JEZIORO TONLE SAP I RZEKA, KTÓRA PŁYNIE POD PRĄD – fotoreportaż z podróży Danuty Baranowskiej

fotoreportaż z podróży życie i pasje

Odsłony: 420

Tonle Sap to zdumiewające, unikalne jezioro w Kambodży największe na Półwyspie Indochińskim. Unikalne, bowiem jego powierzchnia waha się od ponad dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych do około piętnastu tysięcy, zależnie od pory suchej lub deszczowej, a różnica poziomu wód w ciągu roku może wynosić nawet osiem metrów. Tonle Sap, co oznacza w języku khmerskim „wielka rzeka słodkowodna”, to ewenement geograficzny, pół jezioro, pół rzeka, która dwa razy do roku płynie w przeciwną stronę i łączy się rzeką o tej samej nazwie z Mekongiem. Zbiornik jest uznanym przez UNESCO rezerwatem biosfery, a zamieszkuje go ponad sto pięćdziesiąt gatunków ryb, mnóstwo ptaków, gadów i innych wodnych stworzeń.

 

Po rozpoczęciu pory deszczowej potężne masy wód z Mekongu wpływają do rzeki Tonle Sap, która  zmienia kierunek swojego biegu. Cofająca się woda podnosi poziom jeziora, nanosi nie tylko żyzne osady ale przede wszystkim umożliwia przedostanie się do jeziora ogromnych ilości ryb. Jezioro jest jednym z najbardziej bogatych w ryby słodkowodne zbiorników wodnych na świecie. Roczne połowy wynoszą ponad dwieście tysięcy ton. Z końcem pory deszczowej rzeka zaczyna płynąć właściwym nurtem i poziom wody w jeziorze opada. Jest to tak zwane zawracanie biegu rzeki, któremu towarzyszy wspaniałe święto Bon Om Touk, czyli święto wody.

 

Niewielka kilkuosobowa łódź płynęła przez spokojne, bure wody jeziora. Aż się wierzyć nie chciało, że w takiej mętnej, błotnistej wodzie istnieje życie.

– Tonle Sap to nasza spiżarnia – odezwał się sternik, zupełnie jakby znał moje myśli. – Rybacy codziennie wypływają na połów, z ryb utrzymują się mieszkańcy wiosek na wodzie, stąd ryby trafiają na targowiska w całej Kambodży stanowiąc jeden z głównych składników khmerskiego pożywienia – ciągnął dalej kierując się do centrum wioski.

Część budynków stoi na wysokich palach, inne posadowione na beczkach niczym fundamentach, unoszą się na wodzie. Domy, często prowizoryczne są bardzo maleńkie. Ludzie mieszkają w nich wspólnie ze zwierzętami. Środkiem transportu są łodzie, łódki, pontony i wszystko to co może służyć do przemieszczania się po wodnych szlakach. Wszędzie rozciągnięte na wysokich żerdziach suszą się sieci. Nie do wszystkich mieszkańców jeziora los się uśmiechnął. Najbiedniejszym musi wystarczyć do życia tylko łódź. Na niej żyją, śpią i gotują a żywią się tylko tym, co daje im jezioro.

We wsi znajdują się pływające sklepy, nieduży szpitalik, ferma krokodyli, posterunek policji, i urągająca wszystkim zasadom bezpieczeństwa stacja benzynowa, gdzie paliwo do łodzi i generatorów sprzedawane jest w plastikowych kanistrach. Na wodzie unosi się szkoła z dużą salą gimnastyczną, sierociniec dla dzieci, świątynia buddyjska, hinduistyczna a nawet kościół katolicki oraz  boisko do koszykówki ufundowane przez UNICEF. Z daleka widoczne są niewielkie porośnięte roślinnością tratwy i pochylone wśród roślin  kobiety.

– To pływające ogrody – wyjaśnił sternik widząc moje zaciekawienie. – Kobiety uprawiają tam pomidory, ketmię, ogórki i inne warzywa – dodał kierując się w stronę najbliższej tratwy. Do brzegu tratwy była przymocowana niewielka łódka. Schylona w ogrodzie kobieta wyprostowała się z widocznym trudem. Była w zaawansowanej ciąży. Tuż obok bawił się kamykami kilkuletni dzieciak. Kobieta uśmiechnęła się i pomachała do nas ręką, potem wróciła do swojej pracy.

Miejscami na jeziorze można było zobaczyć wyrastające z toni drzewa i niewielkie łachy mulistej ziemi. To znak, że woda powoli opadała, a pora deszczowa miała się ku końcowi i rzeka zaczęła płynąć swoim nurtem. Opadająca woda odsłaniała nie tylko zalane połacie ziemi, ale również inne, przerażające dla przybysza z zachodu widoki. Z jeziora wyłonił się cmentarz z częściowo zanurzonymi w wodzie kolorowymi nagrobkami.

Dla mieszkańców Tonle Sap była to normalna rzecz, część ich życia, codzienne obcowanie ze zmarłymi, nic nadzwyczajnego.  Dla mnie zaś, wstrząsający i szokujący widok, który długo jeszcze miałam przed oczami.

Tonle Sap z pływającymi wioskami to zupełnie inny świat. Świat ludzi ciężkiej pracy, gdzie od najmłodszych lat dzieci pomagają rodzicom, gdzie młodzi ludzie nie znają beztroskich spotkań i zabaw, ale wiedzą jak łowić ryby, mocować na specjalnych drągach sieci, rozplątywać je i naprawiać, gdzie kobiety nie mają pralek a ubrania piorą ręcznie w rzece, gdzie życie jest bardzo trudne, niejednokrotnie niebezpieczne. Mimo to mieszkańcy są pogodni, spokojni i wyraźnie pogodzeni z losem. Może to filozofia buddyzmu, może nie znają i nie szukają innego życia, ich czas po prostu płynie wolniej i w zgodzie z naturą.


Tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiaø chroniony prawami autorskimi

 

Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.

 

 

1 thought on “JEZIORO TONLE SAP I RZEKA, KTÓRA PŁYNIE POD PRĄD – fotoreportaż z podróży Danuty Baranowskiej

  1. Piękne zdjęcia, piękna wyprawa. Ale jak trudne życie tych ludzi …woda to żywioł z którym muszą się zaprzyjaźnić.
    Pozdrawiam Dana i czekam na kolejne opowieści z odległych zakątków świata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *