
POZNAJ SWÓJ KRAJ: ”SZCZYRKA” WODA W SZCZYRKU – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 279
Lato już za nami, ale z przyjemnością wspominamy słoneczne dni i wakacyjne wędrówki. Tym razem wraz z Danutą Baranowską wybierzemy się na beskidzki szlak pełen kolorowych motyli i poznamy legendę o Ondraszku. Zapraszamy gorąco!

Kiedy nadchodzą letnie słoneczne dni i ptaki zaczynają swoje radosne trele, a wiatr w gałęziach drzew szepce wesoło, wydaje mi się wówczas, iż cała przyroda woła mnie i przyzywa. Trudno wtedy pozostać w mieście. Jeżeli tylko czas mi pozwala, uciekam na beskidzkie szlaki, gdzie wśród gór i lasów odnajduję radość i spokój.
Któregoś pięknego lipcowego dnia ruszyłam motylowym szlakiem na Skrzyczne w Beskidzie Śląskim.
– Dlaczego motylowy szlak? – ktoś może zapytać. Przecież żadna dróżka na ten najwyższy szczyt Beskidów tak się nie nazywa. To prawda, ale starzy mieszkańcy okolic nazywają drogę na Skrzyczne przez Malinowskie Skały motylową, bo uwijają się tam w ogromnych ilościach barwne motyle. I mnie tego dnia towarzyszyły te kolorowe, delikatne, przepiękne owady.

Na Przełęczy Salmopolskiej było jeszcze zupełnie pusto, tylko pasąca się krasula głośnym muczeniem rozpraszała swoją samotność. Dym z komina w przydrożnym zajeździe świadczył, że kuchnia czekała na turystów. Rano było tutaj spokojnie, ale później zacznie się duży ruch. Przecież trwały wakacje.

Na polanie, pod lasem przygotowane do zwózki kopki siana, wskazywały na zakończone sianokosy. Spojrzałam na chmury zbierające się po zachodniej stronie nieba ale nie zanosiło się na deszcz.
– Siano nie zmoknie – pomyślałam i ruszyłam dalej w kierunku Malinowskich Skał.

Samotne wędrówki sprzyjają rozmyślaniom. Nagle uświadomiłam sobie, że przecież po tych górach przed laty biegał słynny zbójnik Ondraszek.
I nie jest to legenda. Ondraszek żył w Beskidach i był postacią historyczną. Urodził się w 1680 roku na Śląsku Cieszyńskim w Janowicach, w rodzinie miejscowego wójta. Prawdopodobnie uciekł przed poborem do wojska i swoją bandę stworzył z podobnych mu uciekinierów. W legendach zbójnik ten to szlachetny i mądry człowiek, walczący z niesprawiedliwością, biedą i ludzką krzywdą na terenie Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Moraw i Słowacji. Jednak nie wszystkim się podobała taka szlachetność. Wśród zbójników znalazł się zdrajca. Ondraszka zamordowano z powodu wysokiej nagrody jaka była wyznaczona za jego głowę.
Tańczące motyle, których mnóstwo kręciło się nad łąką rozproszyły smutne myśli.

Obok na liściu przysiadł żółty motyl. Był piękny, złocisty sprawiał wrażenie jakby promień słońca sięgnął rośliny.

Dalej nad kwitnącymi kwiatami koniczyny uwijały się pospolite w górach przeplatki ze wspaniałym rzeczywiście, przeplatanym rudo-czarnym rysunkiem na skrzydełkach.

Droga łagodnie wznosiła się szczyt Skrzycznego wśród resztek świerkowego lasu, który mocno ucierpiał po katastrofalnej wichurze w 2004 roku. Wiatrołomy, choć już w większej części usunięte robiły, przygnębiające wrażenie.

Wśród traw migały maleńkie jaskrawo ubarwione czerwończyki nieparki. Wyglądały jak pomarańczowe plamki kontrastujące z żywą zielenią krzewinek jagodowych.

Jeszcze kilka kroków i mogłam odpocząć w starym schronisku, na Skrzycznem. Budynek nie należy do zbyt pięknych, ale jest ostoją turystów, a przede wszystkim narciarzy. A swoją sławę zawdzięcza słynnemu (sprzed drugiej wojny światowej) procesowi sądowemu o… brzydotę.

W 1933 roku na szczycie Skrzycznego zostało wybudowane prywatne schronisko. Nieciekawy budynek nie pasował do górskiego otoczenia. Był brzydki i nie miał nic wspólnego z góralską architekturą. W związku z tym działacze Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w obronie estetyki wytoczyli właścicielowi proces o „naruszenie zasad ochrony przyrody”. Proces ciągnął się, aż do roku 1939 i pozostał nierozstrzygnięty z powodu wybuchu wojny.
Ale schronisko nie było najważniejsze na szczycie, lecz widok jaki się stąd rozciągał. To co widniało, aż po kres horyzontu było niepowtarzalne. Lekka mgła przysłaniała widoczne w dole Jezioro Żywieckie. Z daleka majaczyła Babia Góra. Przy dobrej widoczności można podziwiać Tatry.

Na szczycie wiał silny i przenikliwy wiatr. I mimo, że słońce grzało mocno zrobiło mi się zimno.
– Trzeba schodzić na dół do Szczyrku – pomyślałam. Ale zamiast pieszej wędrówki wybrałam kolejkę krzesełkową. I nie żałowałam. Krzesełka były dwuosobowe. Razem ze mną jechał wieloletni przewodnik beskidzki. I on mi po drodze opowiedział dlaczego Szczyrk nazywa się Szczyrk.
– Nazwa ta pochodzi od szczyrkania, czyli słowa oznaczającego charakterystyczny odgłos.
Może to być szczyrkanie dzwonków pasterskich, zawieszanych na szyjach bydła i owiec, które pozwalały łatwiej odnaleźć zagubione podczas redyku zwierzęta. Może to być również szczękanie motyk uderzających w twardą, kamienistą glebę. Ziemia w górach jest trudna do uprawy z powodu dużej ilości kamieni i skał. Odgłos więc jaki wydają narzędzia polowe to właśnie szczyrkanie. I woda rzeki Żylicy płynącej przez Szczyrk, wydaje charakterystyczne szczyrkanie, tym głośniejsze im większe są opady.
Pożegnałam miłego gawędziarza i poszłam nad brzeg Żylicy. Rzeczywiście głośno, bardzo głośno pluskały jej wody.
Na mostku, tuż koło pobliskiego domku siedziała piękna kotka, leśna albo norweska. Siedziała i badawczo patrzyła na mnie jakby chciała powiedzieć:
– No sama słyszysz: szczyrka ta woda, szczyrka, przecież całą noc szalała burza.

Tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.