SZPIEG W KSIĘGARNI -“RANA” ,Wojciech Chmielarz – recenzja

Odsłony: 439

Wokół twórczości Wojciecha Chmielarza, laureata Nagrody Wielkiego Kalibru, zapanował ostatnio istny szał. Trwa szum medialny. Planowane są ekranizacje jego książek. Czy to  naprawdę dobre thrillery czy przereklamowane? Najlepiej przekonać się samemu, bowiem ilu czytelników, tyle opinii. Postanowiłam zatem zapoznać się z jego najnowszą powieścią. Hit, czy kit?

Oto zarys fabuły w ogromnym skrócie. Klementyna, dręczona koszmarami kobieta w starszym wieku, podejmuje pracę jako nauczycielka matematyki w prywatnej szkole. Poznaje tam Elżbietę, niepokorną polonistkę, po kryjomu palącą papierosy w szkolnej toalecie. Panie zaczynają “trzymać sztamę”. Wkrótce dowiadują się o tragicznej śmierci Marysi. Potem ginie Ela, a Klementyna jest jedną z osób, które widziały ciało. Podejrzanych i mających motyw osób jest sporo:  despotyczna dyrektorka i jej ordynarny mąż, ich zagubiona i uwikłana w  konflikt rodziców córka,  ekscentryczny i wyjątkowo trudny, nieprzystosowany społecznie, zafascynowany zbrodniami Gniewomir, a także ona sama… Ale może jej się tylko wydawało, a niewygodna pracownica naprawdę zwolniła się i wyjechała? Kto kogo kryje, kto kogo wrabia, kto przed kim udaje? Cała sytuacja, brzydko mówiąc, “śmierdzi”. Więcej pytań niż odpowiedzi. Odsłaniają się kolejne karty z przeszłości i teraźniejszości bohaterów.  Istne bagno i piekło. Zakończenie  –  okazało się brutalne i zaskakujące.

Rana nie jest typowym kryminałem, ani thrillerem,  to raczej połączenie wymienionych gatunków z dramatem psychologicznym, bardziej thriller obyczajowy niż mrożący krew w żyłach dreszczowiec.  Nie spodziewajcie się kryminalnego śledztwa z prawdziwego zdarzenia, tu nie pojawia się żaden komisarz policji, detektyw, czy profiler. Tu postaci będą się dusić we własnym sosie, wzajemnie podejrzewać, szukać, drążyć  i mącić.
Zdecydowanie lepszym określeniem niż  thriller czy kryminał, będzie studium zła i przemocy, w którym bardzo obrazowo pokazano skutki i konsekwencje, nie  wchodząc w szczegółową analizę przyczyn i mechanizmów.
Chmielarz  napisał opowieść o toksycznych relacjach, patologicznych rodzinach (i wcale nie tych o niskim statusie materialnym i społecznym, wręcz przeciwnie), o kryzysie i upadku rodziny,  o dzieciach biorących na barki problemy rodziców, o demonach przeszłości, o braku uczuć, wartości, zasad i wzajemnego zrozumienia, o zgubnych skutkach nadużywania alkoholu, o przemocy fizycznej, psychicznej, agresji, cierpieniu,  traumie, poczuciu winy  ( i braku kary?), o piętnie zbrodni, piekle, które ludzie stwarzają sobie nawzajem… I to zdecydowanie bardzo ważna problematyka, której istnienia nie można zaprzeczyć, a konieczności poruszania w literaturze  nie można odmówić. Wszystko jednak rozbija się o sposób przekazu i muszę stwierdzić, że przekaz Wojciecha Chmielarza zupełnie mnie nie przekonuje.

Czego możemy się spodziewać po Ranie? Otóż przesadnego nagromadzenia i spiętrzenia ciężkiej tematyki wszelkiego zła,  problemów, rodzinnych i społecznych dramatów,  ponurego nastroju, scen pisanych jakby pod kątem filmu/serialu,  dużej ilości dialogów, prostego, dosadnego, wulgarnego języka (według mnie zbyt nadużywanego, co obniża poziom powieści i wręcz obrzydza lekturę), samych negatywnych bohaterów, niewiarygodnych splotów wydarzeń.

