Odsłony: 235
„Świat okiem Tutusia” to spojrzenie z perspektywy psa na niepełnosprawność, życie rodzinne, uprzedzenia, przyjaźń. Celem tutusiowego cyklu jest przybliżenie i oswojenie z autyzmem oraz przemycenie właściwych postaw np. dbanie o zwierzęta, sprzątanie po nich, przyjazne nastawienie do otoczenia, zainteresowanie nauką i poznawaniem świata, zachęcenie do aktywności fizycznej. Zapraszamy do lektury.
Mówią na mnie Tutuś. Kiedy tak wołają muszę biec. Czasami poważnym tonem mówią “Tutek”. Wtedy wiadomo, że muszę porzucić zabawkę, która okazuje się nie być zabawką tylko niesamowicie ważnym przedmiotem, którego niszczyć nie wolno. Wiem, wiem, skomplikowane to i trzeba się dużo uczyć, żeby zrozumieć, o co ludziom chodzi z tymi niesamowicie ważnymi zabawkami.
Opowiem Wam troszkę o świecie, bo jest on bardzo dziwny. Na początku był przerażająco wielki. Schody były tak wysokie, że musiałem kilka razy podskoczyć, żeby po nich wejść, więc wychodzenie z domu było bardzo trudne, bo musiałem wdrapać się po kilku schodkach, żeby wylądować na pachnącej zielonej trawie. Wcześniej mieszkałem w domu, w którym wychodzenie było łatwiejsze, ponieważ wystraszyło zsuwać się po stopniach. Gorzej było z wchodzeniem. Kiedy zamieszkałem z moją rodziną wszystko się zmieniło: wychodzenie z domu było trudniejsze niż wchodzenie.
Wszystko zaczęło się pewnego wiosennego dnia. Było pięknie, słonecznie. Mieszkałem z mamą i czworgiem rodzeństwa. Mam dwie siostry i dwóch braci. Wszyscy byli bardzo mądrzy, więksi ode mnie, więc mnie nikt nie zabierał od mamy. Tamtego dnia wyszedłem z opiekunką na spacer i mój wzrok spotkał się z dziewczynką. Była uśmiechnięta i mimo, że wyglądała tak jak wszystkie dzieci była inna: to moja przyszła właścicielka. Ma na imię Ola. Ona szukała przyjaciela, a ja kogoś, kto mnie będzie kochał najbardziej na świecie. Chciała, abym się wprowadził jeszcze tego samego dnia, ale musiałem przecież pożegnać się z mamą i siostrą, która pozostała w domu. Nie obyło się też bez przytulania moich domowników, którzy mnie kochali, ale przecież nie mogli zatrzymać, ponieważ poczułem, że moje życie to mała misja: bycie niezwykłym psem, najważniejszym w domu.
Na początku świat był tak olbrzymi, że moje nóżki bardzo szybko się męczyły. Nie byłem w stanie biec przy wózku, w którym jechała Ola, dlatego jej mama sadzała mnie jaj kolanach. I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda: razem poznawaliśmy świat.
W czasie spacerów często siedziałem na kolanach. Ola mnie głaskała, przytulała, a ja się jej odwdzięczałem liżąc po rękach i buzi. Gdy wchodziliśmy do sklepów chowano mnie podwózkiem, skąd mogłem obserwować półki z różnymi towarami, ludzi, poznawać nowe zapachy. Było mi tam dobrze. Może nie tak dobrze jak na kolanach Oli, ale też przyjemnie.
Szybko się to jednak zmieniło. Świat się skurczył. Ma to swoje plusy: widzę dokładnie, co Ola je i skuteczniej mogę ją przekonać do podzielenie się smakołykami. Wcześniej musiałem wąchać, a teraz dokładnie oglądam, co Ola ma na stojącym na stoliku talerzu.
Kiedy poznałem Olę miała trzy lata. Teraz ma już prawie siedem. Jest dużą dziewczynką. Przez cały ten czas odprowadzałem ją do przedszkola, prowadziłem na terapie, pomagałem w robieniu zakupów i wspinaniu się po leśnych górkach.
Są też minusy tego kurczenia: nie mogę już siedzieć w wózku na kolanach właścicielki. Pani mówi, że już ważę tyle, co moja właścicielka i za duży jestem. Jak to się stało, że ona tak zmalała to ja nie mogę zrozumieć. Przerażające jest też to, że i u pani na kolanach się nie mieszczę. Nogi jej zmalały i kiedy uda mi się na nie wskoczyć na kolana muszę siedzieć bardzo ostrożnie, bo od razu spadam. Kolejny minus to skurczony stolik, pod który lubiłem się chować. To była moja oaza spokoju, w czasie, kiedy Ola głośno krzyczała z bólu. Pani mówi, że tak czasami boi autyzm i trzeba Oli pomóc, ale ja się bardzo bałem tego i wchodziłem pod stolik. A teraz muszę się wczołgiwać pod niego.
Kurczenie się świata sprawiło, że nie mogłem już jeździć na kolanach mojej właścicielki. Musiałem więcej chodzić, a Ola naprawdę bardzo dużo spaceruje, więc moja łapy były zmęczone. Początkowo się buntowałem: siadałem albo kładłem się na chodniku, ale Oli mama w pośpiechu na terapię nie zwracała uwagi na moją manipulację i stwierdziłem, że po prostu muszę iść równo z wózkiem i wtedy wszystko będzie dobrze.
Jest za to jeden wielki plus: inne psy nie są już takie groźne. Mogę ciągnąć panią do każdego psa i większość jest mniejsza ode mnie, dzięki czemu już się ich nie boję. Niektóre mnie gryzą. Pani mówi, że to efekt wychowania bez granic polegający na tym, że pozwalamy zwierzętom i dzieciom na wszystko. Ja mam sporo zakazów i nakazów, ale nie chciałbym być wychowywany bez granic, ponieważ dzieci nie podchodziłyby mnie głaskać.
Ponoć jestem ważnym psem. Pani mówi o mnie “pies terapeutyczny”, a później każe różne rzeczy wykonywać. Robię, bo lubię nagrody. Na początku dostawałem dobre twarde ciastka, ale kiedy dorwałem paczkę chrupek kukurydzianych z torby z zakupami, zrobiłem w paczce dziurę i wszedłem do niej cieszyć się olbrzymimi i miękkimi smakołykami pani stwierdziła, że będą lepsze do tresury. Nie wiem co to znaczy, ale to zapewnia mi stałą porcję kurczących się chrupek. Na początku były tak duże, że je chrupałem i chrupałem, a teraz otwieram pyszczek i prawie połykam w całości. Niestety przerażająco się kurczą i są coraz mniejsze. Boję się, że kiedyś całkowicie znikną i nie będę już ich dostawał.
Pani czasami mówi, że jestem jak Cliford: miałem być mały, ale z miłości urosłem duży. Chyba muszą mnie bardzo kochać. Oby nie za bardzo, bo wtedy nie będę mógł z nimi spać w domu. Jedno mnie dziwi: dlaczego moja właścicielka tak bardzo się skurczyła. Kiedyś była taka niesamowicie duża, mogła mnie podnieść, mocno przytulić. Teraz inaczej się bawimy: biegamy razem na łapach, przepychamy się w łóżku, czytamy książki, buszujemy po lesie, skaczemy przez przeszkody. O tym opowiem Wam więcej później. Teraz zajmijmy się najważniejszą sprawą na świecie: jedzeniem.
Napisała Anna Sikorska
zdjęcia: prywatne archiwum autorki
materiał chroniony prawami autorskimi
Od prawie pięciu lat jest blogerką książkową a prywatnie mamą 7 letniej Oli z autyzmem. Ola ma psa terapeutycznego i od jakiegoś czasu opisuje jego i Oli przygody. W ten sposób chce dzieciom i ich rodzicom w bardzo przystępnej formie pokazać uroki życia z autyzmem.
Zawodowo jest etykiem i zajmuje się badaniami nad filmami Almodóvara. Wydała książkę „Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara”. W planach są trzy kolejne publikacje. W ramach popularyzacji filozofii chciałaby również wydać serię „Filozofia dla najmłodszych”. Byłyby to krótkie utwory przedstawiające główne myśli i dokonania najpopularniejszych filozofów.