KOBIECYM OKIEM: “Wiosna pszczołami rozkwita”, esej Urszuli Wojnarowskiej-Curyło
Odsłony: 132
Doczekaliśmy się. Przedwiośnie u bram. Choćby i Pani Zima jeszcze parę razy przetrzepała swoje piernaty, a Dziadek Mróz pogroził nam mrozowym kosturem, maleńkie, brązowo- zielone Przedwiośnie coraz śmielej wychyla się z ziemi koło domów, czesze leszczyny w kitki i pracowicie wiąże na wierzbach puchate pętelki.
Dni coraz bardziej błękitne, sikorki coraz głośniej śpiewają swoje wiosenne trele. I ja, choć najchętniej i najpewniej czuję się w prozie, zaczynam poezję widzieć wokół i poezją mówić. No, może bez przesady z tym ostatnim, ale jednak, coś w sercu innego się budzi, coś jak nadzieja, która nie dotyczy wyłącznie nadziei na chwilowy koniec wyższych rachunków za gaz…
Dłuższe dni, słońce mocniej grzejące, to kwiaty, które, tylko patrzeć jak wyskoczą spod zimowych kołderek. A jak kwiaty, to i pszczoły pracowicie uwijające się w swoich nektarowych tańcach. Nasza rodzina nie ma wokół domu szczególnie wielkiego areału, na którym te tańce możemy obserwować, ale, zauważam, że z roku na rok rośnie koło domu coraz więcej roślin kwitnących. Zaczynam też chętniej zaglądać do publikacji ogrodniczych. Ostatnie moje zaskoczenie dotyczy… tui. Oczywiście, rośnie ich tak około dziesięciu w naszym ogrodzie, bo to i szpaler zrobią i wiatr zatrzymają i liśćmi nie rzucają, więc sprzątać nie trzeba. Choć akurat ten ostatni argument, to pozór. Kto czyścił tuje, wie, o czym mówię.
Niedawno wpadł mi w ręce tekst poświęcony pszczelim pożytkom, a raczej ich kurczącej się ilości. Autor suchej nitki na tujach nie zostawił. Nie wiem, jaka jest prawda, próbowałam poczytać cokolwiek na ten temat i zaczęłam się mocno zastanawiać, czy aby części naszych szmaragdów nie wykarczować.
Pszczelarze załamują ręce, że coraz mniej jest roślin miododajnych, zatem pszczoła ma ograniczone możliwości zbierania nektaru. Do tego skażenie chemiczne – np. rozsypywanie wokół roślin preparatu przeciwko ślimakom zamiast mechanicznego czy biologicznego pozbywania się problemu, palenie plastikami ( znamy, znamy – spacerowicze w każdej miejscowości mogą palcem pokazać domy, w których używany jest tego typu „opał”, tylko co z tego, że znamy?…), a z tym faktem związane opady – śnieg, deszcz, zabierające z atmosfery te chemiczne trucizny do gleby i do wód. Tępimy z zacięciem żółte łebki mniszków, które uparcie dekorują nasze nienaganne pseudoangielskie trawniki (biję się we własne piersi), o stokrotkach nie wspomnę.
Jasne, nasze ogrody, to nie magnackie nasadzenia, w których uwijają się ogrodnicy. Mamy mniej czasu, na większość tego, co mamy, musimy zapracować w pocie czoła, więc cóż się dziwić, że cenimy sobie każdą wolną chcąc ją wykorzystać w innych celach niż praca np. w ogrodzie. Sądzę jednakże, że gdybyśmy pomyśleli i postanowili wspólnie zrobić coś dobrego dla matki Natury, coś na co mamy wpływ, coś przyziemnego i zwyczajnego, to nie byłoby to nic niemożliwego.
Powiedzmy, mieszkańcy bloków na parapecie zaokiennym mogliby zainstalować skrzynkę z poziomkami, żeby i pszczoła miała co zapylić i taki miniogrodnik miał co drugi dzień pyszny deser, nagradzający jego miniwysiłek. A ten, który ma ogródek przy domu, mógłby też przemyśleć, czy z prac ogrodniczych tylko koszenie trawnika może( bo musi) wykonywać?
Jako cywilizacja jesteśmy bardzo rozwinięci, ale nasze życie zależy od małych owadów, których prawie nie dostrzegamy. Pszczołom zawdzięczamy poranną kawę i lwią część tego, co znajduje się na talerzu, jak choćby oleje rzepakowy, słonecznikowy i wiele innych, bez których w kuchni o wielu potrawach moglibyśmy zapomnieć, zawdzięczamy im bawełniane i lniane ubrania, których naturalną jakość tak wysoko cenią nasze ciała. Pszczoły to nie tylko miód. Te słowa, które czytasz, to taki mały hołd naszym pracowitym mniejszym braciom, bez których nie byłoby możliwe życie takie, jakie znamy. Pomyślisz o tym na przedwiośniu?
Urszula Wojnarowska Curyło
materiał udostępniony za zgodą Autorki i chroniony prawami autorskimi
Urszula Wojnarowska-Curyło, specjalista w zakresie neurologopedii, czynna zawodowo od 25 lat. Spełnia się także dydaktycznie prowadząc zajęcia ze słuchaczami studiów logopedycznych i neurologopedycznych na Uniwersytecie Rzeszowskim oraz Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Prywatnie miłośniczka opowiadań oraz literatury fantasy, pływania, tańca towarzyskiego, śpiewu chóralnego, psów, Portugalii oraz zimowa karmicielka ptaków. W wolnych chwilach pisze eseje, które umieszcza na swoim blogu.


To ja sobie ten własnoręcznie posadzony czosnek rezerwuję, w celu zakupu, a później pożarcia w formie zupy czosnkowej bądź czosnku z miodem, rzecz jasna 🙂
Czesanie kitek i puchate pętelki, ładnie!
Dzisiaj podziwiałam i kitki, i puchatki oraz posadziłam czosnek, który także będę podziwiać 😀