ŚWIAT OKIEM TUTUSIA: “A to psów trzeba się bać?” – psie historie opowiedzoane przez człowieka :) odc. 2

życie i pasje

Odsłony: 102

We współczesnych czasach raczej nie trzeba już nikomu naukowo udowadniać, jaką rolę spełnia pies w wychowaniu dziecka. Mimo to nie dajemy zwierzęciu aż takiego kredytu zaufania, aby stał się jednym z głównych ogniw terapii dzieci niepełnosprawnych. Anna Sikorska, mama małej autystycznej dziewczynki, doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważną funkcję pełni w ich życiu nieduży, wesoły pies Tutuś. Dlatego postanowiła podzielić się z innymi rodzicami swoimi spostrzeżeniami i wspomnieniami miłych chwil. Zapraszam na kolejny odcinek cyklu: “ŚWIAT OKIEM TUTUSIA”.

Biegałem od drzwi do biurka i nosem trącałem panią w nogę. Siedziała. Znowu patrzyła w to coś na biurku i stukała.
– Zaraz, Tutek.
“Zaraz” mówiła też wieki temu, więc zacząłem ją mocniej dotykać nosem i lizać, żeby zachęcić do wyjścia.
-No przecież byłeś przed chwilą na spacerze. Nie możemy tak cały dzień tylko chodzić…

A dlaczego nie? Jest ciepło, bardzo jasno, pachnie ziemią i roślinami. Pani najwidoczniej się nie zna. W końcu wstała.
-Zrób Oli inhalacje – powiedziała do pana i zniknęła w pomieszczeniu, w którym robią mi najgorszą rzecz: kąpią, a po wyjściu powiedziała:
-No, Tutuś, idziemy na spacer. Ubieraj się.

Poczułem się jakbym dostał pełną miskę szynki. Podskakiwałem, merdałem ogonem i pokazywałem jak mogłem, że jestem bardzo szczęśliwy.

-Spokojnie Tutek. Dawaj łeb.

Ja tu demonstruję radość, a pani mnie uspokaja. Kto zrozumie człowieka? Założyła mi obrożę i smycz, czego bardzo nie lubiłem. Kiedyś zakładała coś, co nazywała szelkami, ale stwierdziła, że ją za bardzo szarpię i jestem za duży na to, aby ona mnie ciągnęła. Nie ma się co dziwić. Świat się skurczył to i stałem się duży. Obiecała, że pożegnam się z obrożą, kiedy nauczę się grzecznie chodzić. Jeszcze dużo nauki przede mną, ponieważ nie mogę się powstrzymać od wąchania kolegów i koleżanek.

Pani przyczepiła sobie takie małe świecące i wydające dźwięki coś, włożyła końce giętkich patyczków do uszu i wyszliśmy. Oczywiście chciałem szybciej i szybciej. Otoczenie do tego zachęcało.

-Tutek nie ciągnij, bo wrócisz do domu, a ja sama pójdę sobie na spacer.
Przestałem. Nie lubiłem, kiedy sama wychodziła na spacer, bo wtedy opuszczała dom, kiedy robiło się jasno, a wracała, kiedy dawno było już ciemno. Wtedy zostawałem z Olą i panem i miałem mniej spacerów.

W czasie tych rozmyślań dostrzegłem psa po drugiej stronie ulicy. Chciałem do niego szybko podbiec, powąchać go, przywitać się, pobawić i znowu usłyszałem:
-Tutek, równo. Nie ciągnij, bo pójdziesz za karę do pani weterynarz.
To sprawiło, że jeszcze bardziej chciałem szybko być przy innym psie. Pani weterynarz jest niesamowicie sympatyczna, więc kara to musi być coś niezwykle miłego. Pewnie nawet smaczne.
-Tutek, robimy tylko jedno kółeczko wokół miasta i wracamy do domu. Wieczorem wyjdziemy na długi spacer – powiedziała pani i tym sposobem pozbawiła mnie wielkiej radości ze spaceru, ale na szczęście tylko na chwilę.

Z tym wczesnym powrotem to jednak miała rację. Kiedy weszliśmy, z wrażenia uniosłem nos bardzo wysoko. Starałem się wyczuć, co tak pięknie pachnie.
-To twoja właścicielka się kąpie. Ma zapachową sól do kąpieli.
To, co czułem, to na pewno nie była sól, nawet zapachowa. One przecież pachną kwiatami lub miodem, a to nie przypominało ani jednego ani drugiego. To pachniało kotletem, a kotlety to najlepsze jedzenie na świecie, więc to był najwspanialszy zapach na świecie. Mam nadzieję, że zostawiła mi choć troszkę. W końcu nie ma nic wspanialszego niż po cudnym spacerze dostać ulubione jedzenie.

***
Moja właścicielka zachowuje się bardzo dziwnie: nie biega. Jak można nie biegać? Podszedłem do łóżka, popatrzyłem na nią i nic. Szturchnąłem nosem. I nic. Siedziała ze świecącą deską, stukała, a pani z drugą deską i dużo mówiła. Ona to nazywa czytaniem. Wziąłem delikatnie w zęby stopę właścicielki i wtedy poskutkowało. Zaśmiała się! Zacząłem podskakiwać. Przednimi łapami wskoczyłem na łóżko i znowu delikatnie zaczepiłem zębami i szturchałem łapami. Zrobiłbym to mocniej. Na pewno by pomogło, ale pani nie pozwala.

W końcu moja właścicielka odłożyła deskę i zaczęła szarpać mnie za uczy. Odbiegałem, żeby się uwolnić i podbiegałem, żeby znowu mogła mnie chwycić. To zachęciło ją do łapania mnie za sierść. Skorzystałem z okazji, że chwyciła mnie mocniej i targnąłem. Wylądowała na moim grzbiecie. Przestraszyłem się i uciekłem. Za chwilę wróciłem zobaczyć czy będzie chciała się ze mną bawić. Przyniosłem jej nawet w zębach swoją wielką piłkę, którą dostałem od pani.

Właścicielka zaczęła chodzić tak jak ja (czyli na czworakach) i szczekać. Troszkę jej zazdrościłem, bo mi nie pozwalają hałasować. Bawiliśmy się w gonienie królika. Właścicielka trzymała w łapie zabawkę, a ja próbowałem jej ją odebrać. Jak już mi się udawało, słyszałem:
-Tutuś, zostaw. Podrzesz.

No, to zostawiłem. Rozejrzałem się i moją uwagę przykuła wielka miękka szmata. Pomyślałem, że to będzie idealna zabawka i się nie myliłem. Bawiliśmy się w przeciąganie. W końcu usłyszałem ulubione słowa pani:
-No, dzieciaki, zbierajcie się na spacer. Jest piękna pogoda. Troszkę się dotlenimy.
Posadziła Olę na łóżku, ubrała, wystawiła wózek i włożyła do niego moją kochaną towarzyszkę zabaw, przyczepiła do pojazdu moją smycz i ruszyliśmy.

Kiedy idę przy wózku, muszę bardzo uważać, żeby iść równo. Starałem się z całych sił, ale zobaczyłem pieska dużo mniejszego ode mnie i zapomniałem o staraniu. Dziwnym trafem pani mnie nie upomniała tylko szliśmy w kierunku białej kulki. Był taki włochaty jak ja. A do tego dziwnie piszczał. Kiedy pani wzięła go na ręce i posadziła mojej właścicielce na kolanach chciałem do niego dołączyć. On może siedzieć, a ja nie? Wskoczyłem i od razu spadłem. Okazało się, że Oli kolana tak bardzo się skurczyły, że już się na nich nie mieszczę. Nowy kolega miał jednak dużo lepiej: był mniejszy ode mnie i mógł siedzieć, być przytulanym. I korzystał z tego przywileju: ciągle siedział, merdał ogonkiem, a właścicielka wydawała dźwięki, które pani nazywa śmiechem. Później to ja się śmiałem, ale tak normalnie po psiemu, bo pies wylądował obok mnie na trawniku. Obwąchałem go całego. I nawet nie szczekał i nie gryzł jak inne małe psy, a nawet powiedział, że może zostać moim kolegą. To mnie tak bardzo ucieszyło, że cały czas śmiałem się i śmiałem z radości.

Kiedy białą kuleczkę zostawiliśmy jej właścicielce, wpakowałem się przednimi łapami do wózka i wąchałem, wąchałem. Chciałem nacieszyć się zapachem nowego kolegi. Właścicielka też się cieszyła. Miała piękny uśmiech. Myślałem, że szczęśliwszy nie mogę być. Szybko okazało się, że jednak bardzo się myliłem.
-Kotek – powiedziała pani.

Zacząłem uważniej się rozglądać. Pani odeszła od wózka, a ja nie mogłem wytrzymać i chciałem szybko do niej podbiec. Wózek jechał za mną.
-Tutek, siad – powiedziała pani patrząc na mnie poważnym wzrokiem.
Cóż mi pozostało. Usiadłem, podniosłem błagalnie prawą łapkę. Później lewą i zobaczyłem panią wychodzącą zza krzaków z szarym kotkiem! Położyła mojej właścicielce na kolanach, a on przytulił się, rozmruczał i nawet nie przeszkadzało mu, że go nosem trącam i liżę.

Zacząłem szczekać:
-Weźmy go do domu, weźmy. – Powtarzałem, bo zawsze marzyłem o kocim braciszku.
-Tutuś, nie szczekaj, bo wystraszysz kotka – powiedziała pani, która pomagała mojej właścicielce dotykać kotka – on na pewno ma już właścicieli, bo ma obrożę na pchły, jest oswojony i nie boi się psów.
A to psów trzeba się bać? – zdziwiłem się, ale nic nie powiedziałem, bo i tak nikt by nie zrozumiał. Mimo tego i tak był to najpiękniejszy spacer.

tekst i fotografie: Anna Sikorska
materiał chroniony prawem autorskim

PRZECZYTAJ WYWIAD Z AUTORKĄ: AUTYZM- TERAPIA PRZEZ SZTUKĘ

Strona Autora: www.annasikorska.blogspot.com

Od prawie pięciu lat jest blogerką książkową a prywatnie mamą 7 letniej Oli z autyzmem. Ola ma psa terapeutycznego i od jakiegoś czasu opisuje jego i Oli przygody. W ten sposób chce dzieciom i ich rodzicom w bardzo przystępnej formie pokazać uroki życia z autyzmem.
Zawodowo jest etykiem i zajmuje się badaniami nad filmami Almodóvara. Wydała książkę „Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara”. W planach są trzy kolejne publikacje. W ramach popularyzacji filozofii chciałaby również wydać serię „Filozofia dla najmłodszych”. Byłyby to krótkie utwory przedstawiające główne myśli i dokonania najpopularniejszych filozofów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *