Odsłony: 313
Słowak, Węgier – dwa bratanki… Bohaterami powieści będącej są dwaj przyjaciele z dzieciństwa: poczciwy Peter, zwany Lewiatanem – szkolny prymus o pokaźnej tuszy i literackim talencie oraz okrutny i agresywny Koloman, na którego wołają Kapia…. To także portret miasteczka na pograniczu, nad którym przetoczyły się wichry historii. Bildungsroman i powieść o pisaniu. Nadszedł czas na literaturę z mniej znanych krajów środkowej Europy. Zapraszamy, niech otworzą się wrota wyobraźni…
Nieczęsto mamy okazję sięgać po literaturę np. słowacką, słoweńską, węgierską, czy bałkańską, ogólnie mówiąc środkowoeuropejską. Śmiało można stwierdzić, że publikacje z “zachodu” i “zza oceanu” zdominowały nasz rynek książkowy. Niektóre wydawnictwa postanowiły wypełnić tę niszę, i tak w ślady publikujących mniej znaną twórczość autorów Europy Wschodniej i Środkowej, czyli głównie Wydawnictwa Czarnego, Biura Literackiego, Starej Szkoły, Książkowych Klimatów, podążyła Biblioteka Słów (będąca imprintem Biblioteki Analiz), która w swoich założeniach chce łączyć różne odcienie literatury, ze szczególnym uwzględnieniem bałkańskiej i “małych języków”, podkreślając wartość “małych ojczyzn” i lokalnej twórczości osadzonej w historii i tradycji regionów o wyjątkowym charakterze. Jej cel stanowi również promowanie prozy na wysokim poziomie, zwłaszcza opowiadań, oraz prezentowanie oryginalnych, świeżych tekstów, nie stroniąc jednak od tego, co w literaturze już jest znane i dojrzałe.
Nie ukrywam, że bardzo mnie zaciekawiła zarówno “polityka wydawnicza”, idea tego wydawnictwa, jak też najnowsza propozycja czytelnicza (premiera 12 listopada 2019 r.), a mianowicie Wtedy w Loszoncu – debiutancka powieść Petera Balko, którego podstawą było nagrodzone w konkursie “Poviedka 2012: opowiadanie Łabędzia ballada. Jeszcze nigdy nie miałam okazji czytać literatury słowackiej, z wyjątkiem Małpeczek z półeczki Kristy Bendovej – uroczej opowieści dla dzieci. To była zatem moja osobista premiera i na pewno nie ostatnia lektura z tego kręgu kulturowego.
Zacznijmy od przedstawienia autora, który na pewno ma niebanalną osobowość, ogromną wyobraźnię i poczucie humoru – na zdjęciu na okładce widzimy go z balonem w ustach, przyszło mi ma myśl, że to taka “bańka słów” , którą pisarz wypuszcza w świat….
Peter Balko to słowacki prozaik i poeta młodego pokolenia (ur. 1988 r.), pracuje jakopedagog w Wyższej Szkole Sztuk Scenicznych w Bratysławie, którą to uczelnię ukończył jako absolwent scenariopisarstwa i dramaturgii. Pisze scenariusze filmowych, współtwórzył antologię współczesnej literatury słowackiej, współorganizuje międzygatunkowy festiwal Medzihmla. Za debiut powieśćiowy Vtedy v Lošonci otrzymał Nagrodę Jána Johanidesa, Nagrodę Fundacji Banku Tatra oraz nagrodę czytelników Anasoft litera 2015. W 2019 roku ukazała się jego nowa powieść pt. „ØSTROV”. Mam nadzieję, że polscy czytelnicy wkrótce będą mogli obcować z jej polskim przekładem.
Debiut Petera Balko naprawdę okazał się wciągający, zaskakujący i warty uwagi. Znajdziemy tu portret miasteczka na pograniczu słowacko-węgierskim, echa wydarzeń historycznych, wspomnienia dzieciństwa tyleż pięknego, co pełnego trudnych, a wręcz tragicznych momentów, opowieść o dorastaniu, o miłości i śmierci, poszukiwaniu własnej tożsamości. Integralną część stanowią dygresyjne opowieści, w których mowa zarówno o sprawach ważnych jak i absurdalnie śmiesznych. Tu realizm miesza się z absurdem, przeplatają się konwencje (rodzinna saga, baśń, przygodówka…), obok piękna i liryzmu stoją zaś okrucieństwo i obrzydliwość. Autor ewidentnie igra z czytelnikiem, w dodatku nierzadko zaskakując go nietypowym skojarzeniem, czy zwrotem, nagle rozbijając powagę sytuacji
Słowak, Węgier – dwa bratanki… Bohaterami powieści są dwaj przyjaciele z dzieciństwa: poczciwy Peter, zwany Lewiatanem – szkolny prymus o pokaźnej tuszy i literackim talencie oraz okrutny i agresywny Koloman, na którego wołają Kapia, lokalny łobuz.
Różni jak ogień i woda, są związani ze sobą przyjaźnią na śmierć i życie, dzielą ze sobą świat dziecinnych zabaw i psot, marzeń, przeżyć i doświadczeń. Łączy ich też w szczególny sposób tragedia, jaka wydarzyła się podczas szkolnego balu. Historia ich przyjaźni stanowi zasadniczą oś utworu, pozwalającą autorowi na snucie barwnych, dygresyjnych opowieści, takich jak na przykład historia noża myśliwskiego o fioletowym ostrzu, czy niemal baśniowa opowieść o Koguciej Wdowie albo o polowaniu z ojcem na złotego prosiaka.
Loszonc to inaczej Łuczeniec, miasteczko na pograniczu węgiersko-słowackim; naznaczona wojennym losem mała ojczyzna bohaterów książki i ich przodków: “Na zachodzie kraju mówią na nas Węgry, starzy loszonczanie nazywają to miejsce śmietnikiem historii, a mój ojciec – ziemią niczyją. Dla mnie to po prostu dom” ( s. 16) – tak twierdzi Lewiatan, któremu dziadek powierzył ważne zadanie.
“Kiedy miałem pięć lat dziadek nauczył mnie pisać. Strząsnął ze starej gruszy owoce na palenkę i powiedział, że ludzie robią wszystko, żeby nie zapomnieć. Jedni fotografują, inni piją, jeszcze inni rysują kreski na framugach, a ja, najmłodszy z rodziny, mam pisać. O sobie i o innych. Dziadek da mi zeszyt, a gdy go zapełnię, dostanę nowy. Odnajdę swój styl, odnajdę swoje zdania. Zeszyt musze regularnie dokarmiać słowami (…)” (s.17)
Takich zeszytów Peter zapisał 8, zawierały w sobie opis ośmiu pięknych lat jego życia. Podarł je na strzępy, ale w ostatnim, korzystając z wolnego miejsca, zaczął pisać. Odnalazł swoją historię.
Tylko gdzie leży granica między prawdą a fikcją?
Fabuła to nie tyle to, co się działo w Loszoncu, nie wspomnienia, a opowieść fikcyjna, którą młodociany pisarz Lewiatan wykreował na bazie wspólnych przeżyć i zasłyszanych historii. Wypełnił zadanie dziadka i obietnicę daną przyjacielowi.
“To nie jest opowiadanie!” wrzasnął Kapia rzucając zeszytem w rozdziale “Łabędzia ballada”, przecież “W opowiadaniu powinna być jakaś laska, bez laski ani rusz.(…) Kto chce być pisarzem, musi pamiętać o laskach”. Ale opowieść o Alicji, w której potajemnie kochał się Lewiatan, nie usatysfakcjonowała kolegi.
“Chciałeś opowiadania, to będziesz je miał”– powiedział i wyruszył z nożem ku przymarzającemu na tafli jeziora łabędziowi. Tak, Kapia “opowiadał” czynami.
Wierzył jednak w talent przyjaciela, prosił o obietnicę, że jeśli napisze o nich książkę, będzie w niej “największym kozakiem”.
I był….
Wtedy w Loszoncu jest nie tylko przykładem współczesnego Bildungroman, powieścią o dojrzewaniu, poszukiwaniu własnej tożsamości, o przygodach z dzieciństwa, ale także powieścią o pisaniu, opowiadaniu, trudnych początkach i szlifowaniu warsztatu literackiego, o sztuce narracji.
To książka barwna, wciągająca, świetna językowo, dowcipna, soczysta i sugestywna, niejednoznaczna, pozytywnie “zakręcona” i bardzo filmowa, co niespecjalnie dziwi, gdyż autor jest scenarzystą. Zdecydowanie łatwiej ją czytać niż o niej mówić.
Uważam, że widniejące na okładce superlatywy, jakimi tę niewielką objętościowo powieść obdarzył Wojciech Szot, zupełnie nie są przesadzone. Zgadzam się, że Wtedy w Loszoncu może się spodobać sympatykom twórczości Olgi Tokarczuk i Joanny Bator, ma w sobie coś w duchu Twaina i w klimacie niezwykłej prozy Schulza. Ale dodam, że budzi też skojarzenia (jak najbardziej pozytywne ) z ongiś popularną powieścią Weiser Dawidek Pawła Huelle.
Zachęcam do lektury i odkrywania sieci własnych skojarzeń. Dla mnie to była niezwykła podróż literacka, chętnie będę ją kontynuować z twórczością Petera Balko oraz innych przedstawicieli literatury słowackiej, a także węgierskiej. Dołączycie?
Tę książkę najtaniej kupisz TUTAJ
polecam, Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Wydawnictwo: Biblioteka Słów
Autor: Peter Balco
Tytuł: Wtedy w Loszoncu
Tytuł oryginału:Vtedy v Lošonci. Via Lošonc
Tłumaczenie: Miłosz Waligórski
Data wydania:2019-11-12
Ilość stron: 195
ISBN:9788395261183
Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.