PATRONAT MEDIALNY: “Dobre żony” Louisa May Alcott – recenzja

literatura piękna patrornat medialny recenzje życie i pasje

Odsłony: 344

Ta powieść  stanowi kontynuację Małych kobietek – dalsze losy rodziny March, które znalazły odzwierciedlenie w filmowej adaptacji. Nie oglądałam jeszcze tej najnowszej, ale znam tę z 1994 roku, zatem pewne wydarzenia i wątki zamieszczone w Dobrych żonach już znałam. Nie odebrało mi to jednak przyjemności czytania, bowiem tu liczy się nie sama fabuła, ale też sylwetki postaci, ich dialogi, myśli i uczucia, a także niepowtarzalna, staroświecka atmosfera. W tym wydaniu również znajdziemy urocze ryciny Franka Thayera Merilla.

Wszyscy, którzy z sympatią, a może  z wypiekami na twarzy,  śledzili perypetie rodziny March w tomie Małe kobietki, niewątpliwie nie omieszkają sięgnąć po drugą część.  Tych zaś, którzy  najpierw zabrali się do Dobrych żon, trzeba lojalnie uprzedzić – właściwa kolejność ma tu ogromne znaczenie. Konieczny jest fundament, zatem warto zacząć od początku.

Staram się unikać spojlerowania, toteż nie powiem jak dokładnie potoczyły się dalsze losy Meg, Jo, Beth, Amy oraz ich przyjaciela z sąsiedztwa Lauriego.
Louise May Alcott przygląda się naszym bohaterom na przestrzeni kilku lat: dziewczęta wchodzą w dorosłe życie, dojrzewają, podróżują, nabierają doświadczenia, kształtują swe postawy i poglądy, przeżywają sukcesy i porażki, wychodzą za mąż, cieszą się macierzyństwem i budowaniem związku, uczą się i pracują (także nad sobą).  W ich życiu będą i radości i smutki, nadzieje i troski, mniej lub bardziej trafne wybory.
Nie zabraknie rodzinnego ciepła,  serdeczności i słodyczy, mądrych rad, przyjacielskich sprzeczek i przekomarzań, zabawnych scen i wzruszających momentów, moralnych nauk, straconych złudzeń i złamanych serc. Nie zawsze wszystko będzie szło po myśli bohaterów  i też nie zawsze po myśli czytelników, którzy zapewne napisaliby inny scenariusz dla swoich ulubieńców.

Nie da się ukryć, że współcześnie nieco razi  moralizatorski ton, patriarchalny wzorzec rodziny i wzór kobiety – anioła, świetnej gospodyni,  matki, strażniczki ogniska domowego, uosobienia dobroci i admiratorki ubóstwa i skromności. Z drugiej strony  trzeba pamiętać o ówczesnych realiach (XIX w.) oraz trudno nie zauważyć, że autorka wykreowała bardzo różnorodne postaci kobiet, które znajdują spełnienie w domu i rodzinie, ale też mają ambicje zawodowe i talenty artystyczne, są ciekawe świata, pracowite i zaangażowane społecznie.  Siostry March to charakterne indywidualistki, zwłaszcza Jo.  Mają coś do powiedzenia, chcą być szczęśliwe i  takie w sumie są.
Znajdziemy tu nie tylko “dobre żony”, ale i “dobre siostry”, “dobre przyjaciółki” oraz “dobrych mężów”, “dobrych przyjaciół” ,  “dobrych braci” i “dobrych ojców”. Nie chodzi jednak o to, że wszyscy są w swych rolach idealni, ale starają się wypełniać je jak najlepiej i budować jak najlepsze relacje z innymi.
Tytuł okazuje się niezbyt fortunny, ale miejmy nadzieję, że nikogo nie zrazi, bowiem pod warstwą staroświeckości, moralizatorstwa, sentymentalizmu i nieco kwaskowego lukru kryje się całkiem sporo mądrości  i to całkiem aktualnej. Dla przykładu – młode mamy  w XXI  wieku też powinny skorzystać z rad pani March, która wprost mówi o tym, by zadbać o siebie, własny odpoczynek i relacje z mężem oraz pozwolić innym pomóc przy dzieciach.  Współczesnym młodzieńcom trwoniącym czas i pieniądze przydałyby się wskazówki Amy, co do sposobu życia, a początkujący autorzy wiele mogą wynieść z doświadczeń Jo.  Właściwie każdy może znaleźć coś dla siebie i to  jeden atutów tej “starej, ale jarej” książki.

Powieść składa się z 24 rozdziałów, każdy stanowi niemal odrębne opowiadanie, obejmując epizod z życia poszczególnych postaci np. wesele,  kiermasz, sukces wydawniczy,  podróż  itp. Między nimi są przeskoki czasowe, autorka nie opisuje wszystkiego “dzień po dniu”, ale przedstawia  na tyle wystarczająco, by czytelnik miał pełne rozeznanie w sytuacji  i przede wszystkim poczuł  specyfikę ówczesnej obyczajowości i niepowtarzalną atmosferę.

O ile Małe kobietki wydały mi się niesamowicie uroczą, urzekającą powieścią,  to już Dobre dobre żony, mimo swych walorów, aż tak mnie nie oczarowały, nie wiem, czy mnie zabrakło czytelniczego serca, czy coś tu jednak nie grało. Niemniej nie wyobrażam sobie,  by nie poznać obu książek o rodzinie March, tym bardziej, jeśli  ma się w perspektywie obejrzenie ekranizacji.
Wydanie przygotowane przez wydawnictwo MG jest estetyczne,  starannie i solidnie  oprawione,  wzbogacone rycinami Franka Thayera Merilla.

polecam, Agnieszka Grabowska|
materiał chroniony prawami autorskimi

Wydawnictwo MG
Tytuł: Dobre żony
Autor: Louise May Alcott
Ilustracje: Frank Thayer Merill
Tłumaczenie: Zofia Grabowska
Ilość stron: 600
Data wydania: styczeń 2020 r.
ISBN: 9788377795972

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *