KOBIECYM OKIEM: “Odmładzające pisanie” – esej Urszuli Wojnarowskiej-Curyło

felietony i eseje

Odsłony: 611

Pracując zawodowo, nierzadko całymi dniami, szukamy uproszczeń i skrótów w różnych aspektach życia. Paradoksalnie nie po to, aby mieć więcej czasu dla siebie i bliskich, ale po to, żeby wykonać swoje obowiązki ponad normę,  być niezastąpionym specjalistą, czy zasłużyć na awans .
Umykają nam chwile, godziny, potem lata… Dlatego bardzo cenną umiejętnością jest dostrzeganie tego, co niedostrzegalne, tego co mijamy w codziennym pędzie. Ludzkich emocji, piękna przyrody, cudów ludzkiej twórczości.

Absolutnie świadoma tego jest pani Urszula Wojnarowska-Curyło.
Zapraszamy do lektury eseju jej autorstwa, który otwiera cykl refleksji autorki na tematy życiowe i nie tylko. Trafne spostrzeżenia, pointy oraz kobiecy czar ujęty w słowa, to najważniejsze zalety każdego z tekstów pani Urszuli. Mamy nadzieję, że każdy z nich nastroi Państwa pozytywnie i wzbudzi uśmiech. 


Nie jestem telemanką. Nawet nie będąc nią, wiem, że większość kanałów telewizyjnych ma w swojej ramówce program kulinarny. Wiem też, że podczas spotkań towarzyskich lub zawodowych rozmowa prędzej czy później zejdzie na temat odżywiania.

Jak ma się w tych okolicznościach przyrody czuć człowiek, który tak jak ja gotować nie lubi i nie chce poznawać nowych przepisów?  Z kolei mówienie o kuchni, gotowaniu, pieczeniu, czy sprzęcie kuchennym interesuje mnie niczym rozwiązywanie zadań z trygonometrii… Nawet dość długo próbowałam się zmuszać i udawać zainteresowanie. Ale… ani przepisów, ani proporcji, ani żadnych składników nie zapamiętywałam! A i radości w tych czynnościach kuchenno-garnkowo-zlewowo-sztućcowych nie znajdowałam. Do tego nie lubię chodzenia na zakupy. Żadnego. Oczywiście są wyjątki – torebki i książki. Bo mam tak, że lubię wejść, obejrzeć, ewentualnie przymierzyć i kupić. Od razu i nieodwołalnie. A już chodzenie po sklepach i porównywanie cen, to jest dla mnie dyscyplina równie odległa jak, powiedzmy, marzenie o grze w bule. Ani nie znam zasad, ani nie widzę sensu, ani przyjemności mi to nie sprawia. Czyli jak nie mam pieniędzy ani potrzeby zakupienia czegoś, to nie szwendam się po sklepach i nie zawracam głowy ekspedientkom. Sobie też.

Za to na przykład lubię prasować. Rzadko kto lubi tę czynność. Właściwie to większość ludzi mówi, że nie znosi prasowania. I z tego powodu, że nie lubią tego, ci ludzie nie mają moralniaka. A ja długo myślałam, że nie lubiąc gotowania i pieczenia, powinnam go mieć.

Jestem nadto takie dziwadło, które lubi poniedziałek. Zresztą podobnie jak lubię moją pracę, lubię mieszkać na tzw. prowincji, lubię przedwiośnie i listopad, lubię opowiadania, fraszki i wszelki drobiazg literacki. Lubię Wielkanoc, a nie przepadam za Bożym Narodzeniem.  Lubię czytać, i pisać też lubię. Pisać dla podobnych mnie dziwadeł, które niekoniecznie muszą lubić to co ja, ale czują, że nie pasują do ram.

Co więcej, lubię pisać ręcznie, i nawet ładnie mi to wychodzi. Napisałam ten tekst odręcznie. Skłoniła mnie do tego seria rozmów z rodzicami pierwszoklasistów narzekających, że znów się zacznie to mozolne wypełnianie zeszytów literami dużymi i małymi polskiego alfabetu. Ich konkluzja: to bez sensu, przecież WSZYSCY piszą WSZYSTKO na komputerach.  Odręcznie podpisujemy się na dokumentach, zwłaszcza biorąc kredyt. Ważne jest przecież, co piszemy, a nie jakim charakterem pisma. 

Ja natomiast całkowicie się z tym nie zgadzam. I robię to nie tylko jako osoba legitymująca się tzw. ładnym pismem. Także dlatego, że jestem prawnuczką nauczyciela kaligrafii, a to już zobowiązuje. Przygotowując się kiedyś do zajęć praktycznych ze studentami logopedii, rozmyślałam nad powodami takiej a nie innej ich konstrukcji. Zastanawiałam się między innymi nad tym, czemu od lat dysponując programem logopedycznym na komputer (wymóg NFZ), zupełnie z niego nie korzystam. Wręcz głośno mówię – im więcej logopedów pracujących w oparciu o gry i programy komputerowe, tym mniej efektów, na których logopedzie zależy, a po które osoby się do gabinetów logopedycznych fatygują. 

To po co takie wymogi?  Taka jest teraz tendencja, niby świadcząca o nowoczesności nauczania – żeby uczeń zamiast notatkę pisać, otrzymywał tzw. wklejkę, a zamiast wypowiedzieć się i zająć stanowisko, napisał tzw. projekt. Na komputerze naturalnie.

Bodajże szwajcarscy uczeni doświadczalnie sprawdzili, że nasze szare komórki zupełnie inaczej zachowują się, gdy piszemy na klawiaturze (blado i niemrawo), a inaczej podczas pisania odręcznego. Reakcja w tym drugim przypadku została określona jako burza elektryczna neuronów. Różnice widać w całym mózgu, ale najbardziej w obszarze Broki, a więc tym, który odpowiada za zdolność mówienia oraz za płynność wypowiedzi. Podczas tych badań osoby badane pisały odręcznie milcząc, a mózg zachowywał się jakby uczestniczyły w bardzo burzliwej debacie. Sama czynność pisania angażuje tak wiele sfer, że ich wymienianie zasługuje na jakiś akademicki wykład.

Nie gloryfikuję czasów przed inwazją techniki i technologii dla samego gloryfikowania czasów mojej młodości. W tamtych latach młodzi ludzie nagminnie byli strofowani za pyskowanie, co nijak się nie da porównać z dzisiejszą mową nienawiści. Młodzi ludzie gorąco dyskutując, brali swe zdanie w obronę i potrafili robić to nad wyraz skutecznie. A teraz? Dzieci mają nadaktywne kciuki (smartfony, tablety, ekrany dotykowe), piszą sms-y przesuwając palcem od litery do litery (swipe), zupełnie nie dbając o dokładność i precyzję.  Bo niby w jakim celu?

I jaka z tego pointa? A taka, że jestem zwolenniczką dbania o dobrą kondycję swojego mózgu. Dlatego praktykuję, promuję i zachęcam do jego odmładzania. Sposoby są ogólnie dostępne –  taniec, pływanie, odręczne pisanie, czytanie dłuższych tekstów, rozmowy, wspólne działania. Wszystko to zwyczajnie odmładza tak psyche, jak physis. W moim domu jest sporo dużych luster, więc uwierzcie mi – wiem, co mówię. 

Urszula Wojnarowska-Curyło
materiał udostępniony za zgodą autorki, chroniony prawami autorskimi

Urszula Wojnarowska-Curyło, specjalista w zakresie neurologopedii, czynna zawodowo od 25 lat. Spełnia się także dydaktycznie prowadząc zajęcia ze słuchaczami studiów logopedycznych i neurologopedycznych na Uniwersytecie Rzeszowskim oraz Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Prywatnie miłośniczka opowiadań oraz literatury fantasy, pływania, tańca towarzyskiego, śpiewu chóralnego, psów, Portugalii oraz zimowa karmicielka ptaków. W wolnych chwilach pisze eseje, które umieszcza na swoim blogu Loqueris. 

 

8 thoughts on “KOBIECYM OKIEM: “Odmładzające pisanie” – esej Urszuli Wojnarowskiej-Curyło

  1. Na skróty… Niektórzy nazywają to z duchem czasu i traktują jak normę, a buntują się, jak nie dostają tych wklejek, komputerowych prezentacji, e-podręczników, że są zadania do odrobienia w domu i co jakiś czas stawiają to głupie pytanie (podobno takich nie ma, ale ja usłyszałam ich wiele) na temat wiedzy szkolnej: po co mi to w życiu. Jeśli poziom zdenerwowania wzrasta, to są opinie o różnych “dys” z poradni lub maile i telefony, z którymi wiążą moc zmieniania świata, ale nie ich własnego, bo po co; ten jest przecież idealny. To wszyscy wokół się uwzięli.
    PS
    Spośród przyziemnych czynności zwykłych śmiertelników nie lubię wszelkiego sprzątania, gotowanie od czasu do czasu, prasowanie jeszcze ujdzie. Uwielbiam za to prać.

    1. Droga K.,słyszałam o takim przypadku, który (szkoła średnia) miał takie MEGA-DYS, że gdy przychodził nauczyciel na nauczanie uczeń siedział…….W SZAFIE! I z szafy odpowiadał. Serio, nie bujam. Maturę to już nie wiem czy przyszedł z szafą pisać, czy matura u niego w domu była pisana- nie chcę zmyślać. Ale, zdał tak wysoko, że obecnie studiuje na wydziale lekarskim. I co Ty na To? Cel( bycie lekarzem) uświęca środki( siedzenie w szafie i wcześniejsze wizyty u psychiatry), to siedzenie usprawiedliwiające. Pozdrawiam 🙂

  2. Pani Urszula to niezwykle ciepła i interesujaca osoba.Bardzo podoba mi się esej -pełen humoru ale i prawdy.Wszyscy gdzieś tam idą “na skroty” by pogodzić wszelkie dziedziny.Praca- dom -rodzina.Raz wychodzi lepiej …raz gorzej…
    I ja potrzebuję odmłodzenia i dlatego odliczam dni do bycia z rodziną i dla niej….jeszcze dwa.
    Ps.uwielbiam Panią Urszulę i wszelkie jej słowo pisane 😉

    1. Pani Renatko droga, mądrość, delikatność i empatia jest w Pani. Łatwo być miłym dla kogoś takiego jak Pani. Mimo tego z serca dziękuję za Pani opinię. Takie słowa i dobre myśli uskrzydlają. Serdeczności.

  3. Uleńko, nie słodzę,ale wyjęłaś mi to wszystko z ust… . Dostrzegam te same problemy i pasje. Tez jestem inna… Kocham pola,łąki,lasy i wodę. Każdy kto zna mój charakter pisma,to chwali,że jest bardzo ładny , ale nic nie bierze się z “powietrza”. Lata starannej nauki i pisania piórem.
    Każda literka musiała być dociągnięta i równa, a dzisiaj…?
    Lubię pisać… może to dlatego nam mówią,że dobrze trzymamy się/ jak na swój wiek/,bo dużo piszemy ręcznie? 🙂 Twoje refleksje są bardzo trafne. Z przyjemnością przeczytałam.Pozdrawiam:)

    1. Kiedyś, podczas logopedycznych zajęć zdałam sobie sprawę, że jest sporo dzieci nie wiedzących co to atrament,o kałamarzu- zapomnij!, czym jest naczynie z gwizdkiem, po co dziecku bibuła, do czego służył tornister… Mogłabym mnożyć przykłady. Ha, cóż, pewno przemijamy. Ale za to w jakim dobrym towarzystwie 🙂 Serdeczności 🙂

  4. Uleńko bardzo dosadnie ujęłaś problem naszych milusińskich… niestety wszyscy idą na łatwiznę…takie jest życie. Może moje pokolenie jest przedpotopowe i niektóre problemy wyolbrzymia. Nie wiem już sama jak to jest. Bardzo podoba mi się Twoja radość z życia i powodujesz tym że ś.wiat staje się radosny i przyjazny. Cieszę się że jesteś?..

    1. Miód na serce, Mario kochana. Cieszę się ze spotkania kolejnej osoby, która rozumie. Serdecznie ściskam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *