
POZNAJ SWÓJ KRAJ: SMAK CHLEBA – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 343
Podczas któregoś mojego pobytu w Ustroniu trafiłam na coś, co pozwoliło mi przenieść się w czasy, kiedy miasteczko było tylko malowniczą wioską letniskową w Beskidzie Śląskim, gdzie na halach i łąkach górale wypasali owce, uprawiali poletka ziemniaków i jęczmienia, a życie toczyło się wolno i sennie…

W jednej z małych uliczek ujrzałam zapomnianą chatę góralską z początku dziewiętnastego wieku. Firanki w oknach, czerwone pelargonie na parapetach świadczyły o tym, że chałupa jest zamieszkała. Po chwili na ścianie dostrzegłam niewielką tabliczkę z napisem: Muzeum.
Nie wahałam się dłużej i pchnęłam skrzypiące drzwi.

W chacie czas jakby się zatrzymał, a ja odniosłam wrażenie, że dzisiejsze czasy betonowych domów, wieżowców i szybkich samochodów gdzieś zniknęły jakby zaklęte. Zapach drewna, mąki, chleba, trzaskający ogień w kuchennym piecu zajmującym większą część kuchni, jakieś suszone zioła nad okapem i wygrzewający się za piecem kot.
Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy z komory przyległej do kuchni, wyszła kobiecina ubrana w strój beskidzki i serdecznie zaprosiła mnie do stołu.
– Gdzie ja się znalazłam? Tyle czasu spędzam w Ustroniu, tyle razy przechodziłam obok, ale tej chałupy nie zauważyłam, a przecież stoi tutaj od dawna. Widać tak to już jest, że nie zawsze wszystko widzimy od razu, że musiał przyjść na to odpowiedni czas – pomyślałam.
– Proszę siadać do stołu i skosztować mego chleba – powiedziała gospodyni i położyła przede mną na okrągłej desce pachnące kromki, posmarowane wspaniałym wiejskim smalcem oraz kubek aromatycznej malinowej herbaty.


Po posiłku kobieta oprowadziła mnie po swoim gospodarstwie opowiadając, iż chałupa należała jeszcze jej rodziców i dziadków, że całe pokolenia się tutaj wychowały, a teraz to jest prywatne muzeum, gdzie ona pełni rolę kustosza.
– Z całych Beskidów zbierano eksponaty, stroje kobiece przywiezione są z Istebnej, a lampa z Koniakowa, ale wiele rzeczy tutaj to własność mojej rodziny. Wózkiem wiklinowym z celuloidową lalką w środku, sama się bawiłam będąc dzieckiem – ciągnęła gospodyni.



W przyległej do kuchni komorze, było mnóstwo statków kuchennych charakterystycznych dla tego rejonu Beskidów. Wiele takich koryt, maselnic, donic drewnianych, konwi, można jeszcze dzisiaj spotkać w górskich wsiach.

Wyszłyśmy na otoczone drzewami podwórko. Przy ścianie stała wygodna drewniana ława, obok znajdowały się różne narzędzia gospodarskie. Pies leżący pod drzewem poruszył leniwie ogonem, zerkając na stadko kur i czarno-białą kozę skubiącą trawę.


Kobieta wskazała ręką na żarna.
– Na nich moja babka mieliła ziarno na mąkę. A chleb z niej był nie taki jak teraz w sklepach. Świeży był cały tydzień, a pachniał!

– Niech Pani idzie dalej, tam mój ojciec prowadzi sklepik. Nalewki jakich w całym Ustroniu, ba! w całej okolicy się nie znajdzie. Ziołowe, pachnące lasem, owocami, słońcem, a miody z naszych górskich kwiatów! Zioła, grzyby i powidła. Nigdzie takich nie ma! – zachęcała z uśmiechem.

Kiedy opuszczałam gościnne progi chaty, w koszyku niosłam nalewkę poziomkową, leśny miód, no i pachnący bochenek wiejskiego chleba upieczonego w najprawdziwszym piecu chlebowym.
Już wiedziałam, gdzie będę kupować chleb na śniadanie. Smak takiego prawdziwego chleba pozostaje na zawsze w pamięci.
Tekst i fotografie: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.
Często bywasz w Beskidach. Teraz to są tam kłopoty z dojazdem. Piekny reportaz. Pozdrawiam