SZPIEG W KSIĘGARNI: “Kąkol” Zośka Papużanka – recenzja

Odsłony: 147

Każda książka tej autorki to całkiem inna czytelnicza przygoda. Tym razem jest to pięknie ukształtowana językowo opowieść o dzieciństwie i wakacjach na wsi, ale wcale nie sielskich. O trudnych relacjach rodzinnych i dziecięcym postrzeganiu świata, o bogactwie przyrody. W tej powieści znajdziemy sporo mitologicznych i biblijnych nawiązań. Plastyczne opisy wprost urzekają. Nietypowa okładka zachwyca już od pierwszego wejrzenia.

Kąkol jest piątą książką w literackim dorobku krakowskiej pisarki, a trzecią, jaką mam przyjemność czytać i na pewno nie ostatnią. Mam do Zośki Papużanki już ogromne zaufanie i tylko czekam, czym jeszcze nas zaskoczy. Szczerze życzę jej Nike oraz innych literackich nagród. Dla mnie to prawdziwa mistrzyni opisywania szczegółów, rzeczy pozornie nieistotnych, przykładająca ucho i oko do rzeczywistości i potrafiąca te obserwacje przekuć w piękną prozę. Niesamowicie podoba mi się jej praca ze słowem, konstruowanie często nieoczywistych zwrotów i zdań, barwne i niezwykle trafne opisywanie świata.
“Opel parkował na trawie, łamał znaki ostrzegawcze babki lancetowatej, zapadał się w miękkie, srebrzyste skrzydełka pięciornika gęsiego” ( s. 20).
To tylko niewielki przykład, bo w sumie to można by zacytować pół książki, wprost przerzucając się coraz to lepszymi fragmentami.

Narratorka – bohaterka wspomina wakacyjne wyjazdy wraz z rodzicami i młodszym rodzeństwem, zwanym Trutniami, na wieś, do domu, który tata zbudował wraz z dziadkiem. Dziadkowie też tam przyjeżdżają tylko na letni sezon. Oprócz nich lato spędzają tam Irmina i Szwagier z Dziubaskiem oraz ciotka Jadwiga. Domek nie jest szczytem marzeń, ciasny i niezbyt funkcjonalny, ale najgorsze okazuje się to, że między  jego lokatorami panują sztuczne relacje, brakuje tolerancji, akceptacji, serdeczności, ciepła, życzliwości, sympatii. Obowiązują sztywne reguły, co wolno, a czego nie. Zwykłe “dzień dobry” urasta do świętej formułki, staje się sztuczną, wymuszoną uprzejmością. Każdy ma tu swoje miejsce w hierarchii.
Despotyczny Dziadek Antoni ma tu rangę Boga, demiurga, pana i władcy. Jego spojrzenie pełne pogardy, śmiech czy ignorancja bywają  karą większą niż cokolwiek innego. Babcia Marysia jest prawie niewidzialna, cicha, zajmuje się  gotowaniem i rozwiązywaniem krzyżówek. Ciotka Jadwiga – zagadkowa postać, posługuje się w rozmowach z dziećmi specyficznym językiem ( dodając przed każda sylabą “fa”), ale można powiedzieć “robi” za służącą – opiekuje się Dziubaskiem, rozpieszczonym synkiem Irminy (typ: nie biegaj, bo się spocisz), która przeważnie tylko pali i opala się. Szwagier, trochę artystyczna dusza, z jednej strony miga się od pracy, z drugiej – jego działania nie spotykają się z aprobatą. Ojciec naprawia dom,  który oprócz opla jest jego największą dumą. Matka  – zdobywa prowiant na wsi u gospodarzy, zabiera dzieci na wyprawy, nie jest akceptowana przez rodzinę męża, czuje się jak intruz. Dzieciaki jak to one, korzystają z uroków przyrody, bawią się z okolicznymi wiejskimi dziećmi.
Najlepszą przyjaciółką bohaterki jest Bejatka,  córka miejscowego plantatora owoców i warzyw, ale zanim dziewczynka pobiegnie się bawić musi pracować na polu np. zrywać porzeczki czy ogórki, sprzedawać plony na targu itp.

Plejadę barwnych, zindywidualizowanych postaci uzupełniają ekscentryczna ciotka Aurelia z mężem, sąsiadka Kukułkowa (wiecznie skłócona z Antonim o ziemię), grający na harmonii  Ślepy Tomek, wujaszek Wania z wojenną przeszłością, pan Mietek i inni. I nie zapominajmy o prababce Karolinie, po której chałupie zostały tylko stare kamienne schodki ( tu taka dygresja: przyszło mi na myśl, że to taki symbol przeszłości, gdzie dom tworzyli ludzie, a nie ściany, a własnoręcznie upieczony chleb był sprawiedliwie dla wszystkich i dla mile witanych gości – zupełne przeciwieństwo sytuacji opisywanej w powieści, gdy każdy sobie rzepkę skrobie)

Fabuła zbudowana jest z licznych epizodów, scen, są wśród nich opisy wydarzeń mniej lub bardziej ważnych z perspektywy dziecka. Szczególnie pamiętne to np. wizyta na basenie, przybłąkanie się indyczki, wyjazd wujaszka Wani,  kąpiel Dziubaska, nieudane podchody, kiedy to grupa dzieci się zgubiła, spalenie dywanu.  Sporo tu malowniczych opisów, z których aż wyzierają kolory, smaki, dźwięki. Obecne są emocje, lęki, radości, nadzieje i rozczarowania…
Nie brakuje też humoru i groteski, z tym, że pod tą warstwą kryje się morze smutku.

To przecież jest nie tylko sentymentalna  opowieść o dzieciństwie i jego złudnej beztrosce, a o toksycznej, patriarchalnej rodzinie, w której na pozór wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę nic nie gra. Wszyscy spędzają  lato co roku tak samo, na siłę, nie akceptują się nawzajem, już nie mówiąc o głębszych uczuciach. Nie rozmawiają ze sobą nawet. Tkwią w marazmie, sztucznie podzieleni, skonfliktowani,  przywiązani do rutyny, mechanicznych niemal czynności.  Dzieci w tym wszystkim  nie mają wiele do powiedzenia, muszą się dostosować. Dopiero jako dorośli może będą inaczej postępować.

Kąkol to także opowieść o pamięci, o tradycjach, ziołach i owocach, przyjaźni, dziecięcej zabawie, o różnicach między wiejskim a miejskim stylem życia. O tym, jak często dziecku trudno się odnaleźć w świecie trudnych spraw i emocji.

To również  książka w pewien sposób dotykająca odwiecznej kwestii dobra i zła. Już sam tytuł na to wskazuje. Kąkol, choć piękny, jest uciążliwym chwatem, który trzeba wyplenić ze zboża, by zebrać samo dobre ziarno. Takim “kąkolem” jest bohaterka, ale czy na pewno? Przecież to tylko opinia dziadka, który sam też ideałem nie był:  “Jesteś zła – powiedział. Pozwalam ci tu być bo zło musi istnieć  na świecie, żeby rosło dobro. Ale jesteś zła, z gruntu zła. Zła od korzenia. Jesteś złym dzieckiem” ( s. 305).
Jak takie oceny, “łatki” wpływają na psychikę dzieci? Warto się zastanowić.

Po lekturze pewnie niejeden czytelnik wróci pamięcią do własnego dzieciństwa, czasu spędzanego na wsi, być może znajdzie jakieś podobieństwa,  punkty wspólne i różnice z światem przedstawionym w powieści Papużanki. Wiele z tej książki można wyciągnąć problemów do dyskusji i przemyśleń.  To także niezwykła uczta literacka, opowieść baśniowa i realistyczna jednocześnie, pięknym, miejscami poetyckim, językiem napisana. Język powieści Zośki Papużanki to zresztą osobny temat, nawet na pracę magisterską.

Według mnie Kąkol to jedna z najlepszych i najciekawszych, a na pewno najoryginalniejszych powieści, jakie dotychczas ukazały się w 2021 roku. Zjawiskowa okładka, przedstawiająca wyhaftowane przez Ewę Pol polne kwiaty i domek, zachwyca i obiecuje niebanalną treść. Tym razem warto było sądzić książkę po okładce.

polecam, Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi

Przeczytaj także/”Przez”/

/przeczytaj fragment/

Wydawnictwo Marginesy
Autor: Zośka Papużanka
Tytuł: Kąkol
Projekt okładki: Anna Pol, haft: Ewa Pol

liczba stron: 320
Data wydania: 19 maja 2021
ISBN:9788366863064


Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

 

 

 

Author: Agnieszka Grabowska

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *