
RÓŻE PUSTYNI – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 55
Tunezja zawsze już będzie mi się kojarzyć z aromatem jaśminu. Nie ze słońcem, piaskami pustyni i oddechem Afryki, ale właśnie z jaśminowym zapachem.
Monastyr przywitał mnie ulewnym deszczem – I to ma być Afryka – pomyślałam, patrząc przez szklane ściany budynku lotniska. Spoglądałam zdziwiona na spienione, szerokie strugi wody płynące po ulicy. W końcu deszcz ustał, tylko pojedyncze krople spadały z drzew. Pchnęłam drzwi i… zachłysnęłam się dusznym, wilgotnym, gorącym powietrzem.
Wszystko wokół parowało, a wilgoć potęgowała ten jedyny w swoim rodzaju, słodkawo gorzki, niezapomniany zapach jaśminu.
Białe budynki z elementami mauretańskimi, palmowe aleje, słodkie daktyle i nieodłączne wszędzie dźwięki darbouki (tunezyjski instrument muzyczny) stanowiły swoisty klimat.

Berberowie – rdzenni mieszkańcy południowej Tunezji są uśmiechnięci i niezwykle gościnni. A kolacja u Berberów, gdzie główną potrawą był oczywiście kuskus i arabski chleb, który sama piekłam w specjalnym piecu, na wolnym powietrzu pozostanie na długo w mojej pamięci.
Południowa Tunezja to dwa zupełnie różne krajobrazy. Rozciągają się tam bezkresne piaski Sahary, i ogromne wyschnięte solne jezioro Szatt el-Dżerid, oraz zielone oazy Douz, Kebili, Tozeur i Nefta. Tysiące palm daktylowych, uprawianych tutaj od wieków tworzyło charakterystyczny krajobraz.


Kiedy o świcie wyjeżdżałam z nadmorskiej oazy Gabes, jeszcze nie wiedziałam, że te kilka dni na południu będą najciekawszymi chwilami spędzonymi w Tunezji.
Droga do Matmaty, wioski Berberów słynnej z podziemnych domów, wspinała się na wzgórza porośnięte pojedynczymi palmami. Wieś słynie nie tylko z niezwykłych zabudowań ale również z realizacji scen do filmu „Gwiezdne wojny”, które właśnie tutaj były kręcone.

Matmata przypominała fantastyczny krajobraz księżycowy, zwłaszcza o zmroku, kiedy z otworów w ziemi unosiły się smugi dymu a promienie zachodzącego słońca wydłużały cienie. Domostwa ukryte w górach Dżebel Matmata są tak zamaskowane w gruncie, że prawie nic nie zdradza obecności podziemnych budowli. Do wykutych głęboko w skałach dziedzińców prowadzą wydrążone w zboczu wzniesienia tunele. Pomieszczenia mieszkalne, obory i magazyny znajdujące się wokół dziedzińca wykute są również w skale. Latem panuje tutaj chłód, a w zimne noce jest cieplej niż na zewnątrz. Ściany niejednokrotnie są ozdobione są symbolami dłoni i ryb, które według berberyjskich wierzeń, zapewniają szczęście i dostatek.


Niezwykłym przeżyciem był nocleg w miasteczku Medenine, w osobliwym hotelu. Był to osiemnastowieczny ksar, zbudowanych z pojedynczych ghorf – glinianych komórek w kształcie bochnów chleba, poukładanych obok siebie, jedna na drugiej. Ksary to dawne fortyfikacje obronne, które później były wykorzystywane przez nomadów do składowania zboża. Dzisiaj niektóre ksary spełniają rolę wygodnych hoteli.

Z krainy ksarów ruszyłam do Douz, zielonej oazy na obrzeżu pustyni. Widok licznych palm, kwitnących krzewów, śpiewających ptaków i wielbłądów pasących się nad nawadniającymi kanałami wywoływał wrażenie raju. Ale to mylne wrażenie. Tutaj toczy się nieustanna walka z piaskiem wdzierającym się do oazy od strony Wielkiego Ergu Wschodniego.
Droga prowadziła groblą przez wyschnięte słone jezioro. Wielki Szott jest to zwykle suchy, bezodpływowy zbiornik, wypełniający się wodą jedynie po ulewnym deszczu. Promienie słońca, migoczące kryształki soli i płaski jak okiem sięgnąć teren, powodują powstawanie fatamorgany.
Mieszkańcy są gościnni, na widok przybyszów uśmiechają się serdecznie, niejednokrotnie zapraszają do siebie częstując szklaneczką słodkiej jak ulepek, ale doskonale gaszącej pragnienie miętowej herbaty i oferują róże pustyni. Kamienne róże pustyni to zrośnięte ze sobą soczewkowate kryształy gipsu w kształcie płatków róży.

Nie omieszkałam kupić kilku takich róż, które wraz z kolorową glinianą darbuką stanowią miłą pamiątkę dni spędzonych na południu Tunezji.
Ostatnim przystankiem przed powrotem do cywilizacji była górska oaza Tamerza, położona w pobliżu malowniczego wodospadu i utworzonego wśród skał naturalnego basen z cudownie chłodną wodą. Kąpiel pod wodospadem, nocleg w uroczym hoteliku prowadzonym przez berberyjską rodzinę i lokalna kolacja zakończyły tę fascynującą tunezyjską podróż.


Tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.