“NO, ASIU!” Marika Krajniewska – recenzja premierowa

Odsłony: 183

Jeśli komuś się wydaje, że na starość to tylko ciepłe bambosze, wełniany pled, robótki na drutach, rozwiązywanie krzyżówek i oglądanie seriali, to nie poznał Marysi, Gieni oraz “patrycjuszy”. Dla nich hulajnoga, joga, pokaz mody i różne brawurowe akcje to niemalże “chleb powszedni”. Na spotkanie z gromadką barwnych i niepokornych postaci zaprasza w swojej najnowszej powieści Marika Krajniewska, autorka znakomitych Białych nocy i Schroniska. Trochę szaleństwa, szczyptę romantyzmu, dużo humoru, pewna dozę zadumy, a przede wszystkim solidną porcję pogody ducha – oto co tym razem, oprócz jak zwykle świetnego pióra, ma do zaoferowania czytelnikom. Premiera książki: 13.02.2019 r., czyli dzisiaj! Ta trzynastka musi być szczęśliwa!

Do tej pory znałam twórczość Mariki Krajniewskiej w tzw. poważnej odsłonie, uważając ją za autorkę bardzo dobrej psychologicznej prozy, która nie boi się poruszać trudnych tematów, a przy tym precyzyjnie dobiera słowa, budując sugestywne opisy i równie wymowne portrety, a także potrafi nasycić do maksimum emocjami i siłą przekazu dość oszczędny tekst. Przekonałam się także, że z powodzeniem umie łączyć współczesność z przeszłością, wątki fikcyjne z prawdziwą historią, przeplatać różne tony narracji, umiejętnie dozować smutek i śmiech. Ale nie wybiegajmy w przyszłość…Ta autorka jeszcze nieraz nas zaskoczy, coś o tym wiem.

PRZECZYTAJ TAKŻE:
recenzja “Białych nocy” ]
recenzja “Schroniska”
wywiad z Mariką Krajniewską

Tymczasem nakładem wydawnictwa Czwarta Strona ukazała się iskrząca się humorem, ale nie stroniąca od chwil poważniejszej refleksji, rozbrzmiewająca muzyką Presleya i Beatlesów, pachnąca pyszkami i szarlotką bez cynamonu (ale wcale nie taka słodka) powieść No, Asiu!, stanowiąca niejako kontynuację poprzedniej – Och, Elvis!. Niejako – bowiem nieznajomość pierwszej części, nie przeszkadza zbytnio w lekturze kolejnej (owszem, są wzmianki o wcześniejszych perypetiach), co najwyżej nowi czytelnicy nabiorą ochoty na uzupełnienie “zaległości”, czego jestem przykładem.

Krótko o fabule. Do Polski, po wielu latach spędzonych w Sankt Petersburgu, pełen obaw, ale i nadziei, powraca Paweł (krawiec/projektant ubiorów, wnuk Alicji, a pośrednio także Marysi i Gieni) wraz córką. Zamieszkuje na poddaszu pensjonatu “Patrycja”, gdzie mieści się dom spokojnej starości, którego dyrektorem jest tytułowa Joanna, zwana ze względu na swój wzrost i charakter Małą Mi. Między tym dwojgiem “coś jest na rzeczy”, ale zabierają się do tego jak “pies do jeża”, to już żurawiowi i czapli z wiersza Brzechwy lepiej szły konkury niż tej, skądinąd sympatycznej, parze. Sprawy uczuciowe, choć ważne, nie stanowią jednak sedna powieści.
Starsze panie, Maria i Genowefa nie byłyby chyba sobą, gdyby nie wpakowały się w tarapaty – a to w sam środek marszu niepodległościowego w “podkradzionym” samochodzie, a to w akcję ze spadkiem, porwaniem i brawurową odsieczą, w wykonaniu dziarskich staruszków, z pomocą przyjaciół, w tym Asi. Zbyt wiele wyjawić nie można, ale naprawdę – wiele się działo, Mryśka i Gienia “dały czadu” (a można się domyślić, że i w historii z Elvisem też tak było), werwy i pogody ducha może im pozazdrościć każdy młodzik, a miejsce, do jakiego ich zawiódł los ( i “ciemne typy”), zaskoczy niejednego czytelnika.
W tym przypadku “spokojna starość” to oksymoron.

W retrospekcyjnych rozdziałach poznajemy bliżej historię Marii – z czasów, gdy wraz z mężem przebywała w Nowym Yorku, jak poznała Steffi i waniliową Mrs. Smoke, zatem podczas lektury na trochę opuścimy warszawski zielony Żoliborz, “gdzie wiosna spaliną oddycha…” 😉
Na dobrą sprawę, to wiele wątków można tu wyłuskać, bo przecież mamy jeszcze oprócz wyżej wymienionych osób Stacha, Matyldę, Małgorzatę, Historyka i Muzyka, Czarną Wandę, Bogusia, Ulę…  Czytelnik może też mieć poczucie niedosytu – co się dokładnie wydarzyło, jak to właściwie z tym i owym było, co będzie dalej itp. Odnoszę wrażenie, że autorka celowo zostawia jakby furtkę do dalszych opowieści o tym barwnym, niebanalnym towarzystwie.

No, Asiu! okazało się przyjemną, ale nie do końca lekką, lekturą, takim bardzo dobrym “czytadłem”, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To powieść pełna humoru, ciepła, jednocześnie nie unikająca trudnych problemów, smutku i chwil zadumy, opowiadająca o przyjaźni, lojalności, bezinteresownej pomocy, odwadze, wytrwałości, radości życia, zwracająca uwagę na potrzeby, uczucia, marzenia starszych osób, często spychanych na margines, wciskanych do szufladki z bamboszami, workiem lekarstw, robótkami na drutach, partyjką domina itp. itd…. A przecież oni też chcą ładnie wyglądać, modnie się ubrać, być docenionym, realizować swoje pasje i nie tracić czasu, którego nie wiadomo ile jeszcze im zostało.

Autorka posługując się warsztatem literackim na wysokim poziomie wymieszała trochę szaleństwa ze szczyptą romantyzmu, dodała dużo humoru, pewną dozę zadumy, a przede wszystkim solidną porcję pogody ducha. Stworzyła barwną galerię postaci, ich przebojowe perypetie bawią, ale i są sytuacje wzruszające, dające do myślenia. Całość wypada naprawdę nieźle!
Dodam jeszcze, że o ile niektóre popularne książki przypominają stylem rozbudowane opowiadania z kolorowych babskich czasopism, czy szkolne wypracowania na średnim poziomie, to twórczość Mariki Krajniewskiej do nich się nie zalicza. Autorka sprawnie włada polszczyzną, budując różnorodne zdania, nie stroniąc od dłuższych, złożonych, takich – nazwałabym je – “supełkowych”( bynajmniej nie “moherowych”). Nie ma mowy o monotonii i nudzie.

Parafrazując tytuł, powiem tak: No, Mariko! Ta powieść rzeczywiście zaskakuje, wprawia w dobry nastrój, kieruje też myśli ku poważniejszym tematom, uczy radości życia i pogody ducha. Czas spędzony  nad tą książką nie był stracony. Kiedy następny tom?

Polecam, Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Autor: Marika Krajniewska
Tytuł: No, Asiu!
Ilość stron: 326
Data premiery: 2019-02-13
ISBN: 978-83-7976-105-0

Author: Agnieszka Grabowska

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *