
WYWIAD: Mocno weszłam w klimat epoki – wywiad z Edytą Świętek
Odsłony: 676
Dlaczego rodowita Krakowianka osadziła akcję sagi rodzinnej w Bydgoszczy? Jak powstawała powieściowa rodzina Trzeciaków? Co Edytą Świętek sądzi o ekologii? Gdzie i nad czym obecnie pracuje pisarka?
Jesteście ciekawi? Zapraszamy do lektury wywiadu z autorką sagi Grzechy młodości.
Marta Korycka: Zacznę przewrotnie… Kim jest Edyta Świętek?
Edyta Świętek: Najkrócej mówiąc: kobietą. Trudno byłoby wypisać wszystkie określenia, które mnie definiują: matka, żona, córka, synowa, pisarka, miłośniczka zwierząt i długich spacerów, wielbicielka polskiej literatury, specjalistka do spraw zarządzania, amatorka jazdy na motocyklu, niepoprawna optymistka, uparciucha, osoba ukierunkowana na realizację celów… Mogłabym długo wymieniać.
M.K.: Napisała Pani ponad dwadzieścia powieści, opublikowała kilka opowiadań. Za kogo się Pani uważa – za autorkę czy za pisarkę?
Edyta Świętek: Zdecydowanie za pisarkę. Autorstwo kojarzy mi się z tworzeniem czegoś. Może być autor bloga, fraszki, obrazu, ścieżki dźwiękowej. Słowo pisarz związane jest z konkretną działalnością i zarazem pracą.
M.K.: Aż się prosi o wyjaśnienie, jak godzi Pani pracę zawodową z pisaniem książek?
Edyta Świętek: Na szczęście od dłuższego czasu nie muszę godzić niczego z niczym. Pisanie powieści jest moją pracą, podobnie jak spotkania z czytelnikami. To są sprawy, na których skupiam całkowitą uwagę. Nie rozpraszam się zatrudnieniem na etacie, pisaniem artykułów czy innymi rzeczami.
M.K.: Książki to słowa. Czym jest dla Pani słowo?
Edyta Świętek: Słowo to coś, co ma wielką moc sprawczą. Drobiazg pozwalający na przekazywanie emocji, odwzorowywanie świata realnego bądź wyobrażeń na kartce papieru. To coś, co może nieść radość lub ranić.
M.K.: Kim dla Pani jest czytelnik?
Edyta Świętek: Czytelnik jest dla mnie kimś, kto motywuje do działania. Bez czytelnika pisarz nie może istnieć. To dla czytelnika spędzam czas przed komputerem, pracowicie tworząc kolejne teksty.
M.K.: Rodowita Krakowianka napisała cykl o Bydgoszczy. Co Panią wiąże z tym miastem oprócz sagi Grzechy młodości? Skąd pomysł na umieszczenie akcji nad Brdą?
Edyta Świętek: Kiedy zaczynałam pracę nad Grzechami młodości, z Bydgoszczą łączyła mnie tylko poznana wirtualnie bibliotekarka, która należy do mojego facebookowego fanklubu „Fani książek Edyty Świętek”. Ta przemiła dziewczyna namówiła mnie na to, bym osadziła akcję dowolnej powieści w jej rodzinnym mieście. Podsunęła mi kilka tytułów, po które warto było sięgnąć. Porywając się na to przedsięwzięcie, musiałam nauczyć się topografii i historii Bydgoszczy oraz poznać związane z nią ciekawostki. Dla mnie to był ogrom pracy, ale jednocześnie niesamowita satysfakcja i wspaniała przygoda. Pokochałam Bydgoszcz, uważam, że to piękne miejsce.
M.K.: Potwierdzam, choć widziałam tylko okolice opery. Akcja pierwszego tomu rozpoczyna się w latach 70. XX wieku. To czasy głębokiej komuny. Skąd Pani czerpała informacje o życiu w PRL-u?
Edyta Świętek: Interesuję się tamtym okresem historycznym. Sama przyszłam na świat w latach 70., więc pamiętam klimat PRL-u, stanu wojennego i wszechobecnej szarzyzny. Dużo czytałam na temat minionych czasów, bardzo pomocne były również różne filmy dokumentalne, a także migawki Polskiej Kroniki Filmowej.
M.K.: Czy czuje się Pani specjalistką od sag rodzinnych osadzonych w PRL-u? Niektórzy nazywają Panią mistrzynią…
Edyta Świętek: Właściwie trudno mi się odnieść do tego pytania, ponieważ bardzo dobrze mi się pisze o tamtych czasach. Mocno weszłam w klimat epoki i dostrzegam nieprawdopodobny kontrast pomiędzy tym, co było wtedy, a tym, co jest dzisiaj. Czy czuję się mistrzynią? Nie. Po prostu robię to, co lubię. Nie mam dość obiektywizmu, by ocenić, jak wypadam na tle innych autorek, nie ważyłabym się nawet czynić takich porównań, ponieważ… poza kilkoma wyjątkami nie czytuję sag.
M.K.: Członkowie wielopokoleniowej rodziny Trzeciaków budzili we mnie skrajne uczucia. Postać Maryśki, jakoś nie mogę jej nazywać Mirellą, za każdym razem powodowała u mnie otwieranie scyzoryka w kieszeni. Mimo jej złej natury to dla mnie najlepiej scharakteryzowana postać.
Edyta Świętek: Dziękuję, poczytam to jako komplement, gdyż faktycznie moim zamysłem było wykreowanie postaci budzących skrajne uczucia, różnorodnych i charakterystycznych. Maryśka vel Mirella z założenia miała reprezentować samo zło, typową frustratkę, która odpowiedzialnością za własne niepowodzenia obarcza wszystkich wokół. Mam słabość do tworzenia czarnych charakterów. Z mojego punktu widzenia praca nad takimi postaciami wymaga więcej uwagi. Prócz cech negatywnych antybohater musi mieć jeszcze jakiś „ludzki” rys, który sprawia, że staje się autentyczny. Stąd fobia Maryśki dotycząca brudu i robactwa.
M.K.: Proszę zdradzić, jak powstawała rodzina Trzeciaków.
Edyta Świętek: Pewnego dnia usiadłam przy biurku w mojej Pracowni Literackiej. Sięgnęłam po arkusz papieru w formacie A3 i zaczęłam na nim rysować drzewo genealogiczne rodziny Trzeciaków. To, które ułożyłam na własne potrzeby, sięgało o całe pokolenie głębiej niż drzewo opublikowane w powieści i zawierało znacznie więcej postaci. Istotna była Franciszka oraz jej mąż Leon. Oni dali życie najważniejszym bohaterom. Zależało mi, by pokazać cały przekrój ówczesnego społeczeństwa, czyli:
– rodzinę należącą do establishmentu (Tymoteusz i Elżunia),
– osoby korzystające z „dobrodziejstw” poprzedniego ustroju (Kazimierz i Ewa),
– przeciętnych „zjadaczy chleba” (Agata i Wojciech),
– ludzi idących pod prąd, którym zawsze wieje w oczy wiatr (Eugeniusz i Justyna).
Ta ósemka stanowiła główny trzon powieści. Gdy dumałam nad losami Trzeciaków po zmianach ustrojowych, każdej rodzinie przyporządkowałam dzieci, które miały w nowych czasach stanowić odbicie tego, czym żyliśmy w latach 90. i późniejszych.
M.K.: Nie mogło zabraknąć elementu wywrotowego w czasach komuny. Eugeniusz…
Edyta Świętek: Eugeniusz to człowiek płynący pod prąd. Bohater bardzo doświadczony przeze mnie na kartach powieści, podobnie zresztą jak jego żona Justyna. Człowiek odważny, zdeterminowany, wierny własnym przekonaniom. Słono płacił za życie w zgodzie z własnym sumieniem. Bez takich ludzi nie doszłoby do przemian ustrojowych w Polsce.
M.K.: To prawda. Los Trzeciaków nie oszczędza. Nie za dużo tych nieszczęść jak na jedną rodzinę?
Edyta Świętek: Zdaję sobie sprawę, że zafundowałam Trzeciakom sporo trudnych przeżyć. Nie wydaje mi się jednak, by było ich więcej niż w przeciętnej rodzinie. Śmierć, choroby, utrata pracy czy zdrady zdarzają się wszędzie. Czasami nieszczęścia kumulują się w krótkim czasie, kiedy indziej rozłożone są w latach. Akcja Grzechów młodości toczy się od 1970 do 2010 roku. Mamy cztery dekady, które siłą rzeczy muszą obfitować w różne niespodzianki.
M.K.: Ubek Roman Dereń niejedno ma na sumieniu, ale zaimponował mi w czwartym tomie. Zastanawiam się, ile niespodzianek przygotowała Pani dla czytelników i rodziny Trzeciaków w ostatnim tomie.
