
W PODNIEBNEJ KRAINIE – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 78
Kiedy rankiem zerknęłam przez okno na zasnute ciemnymi chmurami niebo, na gałęzie drzew szarpane silnym wiatrem i krople deszczu spływające po szybach, opanowały mnie niewesołe myśli. Zwykle o tej porze roku szykowałam się na wyprawę w świat po słońce i przygodę ale w tym roku było to niemożliwe. Nagły dzwonek do drzwi przerwał te smutne rozważania. To listonosz przyniósł mi pachnącą przesyłkę z Indii, przesyconą aromatem kwiatów, herbaty, przypraw i kadzidełek od mojej przyjaciółki Priji. Przed oczami stanęła mi smukła postać czarnowłosej i uśmiechniętej lekarki z Delhi, którą poznałam w Europie, w Grecji. – Ileż to już lat trwa nasza przyjaźń, chyba ze dwadzieścia – pomyślałam, wspominając chwile naszego poznania. A było to dziwne spotkanie, takie, które na zawsze pozostaje w pamięci.
W czasie pobytu w Grecji postanowiłam odwiedzić słynne Meteory. Kiedy zatrzymałam się w górskiej wiosce Kalambaka, pomyślałam, że dotarłam do jakiegoś niesamowitego miejsca, w którym z ziemi wyrastały kamienne słupy, a do stromych skalnych ścian, zupełnie jak gniazda ptaków, przytulone były białe domki. Miejsce wydawało mi się jeszcze bardziej dziwne, kiedy wysoko na skalnych kolumnach zobaczyłam zamieszkałe budynki.

Na rynku wśród kolorowych kwiatów znajdowała się niewielka kawiarenka, która nęciła aromatem świeżo parzonej kawy. Właściciel zachęcającym gestem zapraszał do środka, a ja nie mogłam się oprzeć zapachowi i wkrótce delektowałam się wspaniałą mocną mokką. Było wcześnie rano, w kawiarence nie było jeszcze gości, a wąsaty Grek miał widocznie ochotę pogawędzić i kiedy przyniósł mi kawę, przysiadł na chwilę do mojego stolika.

– Wybierasz się do Monastyrów? – zapytał i nie czekając na odpowiedź zaczął opowiadać i tajemniczych klasztorach, wybudowanych wysoko na skałach.
– Ponad trzydzieści milionów lat temu w na północno – zachodnich rubieżach równiny tesalijskiej rozciągało się morze, po którym pozostało pasmo skał z piaskowca. Masyw ten nazwano Meteorami a na ich szczytach wybudowano zespół grekokatolickich i prawosławnych monastyrów. Klasztory w Meteorach to jeden z najbardziej niezwykłych widoków w lądowej części Grecji. Wybudowane na wierzchołkach olbrzymich skał o gładkich, stromych ścianach, zapewniały mnichom stabilizację, wyciszenie i spokojny azyl. Starzy mieszkańcy okolicznych wsi opowiadają, że święty Atanazy, założyciel najstarszego monastyru zwanego Wielkim Meteorem, dotarł na wierzchołek skalnej wieży na skrzydłach orła.



Początkowo wszystkie materiały potrzebne do budowy klasztorów i życia mnichów wciągane były na linach za pomocą kołowrotów. Przy użyciu tych samych lin, w dużych koszach lub mocnych siatkach, wciągani byli na szczyt również sami mnisi. Metody tej używano do lat dwudziestych ubiegłego wieku. Dzisiaj do Wielkiego Meteoru można dostać się po wykutych w skale stopniach.
Stary Grek umilkł. Po chwili spojrzał na mnie i dodał z uśmiechem.
– Jeden z przeorów słynął z specyficznego poczucia humoru. Kiedy pod koniec dwudziestego wieku odwiedzający monastyry angielski podróżnik, po skończonej wizycie w klasztorze, zapytał nieśmiało mnicha – A jak często zmieniacie linę? – otrzymał słynną do dzisiaj odpowiedź – Wtedy, kiedy się zerwie!
– Liny oraz kołowroty istnieją do dzisiaj i służą do wciągania produktów spożywczych i innych ciężkich artykułów dla monastyrów – ciągnął dalej.

– Klasztory na szczytach niedostępnych skał zaczęto budować już w czternastym wieku i wybudowano ich dwadzieścia cztery. W monastyrach gromadzono skarby zbierane z Tesalii, Mołdawii i z Wołoszczyzny. Pod koniec dziewiętnastego wieku klasztory zaczęły podupadać. Obecnie tylko sześć klasztorów jest zamieszkałych i toczy się w nich normalne klasztorne życie. – Życzę miłego zwiedzania dodał, wstając od stołu na widok zbliżających się nowych gości.

Pożegnałam się z sympatycznym Grekiem i ruszyłam w stronę Wielkiego Meteoru.
I mało brakowało, a nie zwiedziłabym monastyrów i wcale nie dlatego, że dojście do nich jest uciążliwe, strome, schody są wykute w skałach, nad przepaścią znajdują się kładki czy wiszące mostki. Ale z bardziej banalnej przyczyny… spodni. A tak, właśnie spodni.
W monastyrach obowiązują surowe zasady dotyczące stroju. Mężczyźni muszą mieć długie spodnie, kobiety spódnice, absolutnie nie spodnie! Jeżeli takowe posiadają należy je zasłonić dużą chustą owiniętą wokół bioder (można ją wypożyczyć przy wejściu) a wszyscy mają mieć zasłonięte ramiona. Tego dnia jednak zabrakło chust w wypożyczalni. Spojrzałam ze smutkiem na pusty kosz przy drzwiach. I wolno zawróciłam – no, cóż, przyjdę innym razem – pomyślałam. Ale nie doceniałam solidarności kobiecej. Idąca tuż za mną Hinduska wyjęła ze swojej torby duży, szeroki, kolorowy szal i z uśmiechem pokazała jak owinąć go wokół bioder na kształt hinduskiego sari. Naprędce udrapowana osłona moich spodni nie tylko pozwoliła mi zwiedzić te niezwykłe, greckie klasztory, ale przede wszystkim stała się zaczątkiem wspaniałej długoletniej przyjaźni z Priją.



tekst i fotografie: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.