Ignacy Kisielicki. Ma do wypełnienia niebezpieczną misję. Po drodze formułuje drużynę, wielce oryginalną. W kompanii starego wiarusa znaleźli się: dwa stare wilki, młokos i dwie dzierlatki, różniące się jak ogień i woda. Losy wszystkich bohaterów przecinają się w roku bez lata i splatają w węzeł gordyjski.
Dziwaczna i brzydka pogoda nie jest tylko tłem wydarzeń, ale i głównym bohaterem. Wpływa na losy innych postaci. Przyprawia ludzi o lęk przed nieznanym. Przeraża apokaliptycznymi zachodami słońca, kolorami nieba ze snującymi się czerwonymi smugami. Zaskakuje swoją upiornością. Szokuje anomaliami klimatycznymi – śnieżyca w lipcu, przymrozki w sierpniu, wichury, ulewne deszcze, katastrofalne powodzie rzek. Pospólstwo wierzy w koniec świata. Ludzie dopuszczają się rabunków, mordów, kradzieży, buntują się, wywołują zamieszki. Niepokój latem 1816 roku narasta z każdym dniem. Udziela się on bohaterom i czytelnikowi. Opisy szalejącej pogody przemawiały do mojej wyobraźni, choć czasami po prostu trudno mi było w nie uwierzyć. „Świat wokół szumiał, ryczał i okładał ich tumanami drobnego śniegu”. (s. 219)
Od emocji się kotłuje, zwłaszcza gdy wszyscy spotykają się w rezydencji. Widać, co kogo napędza, co motywuje, kto jakimi wartościami się kieruje. Chęć upiornej „zabawy” kontrastuje z trudami dnia codziennego, chciwość i chęć zemsty z honorem i misją do wypełnienia, zawiść i zazdrość z prawdziwą miłością i przyjaźnią, walka o życie i zdrowie z cierpieniem i brutalną śmiercią, chrześcijaństwo z judaizmem. Odpowiedni dobór postaci i nadanie im rysu charakterologicznego oraz osadzenie w realiach początku XIX wieku sprawiło, że bez problemu przeniosłam się w tamte czasy. Razem z bohaterami przeżywałam perypetie. W dodatku autorka dba, by poziom zainteresowania czytelnika opowiadaną historią nie słabł, kiedy to niespodziewanie w ciekawym momencie urywa wątek i przechodzi do następnego.
Weronika Wierzchowska specjalizuje się w powieściach z akcją osadzoną w XIX wieku. Dba o każdy detal historyczny, by jej historie były wiarygodne. Jej najnowsza powieść również taka jest, jednak bardzo różni się od poprzednich. Od początku zaskakuje. Przykuwa uwagę nieoczywistą akcją pełną dramatycznych zwrotów wydarzeń i nieoczekiwanymi wątkami. Wciąga do ostatniej kropki. Burzy wyobrażenia i założenia czytelnika, co do przebiegu wydarzeń. Dużo tu niewiadomych. Tego się kompletnie nie spodziewałam. Zostałam rozjechana przez walec fabularny. Pani Weroniko, chcę jeszcze takiej prawdziwej i skomplikowanej historii rozgrywanej na różnych płaszczyznach, mimo okropieństw i brutalności. Dawno nic mnie tak nie wbiło w fotel.
Trudno mi jednoznacznie określić gatunek tej książki. Na pewno jest to historyczna powieść obyczajowa, w której ukazano przekrój społeczeństwa polskiego i węgierskiego oraz konwenanse dotyczące kobiet. Ale… mnóstwo w niej elementów charakterystycznych dla innych gatunków. Przygód w czasie wyprawy bohaterom nie brakuje. Sensacja i kryminał są na porządku dziennym, w dodatku zilustrowane scenami rodem z klasycznych horrorów. Pojawia się wątek, odwołujący się do dawnych wierzeń i religijne zakusy. Nie brakuje upiorzycy i dyskusji o medycynie. Wątki miłości i przyjaźni, staroświeckość i romantyczność Polaków oraz elementy humoru łagodzą wszelkie okropieństwa tamtego zimowego lata.
Rok bez lata to powieść fascynująca i zaskakująca pod każdym względem, a zarazem przerażająca. Mrozi brutalnością człowieka i śniegiem w lecie. Pokazuje ludzkie oblicza i motywy postępowania w chwilach trudnych i przełomowych. Nieszablonowi bohaterowie zmagają się z anomaliami klimatycznymi i własnymi słabościami. Z cudzymi też.
Polecam, Marta Korycka
materiał chroniony prawem autorskim
Wydawnictwo: Szara Godzina
Autor: Weronika Wierzchowska
Tytuł: Rok bez lata
Data wydania: 12.09.2022
Ilość stron: 328
ISBN: 978-83-67102-58-2
Marta Korycka – absolwentka filologii polskiej i bibliotekoznawstwa z informacją naukowo-techniczną na UWM. Zodiakalna łuczniczka uwielbiająca niebieskości. Bardzo zawyża średnią czytelnictwa w Polsce i jest z tego dumna. Humanistka kochająca literki we wszelkiej postaci, kształcie, formie, kolorze etc. Ma wiele pasji, ale literki to ta główna, stąd literkowy blog o literkach cudzych i swoich. Czasami coś piśnie, gdy ją psiapsiółka Wena raczy nawiedzić. Ceni inteligencję i poczucie z humorem, uwielbia żonglerkę słowną i ogień. Cechy charakterystyczne: cm, pieprzyki, szkiełka.