Edyta Świętek: Roman Dereń to postać specyficzna. Przyznaję, że drań trochę mi się wymknął spod kontroli w trakcie pracy, gdyż w pierwotnym założeniu miał być postacią mroczną i ponoszącą odpowiedzialność za wszystko, co najgorsze. Na jakimś etapie okazało się jednak, że potrzebuję czułego, zaangażowanego ojca i on świetnie wszedł w tę rolę. Oczywiście Roman pojawi się również w piątym tomie sagi i do samego końca pozostanie postacią dość kontrowersyjną – ani dobrą, ani złą, wywierającą jednak duży wpływ na rodzinę Trzeciaków. W ostatnim tomie nie obejdzie się bez kilku niespodzianek. Najważniejsze jednak było dla mnie, by podomykać wszystkie wątki.
M.K.: Historycznego smaczku i jednocześnie realizmu nadają postacie historyczne związane z Bydgoszczą. Zaskoczyła mnie informacja o Salingerze.
Edyta Świętek: Zależało mi na tym, by na kartach powieści uwiecznić jak najwięcej ciekawostek – po pierwsze ku uciesze rdzennych bydgoszczan, aby zwrócili uwagę na to, jak wiele uwagi poświęciłam ich miastu, a po drugie po to, by zaintrygować osoby niezwiązane z tym miejscem i pokazać, że absolutnie wszędzie można natrafić na coś godnego uwagi.
M.K.: Historia to dla mnie równie ważny bohater jak postacie fikcyjne. Czym dla Pani jest historia? Dlaczego jest ważna, nawet jako tło w powieściach obyczajowych czy romansach?
Edyta Świętek: Historia jest tym, co mocno wpływa na naszą tożsamość narodową. Uważam, że jej znajomość jest bardzo ważna. Wydarzenia z przeszłości mają nas uczyć tego, jakich błędów nie wolno popełniać tu i teraz. Tło historyczne w powieściach powinno być oddane wiernie, bez przekłamań. Autor nie powinien dowolnie żonglować faktami, podpierając się przy tym wyjaśnieniem, że chodzi o fikcję literacką – w takim przypadku lepiej jest całkowicie zrezygnować z tła historycznego, w przeciwnym razie może dochodzić do absurdów. W ostatnich latach mamy prawdziwy wysyp powieści o tematyce obozowej, co sprawia, że miejsca takie jak Auschwitz zostają odarte z realności. Wielu autorów stosuje uproszczenia na potrzeby fabuły, zacierając tym samym prawdziwy obraz. Owszem, jest również wiele pozycji wartościowych, opartych na autentycznych przeżyciach i wspomnieniach – te są niezwykle ważne i potrzebne.
M.K.: Zgadzam się z Panią i ze swej strony dziękuję za szczegóły komunistycznego życia. Dla mnie cykl Grzechy młodości to sentymentalna wycieczka do dzieciństwa i młodości. Przypomniało mi się palenie w piecu, kartki żywnościowe, granie w gumę, kozaki relaks i wiele innych rzeczy. Jak odbierają sagę starsze pokolenia, a jak młodsze, urodzone w demokratycznym państwie?
Edyta Świętek: Osoby pamiętające minioną epokę często zwracają uwagę na realizm, z jakim oddaję ją na kartach powieści. Odnajdują własne dzieciństwo z jego zabawami, smakami i całą otoczką. Niektórzy wspominają represje, jakich zaznawali. Inni przypominają sobie przyjemniejsze sprawy – na przykład swoistą solidarność w relacjach międzyludzkich: pożyczanie przysłowiowej szklanki cukru, zajmowanie miejsca w kolejce, handel wymienny cudem zdobytymi dobrami materialnymi czy oddawanie przysług, a nade wszystko prawdziwą bliskość w relacjach międzyludzkich, gdy sąsiad od sąsiada nie odgradzał się wysokim na dwa metry żywopłotem, lecz dzielił z nim radości i troski dnia codziennego.
Młodsze pokolenia podchodzą do tamtego okresu ze zdziwieniem. Trochę nie dowierzają, że faktycznie w sklepach były puste półki, godzinami można było stać w kolejce po jakieś towary i kupowało się nie to, co się podobało i o czym marzyliśmy, a po prostu to, co się trafiło.
M.K.: A Brda sobie płynie i jest świadkiem wielu zdarzeń. Woda w pierwszych tomach sagi odegrała znamienną rolę. Przyznam, że trochę zabrakło mi jej w czwartym tomie.
Edyta Świętek: Czwarty tom miał wprowadzić czytelników w nowe czasy i zupełnie inne realia. Brda popłynie jeszcze przez piąty tom sagi, choć już nie tak intensywnie, jak we wcześniejszych częściach. Pojawi się natomiast trochę owadów, których brzęczenie zagłuszy na koniec szmer przepływającej rzeki.
