
ŚLADAMI NAPOLEONA – fotoreportaż z podróży Danuty Baranowskiej
Odsłony: 104
Na krańcu Krety, nad morzem Libijskim leży najdalej wysunięte na południe Europy niewielkie miasteczko Ierapetra. Tylko niewielki pas morza oddziela Kretę i Aleksandrię, których wzajemne wpływy zostawiły niezatarty ślad na historii Egiptu i Grecji. To niezwykłe miejsce gdzie zatrzymał się czas, gdzie słońce mocniej świeci, wino smakuje inaczej a w szumie morskich fal słychać muzykę Mikisa Theodorakisa.
„Jest po środku ciemnego jak wino morza ziemia niejaka,
Kreta, piękna i żyzna, wokół wodą oblana”(Homer – Odyseja)
Lubiłam wczesnym rankiem spacerować nad brzegiem morza, kiedy słońce rzucało diamentowe refleksy na lazurową wodę. Wszystko drżało jakby z radości, że nadchodzi nowy cudowny dzień. Tysiące śladów nóżek mew na piasku, zmywała delikatna i ciepła fala. Z daleka widać było rybackie kutry wracające z łowisk do rodzinnego portu. Na nabrzeżu gromadka głośno dyskutujących kobiet oczekiwała na powrót mężów. One cieszyły się, że wszystkie kutry wróciły, że będzie zarobek, że zapełnią się stragany i sklepy świeżym darem morza. Bo ryby, ośmiornice, kraby i kalmary to podstawa życia tych nadmorskich miejscowości.


Zaczynał się nowy dzień. Skrzypiały koła wózków zaprzężonych w osiołki, podążających na pobliski targ z rybami, owocami, jarzynami, winem. Ulice w Ireapetrze są niezwykle wąskie, dlatego osioł jest najlepszym środkiem transportu. Z podziwem patrzyłam na nielicznych kierowców samochodów, próbujących przeciskać się tymi ciasnymi zaułkami. Odległość między domami w niektórych miejscach jest tak niewielka, że kobiety swobodnie rozmawiają przez okna, oparłszy łokcie na haftowanych poduszkach.



Zagłębiłam się labirynt uliczek, gdzie wśród białych ścian i cudownie kontrastującej z nimi zieleni oraz kolorowych kwiatów tętniło już poranne życie. Smakowity zapach świeżego pieczywa sprawił, że poczułam głód.
– Najwyższy czas na śniadanie – pomyślałam wstępując do maleńkiej oplecionej winoroślą tawerny. Po chwili z przyjemnością delektowałam się chrupiącymi rogalikami i kreteńskim przysmakiem – jogurtem z miodem.

Po odpoczynku ponownie powędrowałam do portu. To miejsce przyciągało mnie z jakąś magiczną siłą. I sama już nie wiem czy nabrzeże intrygowało mnie z powodu bogatej historii Ireapetry, czy z uwagi na powiązania z Egiptem, a może ze względu na obecność w tym miejscu przed laty Napoleona.


Ierapetra, chroniona przed wrogami przez wybudowany przez Wenecjan w trzynastym wieku kamienny Fort Kales, była niegdyś jednym z najważniejszych portów śródziemnomorskich. Miasto i fort zostały mocno zniszczone podczas trzęsienia ziemi w 1780 roku. Dzisiaj tylko pozostałości twierdzy przypominają o minionej świetności miasta. Spustoszenia twierdzy weneckiej Kales można porównać do zniszczeń minojskich pałaców spowodowanych prawdopodobnie falą tsunami w 1700 p.n.e. Obecnie te stare mury pokazują jak okrutna i groźna jest przyroda. I jak maleńki i bezsilny wobec jej gniewu jest człowiek.

Siedziałam na kamieniach i spoglądałam na spokojne błękitne wody morza rozciągające się daleko, aż po Egipt i Aleksandrię. I tam również trzęsienie ziemi poczyniło ogromne zniszczenia. Pałac Królowej Kleopatry i jeden z siedmiu cudów antycznego świata Latarnia na Faros pogrążyły się w morzu w 365 roku n.e. Natura zniszczyła wszystko. Nie został na powierzchni prawie żaden ślad.
Dreszcz mną wstrząsnął i jakoś zimno mi się zrobiło, mimo promieni palącego słońca. Spojrzałam niepewnie na morskie otmęty, na te kamienie, na stare mury. Wokół toczyło się normalne życie, krzyczały mewy, fale biły o kamienne schody, wokół rozbrzmiewały głosy ludzi a ja pomyślałam jak dobrze, że to było tak dawno.
Otrząsnęłam się z ponurych myśli i ruszyłam na poszukiwanie śladów Napoleona. Wiedziałam z przewodnika, że gdzieś niedaleko, w ciasnym portowym zaułku znajduje się pełen historii, frapujący, stary dom, który dla mieszkańców Ierapetry jest powodem do dumy, ciekawostką przyciągającą turystów, wspomnieniem przeszłości. To dom pamiętający sławetny rok 1798, rok w którym Napoleon odbył kampanię egipską. I to właśnie z Ireapetry Bonaparte przeprawiał się do Aleksandrii. A noc przed przeprawą przez morze spędził w tym niewielkim domu z drewnianymi okiennicami.

Mieszkająca nieopodal starsze małżeństwo opiekuje się domem. Kobieta tradycyjnie odziana na czarno sprząta, myje okna, sadzi w doniczkach czerwone pelargonie a jej mąż pilnuje porządku. Oboje staruszkowie są całym sercem oddani napoleońskiej pamiątce.
Pomimo rozwijającej się cywilizacji w tych przepięknych regionach z dala od kurortów i stolicy, życie mieszkańców nadal płynie swoim własnym rytmem. I czy to nad morzem, czy w górach, wśród pól oliwnych, czy upraw winorośli, pachnących ziół i ukwieconych łąk wszędzie można spotkać świadectwa wspaniałej historii tej ziemi.
Literaturę podróżniczą i dobre przewodniki najtaniej znajdziesz TUTAJ
tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Planujesz wspaniałą podróż? Aparaty fotograficzne najlepszej jakości najtaniej znajdziesz TUTAJ
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.