
POZNAJ SWÓJ KRAJ: Z WIZYTĄ U MUSZKIETERÓW – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 504
Którejś słonecznej soboty wybrałam się do Chudowa – niewielkiej wsi oddalonej o kilka kilometrów od mego miasta. W dzień powszedni panuje tu spokój i cisza przerywana tylko śpiewem ptaków i zwykłymi odgłosami śląskiej wsi. Ale sama wieś nie jest już taka zwykła. Znajdują się tutaj ruiny renesansowego zamku, gdzie w letnie soboty i niedziele odbywają się ciekawe, historyczne spotkania, wydarzenia i artystyczne występy.
Warownia niszczała aż do momentu, kiedy to w 1995 roku opiekę nad nią roztoczyła Fundacja “Zamek Chudów”. Na terenie zamkowym prowadzone są badania archeologiczne, oraz trwają prace nad odbudową zamku.

Kiedy czasami czułam się znużona codziennością, przyjeżdżałam do Chudowa pospacerować po zielonych łąkach podzamcza. Z pobliskiej, bardzo starej pasieki dało się słyszeć monotonne brzęczenie pszczół. Aż się wierzyć nie chciało, iż takie pasieki jeszcze istnieją.


Wśród wiekowych drzew można spotkać ludowe duchy i zjawy: Meluzynę, Skarbnika, Utopca, Strzygę, Diabła, Południcę i Wiedźmę. To letnia wystawa rzeźb pod nazwą Demony Śląskie autorstwa utalentowanego śląskiego rzeźbiarza Tomasza Wenklara. Bo przecież porządny zamek bez diabłów i czarownic nie może się obejść.
Ale w sobotę i niedzielę w sezonie letnim nie bywa w Chudowie tak spokojnie. Na zamek i podzamcze ciągną rzesze turystów. Bo też trudno się dziwić, dzieją się tu niezwykłe rzeczy.
Tego pięknego sobotniego popołudnia trafiłam w środek obozu muszkieterów.

Ech! co też tam się działo. Na polu stanęły namioty, dało się słyszeć werble, rżenie koni, gwar, pokrzykiwanie kucharzy znad kotłów z bigosem. Armaty grzmiały, dymy zasnuwały pola pod zamkiem. Muszkieterowie zawojowali zupełnie teren. Można było spotkać damy ubrane w stroje późnośredniowieczne, między ludźmi kręcił się zupełnie jak z filmu, braciszek zakonny.


Korzystając z przerwy obiadowej w obozie wojskowym, ruszyłam na zamek. I tu także znalazłam się w średniowieczu. Przemiła przewodniczka w stroju z epoki prezentowała i opowiadała jak tutaj dawniej żyli ludzie.

Badania archeologiczne i przekazy historyczne mówią, że renesansowy zamek powstał w piętnastym wieku. Kamienno-ceglany zamek zbudował Jan Gierałtowski, który kupił posiadłość Chudów w 1532 roku. Rodzina Gierałtowskich była właścicielami zamku do 1622 roku, następnie zamek przeszedł w ręce rodziny Foglerów i wtedy zamek przeżywał swój wielki rozkwit. Należał wówczas do najwspanialszych rezydencji na Górnym Śląsku, w której odbywały się liczne bale i przyjęcia. Zamek spłonął w 1847 roku, a ruiny doczekały się rekonstrukcji dopiero w XXI wieku. Zbiory znajdujące się w wieży i na dziedzińcu zamkowym zgromadzono dzięki pracom archeologicznym i eksponatom ziemi chudowskiej odnalezionym wśród okolicznej ludności.


Z obozu muszkieterów doleciał mnie zapach bigosu. W obozie wojskowym trwała w najlepsze przerwa obiadowa.
– Czas na małą przekąskę – pomyślałam i ruszyłam do stylowej oberży muzealnej „Pod Św. Jerzym”. Karczma została wybudowana w dbałości o najmniejsze szczegóły, wiernie odtwarzane na podstawie starych fotografii, wykopalisk i przekazów ustnych.

W oberży nadal panował klimat przełomu średniowiecza i renesansu, w tle słychać ciche tony renesansowych utworów, a oberżysta podawał wyśmienity żurek na maślance ze swojskim chlebem, wypiekanym na miejscu w wielkim piecu chlebowym. Znajdował się tutaj niepowtarzalny, jedyny w Polsce, czynny późnośredniowieczny piec kaflowy wykonany według wzorów odnalezionych w wykopaliskach archeologicznych na zamku w Chudowie. Kafle do jego budowy zostały wykonane w specjalnie stworzonej pracowni ceramicznej. Wiele z nich nawiązuje do postaci św. Jerzego.


Niezwykły pokaz góralskich, szkockich tańców zakończył to urocze sobotnie popołudnie.

Tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.
Tekst przepojony pasją do zwiedzania i poznawania oraz miłością do swoich Stron.Zachęca do wizyty. Gratuluję!
Lubię takie klimaty , a piec kaflowy marzenie 🙂
Serdecznie pozdrawiam Dana i czekam na kolejne smaczki z podróży w czasie .
Sława
Dawno temu byłam z wnukami i chociaż dzis maja ponad 20 lat a jeszcze wspominają te walki rycerzy i wszystko co tam się dzialo. Pozdrawiam. Bardzo trudno dzis wstawić komentarz.