M.K.: Brzmi intrygująco. W powieści kilka razy poruszyła Pani wątek ekologiczny, wspominając o zanieczyszczaniu okolicy przez Zachem. Jak ważna jest dla Pani ekologia?
Edyta Świętek: Siłą rzeczy ekologia powinna być ważna dla nas wszystkich. Od wielu lat intensywnie zanieczyszczamy naszą planetę. Jestem zwolenniczką dbałości o środowisko. Oczywiście każdy z nas może zrobić coś dla Ziemi, unikając nieprzemyślanych zakupów, palenia śmieci itp. Uważam jednak, że największy nacisk powinien zostać położony na ekologię w firmach produkcyjnych. Irytuje mnie kupowanie rzeczy nadmiernie opakowanych. Przykładowo taki krem do twarzy: maleńki słoiczek zawiera 100 ml specyfiku, do tego dochodzi wielka plastikowa zakrętka, nierzadko większa od samego słoiczka. To opakowane jest w zdecydowanie za duże pudełko, w którym prócz słoiczka można znaleźć kartonowe bądź plastikowe wypełniacze przestrzeni. Na wierzch dochodzi jeszcze folia. Do tego w sklepie jakaś reklamówka i nagle okazuje się, że owe 100 ml kremu pociąga za sobą całą stertę śmieci. A to tylko jeden zwyczajny krem. Na temat sprzętów AGD czy RTV z wmontowanymi chipami, które mają za zadanie „zepsuć” urządzenie wraz z końcem okresu gwarancyjnego i sprawić, by naprawa była nieopłacalna, można byłoby długo pisać i mówić. Podobnie jest z nieustannie zmieniającą się modą i całym marketingiem, który „wymusza” na nas kupowanie nowości i bycie „trendy”. Trudno w takich przypadkach mówić o ekologii.
M.K.: 1 września ukaże się ostatni tom bydgoskiej sagi, ale w międzyczasie została wznowiona inna Pani powieść – Zanim odszedł.
Edyta Świętek: Tak, rzeczywiście. To wznowienie jednej z moich wcześniejszych publikacji. W pewnym sensie doskonale wpasowuje się w nurt tego, co robiłam w ostatnich czasach, gdyż fabuła tej książki rozgrywa się jednocześnie w dwóch płaszczyznach czasowych: tu i teraz oraz w okresie PRL-u. Nie pochylam się jednak w tej treści aż tak mocno nad tłem historycznym czy społecznym. Tutaj kluczową rolę odgrywają sekrety z przeszłości, które mocno rzutują na aktualne losy bohaterów.
M.K.: Jak wygląda Pani warsztat pisarski? Czy ma Pani jakieś rytuały, które może Pani ujawnić?
Edyta Świętek: Nie mam jakichś szczególnych rytuałów związanych z pisaniem. Niektórzy czytelnicy wyobrażają sobie pisarza jako romantyczną osobę, która spędza czas z laptopem w kawiarni albo parku i tworzy swe dzieła w akompaniamencie śpiewu ptaków bądź przy wtórze ulicznego gwaru. Być może rozczaruję teraz niektórych, lecz ja podczas pracy lubię spokój i ciszę. Nie słucham muzyki, nie piszę w plenerze. Ponieważ traktuję moje zajęcie bardzo poważnie, zadbałam o stworzenie dla siebie wygodnego i nierozpraszającego miejsca pracy. Mam w tym celu wygospodarowany osobny pokój, który pełni w domu również funkcję biblioteki. Nazywam to miejsce Pracownią Literacką i spędzam tam mnóstwo czasu.
M.K.: Chciałabym do niej zajrzeć i zobaczyć, nad czym Pani obecnie pracuje. Proszę uchylić rąbka tajemnicy…
Edyta Świętek: Aktualnie odpoczywam, gdyż półtora roku, jakie poświęciłam na napisanie sagi Grzechy młodości, było okresem bardzo intensywnej pracy. W tym momencie nie pracuję nad żadnym nowym tekstem, a raczej jestem na początkowym etapie planowania czasu i miejsca następnej akcji. W mojej głowie pojawiają się zarysy pierwszych postaci. Nim zacznę przelewać myśli na papier, minie jeszcze kilka tygodni.
M.K.: Dziękuję za wywiad.
Edyta Świętek: Ja również dziękuję. Pozdrawiam serdecznie!
opracowała Marta Korycka
zdjęcia: archiwum prywatne autorki
materiał chroniony prawami autorskimi
POWIEŚCI EDYTY ŚWIĘTEK – NASZE RECENZJE
KLIKNIJ W OBRAZEK I ODWIEDŹ STRONĘ AUTORKI