Akcja dzieje się w prywatnej warszawskiej szkole, o wielkich ambicjach, ale wypaczonych ideach. Obraz tej szkoły i jej uczniów nie jest jakoś szczególnie wyeksponowany,  wręcz powierzchowny,  zabrakło mi szerszego pokazania atmosfery w szkole i w ogóle postaci uczniów, można było odnieść wrażenie, że uczęszcza tu tylko troje – Gniewko, Karolina i Marysia, reszta stanowi jakby nieistotne tło. Sposób funkcjonowania tej placówki nie bardzo przystaje do rzeczywistości, trochę wygląda tak  jakby każdy mógł robić co chce, z powodu braków kadrowych fizyczka uczy chemii (“na bezrybiu…”), dyrektorka oprowadzą nową matematyczkę przeszkadzając innym w lekcjach, uczniowie pałętają się w murach szkoły do późna, monitoring wyłącza się z oszczędności…

Bohaterowie powieści są “popaprani” emocjonalnie, poranieni i raniący, każdy ma swoje za uszami i bynajmniej nie chodzi o mandat za złe parkowanie, a o poważne sprawy, przestępstwa… Żadnej z postaci nie da się obdarzyć sympatią, współczucie ofiarom też stoi pod znakiem zapytania, oczywiście muszą być  tzw. czarne charaktery, ale czy każdy bohater musi okazać się zły? To, że nie można jednoznacznie ocenić postaci, bo nie są czarno-białe, należy zaliczyć na plus, ale jednak wydają się dość płaskie.

Za dużo naraz nagromadzono zła. Autor zbyt wiele nawrzucał tragedii, brudu,  traum i dramatów. Tu nie były przysłowiowe dwa grzyby w barszcz, ale cały czubaty koszyk.  Przez to jakby zatraca się to, co najważniejsze, a powstaje niemal groteskowy wyścig przemocy i zbrodni.  W pewnym momencie całość przestaje być wiarygodna, choć warto podkreślić, że autor kreując fabułę posłużył się pewną autentyczną historią. Zastanawiam się, czy gdyby to właśnie ją uczynił kanwą swojej powieści, skupiając się bardziej na jednej postaci, nie powstałaby książka o wiele lepsza… Na pewno byłaby bardziej spójna i konkretna niż obecnie, kiedy to można odnieść wrażenie, że autor chciał złapać kilka srok za ogon i na koniec wystrzelić fajerwerki w iście amerykańskim stylu.

Zdaję sobie sprawę, że należę do mniejszości, do grona tych, których ta książka nie porwała, a wręcz znużyła. Gdybym miała zwyczaj dawać lekturze szanse tylko do setnej strony, ta akurat nie zdałaby egzaminu. Dopiero od połowy akcja zaczyna przyspieszać, dopiero pod koniec coś zaczyna się dziać i wtedy się zdarzenia mkną… za szybko, trochę tak na zasadzie “zbierzmy wszystkich i niech się nawzajem pozabijają, a przy okazji wyciągniemy inne brudy”, tak na “wariackich papierach”,ale to chyba miał być thriller psychologiczny, a nie film o Jamesie Bondzie?  Wydaje się, że autor chciał za wszelką cenę wbić czytelnika w fotel, mnie wbił w poczucie dziwnego przygnębienia i przekonanie, że szybko zapomnę o tej książce; preferuję czytadła innego typu,  a mocnych  wrażeń i ważnych treści wolę szukać u sprawdzonych źródeł.

Według niektórych opinii, podobno Rana to najsłabsza jak dotąd powieść Chmielarza, mam nadzieję, że to prawda i pozostałe bronią się lepiej. Nie zamierzam jednak już tego sprawdzać.  Po lekturze Rany mam mieszane uczucia,  o ile doceniam wagę poruszonej problematyki, to nie przekonuje mnie sposób przekazu tego autora i przede wszystkim język powieści. De gustibus…
Spróbujcie na własną odpowiedzialność.

Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi


Wydawnictwo Marginesy
Autor: Wojciech Chmielarz
Tytuł: Rana
Data wydania: sierpień 2019
Liczba stron: 413
ISBN 978-83-66335-04-2

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Author: Agnieszka Grabowska

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

1 thought on “SZPIEG W KSIĘGARNI -“RANA” ,Wojciech Chmielarz – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *