Odsłony: 986
Dziś przy pomocy wyobraźni przeniesiemy się do Egiptu, na wyspę File, gdzie przy dźwiękach fletu, rabbaby, cymbałów, sistrum i bębenków odbywają się uroczystości religijne ku czci Bogini Izydy, żony Ozyrysa i matki Horusa. Zajrzymy do świątyni bogini Hathor, zobaczymy kaplice marabuta, poczujemy atmosferę tętniącego życiem i przepełnionego orientalnymi zapachami targu. Czy to jawa, czy sen? To reportaż Danuty Baranowskiej. Zapraszamy na wycieczkę do krainy Boga Ra
Kiedy wczesnym rankiem obudziły mnie wpadające do pokoju promienie słoneczne, pomyślałam, że w Egipcie mogą się kojarzyć tylko z jednym – z bogiem słońca Ra.

Z balkonu rozciągał się przepiękny widok na położony nad brzegiem Nilu, Asuan – najbardziej gorące miasto w Egipcie, często nazywany bramą do „Czarnej Afryki”. Z pobliskiego minaretu przy meczecie, muezin śpiewnym głosem, jak co dzień, wzywał wiernych do modłów. W oddali widniały nieliczne palmy, a po drugiej stronie rzeki rozciągały się piaski i wzgórza pustyni. Na szczycie nagiego pagórka wznosiła się kaplica muzułmańskiego świętego męża – marabuta, a dalej na zboczu dało się zauważyć rząd małych ciemnych otworów, będących wejściami do grobowców starożytnych, asuańskich dostojników.
Tego dnia wybierałam się na wyspę File. Mimo wczesnej pory Asuan zaczynał tętnić życiem. Kobiety w tradycyjnych strojach muzułmańskich spieszyły na pobliski targ. Osły ciągnęły wózki z jarzynami i innymi towarami, rozlegały się okrzyki poganiaczy oraz klaksony samochodów, a wszechobecna arabska muzyka, niepowtarzalny zapach orientu, gwar i hałas składały się na codzienny wizerunek miasta.


Na przystani, skąd odpływała łódź na wyspę Izydy, czekał na mnie mój egipski przyjaciel Ibrahim i kilkoro turystów. Zanurzyłam rękę w wodzie i uświadamiam sobie, że przed wiekami ta sama rzeka niosła łodzie faraonów.

Po niedługim rejsie w górę Nilu ujrzałam pośród bujnej zieleni monumentalne zabudowania. To była owa tajemnicza, stanowiąca przed wiekami ośrodek kultu bogini Izydy, wyspa File, wyspa, której będąc w Asuanie nie sposób pominąć.
Izyda – żona Ozyrysa i matka Horusa była najbardziej czczoną boginią w Egipcie, usposabiającą wszystkie cechy opiekuńcze i macierzyńskie. Nazywano ją Panią wszelkiego stworzenia, opiekunką kobiet i ogniska domowego. Była żarliwie czczona tak przez kobiety jak i przez mężczyzn. Jej kult przetrwał, aż do późnych lat chrześcijaństwa.

– Jestem na świętej ziemi – pomyślałam po opuszczeniu łodzi. Czułam dziwny dreszcz podniecenia. Zdawało mi się, otacza mnie jakaś niezwykła aura, może dlatego, że znajdowała tutaj się jedna z najbardziej imponujących świątyń w Egipcie. I nie miało znaczenia, że świątynia nie stoi na swojej pierwotnej ziemi, że została przeniesiona z File na obecną wyspę. Wydawało mi się, że atmosfera wokół stała się jakaś inna. Podobnie dziwne odczucia miałam w całym Egipcie, ale nigdy nie były one takie silne. Być może podniosły nastrój tworzyły połyskujące w słońcu, doskonale zachowane ruiny, a może to plusk nieopodal płynącego Nilu, niemego świadka minionej historii, a może nadal ochraniały to miejsce rozpostarte skrzydła bogini Izydy.

– Pewnie chcesz pospacerować trochę sama – odezwał się ze zrozumieniem Ibrahim. Spotkamy się później na dziedzińcu – dodał odchodząc w kierunku przystani.

Na tej niewielkiej wyspie, wśród bujnej zieleni z dala od siedzib ludzkich można podziwiać czasy dawnej świetności z okresu panowania faraonów (faraona Nektanebo I z trzydziestej dynastii) Ptolemeuszy i Rzymian, którzy tak jak Egipcjanie byli wyznawcami kultu Izydy.
Minęłam zewnętrzny dziedziniec, pozostawiając za sobą kolumnadę ze ścianami pokrytymi egipskimi, greckimi i rzymskimi malowidłami, kiedy moją uwagę przykuła przepiękna niedokończona budowla zwana kioskiem Trajana. Na reliefie widniała postać Trajana składającego ofiarę Izydzie, Ozyrysowi i Horusowi.

W małej świątyni poświęconej bogini Hathor, która jest symbolem płodności, reliefy pokrywające ściany ukazują sceny tańców i muzykowania. Tam też w czasie uroczystości religijnych często odbywały się ceremonie zaślubin.

Do właściwej świątyni wchodzi się między pylonami ozdobionymi reliefami przedstawiającymi władców ptolemejskich walczących z wrogami i składających ofiary Izydzie, Horusowi i Hathor. Droga prowadziła przez trzy przedsionki do sanktuarium, gdzie znajdował się ołtarz ze świętą barką Izydy. Ściany sanktuarium pokryto reliefami przedstawiającymi faraona stojącego naprzeciw Izydy otaczającej opiekuńczo, rozpostartymi skrzydłami Ozyrysa. Na drugiej ścianie można było podziwiać płaskorzeźbę przedstawiającą Izydę karmiącą syna.
Na chwilę zatrzymałam się w Domu Narodzin (Mammisi), gdzie bogini miała dać życie swojemu synowi Horusowi i zmęczona wróciłam na dziedziniec. Nie wiedziałam, czy to upał dawał się we znaki, czy wcześnie rozpoczęty dzień, czy ekscytacja związana z pobytem w świątyni spowodowały znużenie. Z ulgą przysiadłam na kamieniu w cieniu kolumny.

Nie do wiary, że świątynia pierwotnie była usytuowana na innej wyspie – pomyślałam. Wspaniały kompleks świątynny został przeniesiony z wyspy File na położoną wyżej wyspę Agilkię, którą wyrównano i nadano kształt File. Było to konieczne dla ratowania zabytku z przed około 2200 lat, któremu groziło zatopienie przez spiętrzone pierwszą i drugą Tamą Asuańską, wody Nilu.
Cały zespół świątynny wyłaniający się spośród obwitej roślinności sprawiał ogromne wrażenie. Nie spoglądałam już na niego jak na ruiny ale jak na sanktuarium gdzie zaraz rozpoczną się uroczystości religijne ku czci Bogini Izydy, żony Ozyrysa i matki Horusa.
Poszukałam wzrokiem Ibrahima, który gdzieś się zawieruszył wśród ruin, ale nigdzie go nie zauważyłam. Było bardzo gorąco, zmęczona przymknęłam na moment oczy…
W oddali dało się słyszeć dźwięki fletu, rabbaby, cymbałów, sistrum i bębenków. Wokół rozlegała się monotonna pieśń. Przez dziedziniec przebiegła dziewczyna w czarnej peruce, ubrana w białą prostą suknię z harfą w ręce. Wyglądała jak muzykantka z czasów staroegipskich. Nie wierzyłam własnym oczom. Odniosłam wrażenie, że nie siedzę wśród ruin, tylko na dziedzińcu wspaniałej świątyni. Z bocznych drzwi wysunął się kapłan, jego ogolona głowa błyszczała w słońcu od oliwy. Ubrany był w długą szatę z białego płótna, i sandały z papirusu.
Cofnęłam się w kąt atrium, chciałam być jak najmniej widoczna. Wiedziałam, że zwykłym ludziom nie wolno przebywać na terenie świątyni.
Na dziedzińcu pojawił się orszak kapłanów z pochylonymi w milczeniu ogolonymi głowami. Część z nich niosła przed sobą kosze owoców, warzyw, naręcza kwiatów, bochny chleba, pieczone ptactwo i inne nieznane mi jadło.
– Pewnie na ofiarę dla bogini – pomyślałam. Wyglądało na to, że niedługo rozpocznie się codzienny rytuał ku czci Izydy.
Po cichutku wśliznęłam się za kapłanami do przedsionka. W pomieszczeniu panował półmrok, rozświetlony kagankami olejnymi i nielicznymi pochodniami. Z daleka obserwowałam jak kapłani dokonują rytualnego „oczyszczenia się” przy pomocy wody ze świętego jeziora, które posiadała każda świątynia. Następnie natłuszczają swoje ciała i ogolone głowy świętą oliwą i pachnącymi olejkami. Moją uwagę zwrócił najstarszy z kapłanów, wyróżniający się odmiennym strojem. Na wierzch powłóczystej białej szaty miał zarzuconą ukośnie przez ramię skórę lamparta tak, że głowa zwierzęcia zwisała z przodu przy prawym ramieniu kapłana. – To arcykapłan – pomyślałam cofając się głębiej w cień.
Kapłani śpiewając hymn powitalny powoli przeszli do najdalszego zakątka świątyni – najświętszego sanktuarium. Drzwi kaplicy zostały otwarte i posąg bogini opuścił swoje pomieszczenie. Ze zdziwieniem oglądałam coś, czego zwykłemu człowiekowi nie dane było zobaczyć. Nic z tego nie rozumiałam. Kapłani zachowywali się tak jakby mnie nie widzieli.

Posąg wykonany ze złota i lapis-lazuli, inkrustowany turkusami i innymi drogimi kamieniami. był rytualnie oczyszczony i namaszczony wonnymi olejkami. Cały czas paliły się kadzidła o silnym, przyjemnym, odurzającym zapachu. Przed drzwiami kaplicy zgromadzono „posiłek” w postaci ofiar z jedzenia i picia. Kapłani szli wokół świątyni niosąc w „świętej barce” bóstwo. Posuwali się powoli, szurając sandałami z papirusu, zatrzymując się przy ołtarzach obsypanych kwiatami hibiskusa, lotosu i bugenwilli, na których odpoczywała „święta barka”. Tancerki przy dźwiękach instrumentów wykonywały rytualne tańce. Arcykapłan odprawiał ceremonię, przy każdym ołtarzu śpiewając i odmawiając modlitwy. Oświetlony promieniami słońca posąg, lśnił i roztaczał niezwykły blask sprawiając niesamowite wrażenie.

Orszak powoli wracał do świętego sanktuarium. Umilkły śpiewy i dźwięki muzyki. Inkrustowane i pięknie rzeźbione drzwi kaplicy zamknęły się za posągiem.
Jedzenie ofiarne zostało rozdzielone wśród kapłanów i pracowników świątynnych. Świątynię powoli ogarnął spokój, na dziedzińcu zapadła cisza, tylko w powietrzu unosił się zapach kadzidła i więdnących kwiatów. Z daleka zobaczyłam zbliżającego się do mnie kapłana. Ogarnął mnie strach, przecież nie wolno mi było przebywać w świątyni. Cofnęłam się za kolumnę, kiedy nagle ktoś chwycił mnie za ramię…
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą uśmiechniętą twarz Ibrahima.
– Przysnęłaś? – zapytał
Rozejrzałam się dookoła trochę nieprzytomnie. Otaczały mnie ruiny świątyni. Obok przechodzili współcześni ludzie, a w oddali było słychać szum motorówek na Nilu. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
– Nie wiem? Chyba tak. To pewnie to gorąco sprawiło, że poczułam się zmęczona – odpowiedziałam podnosząc się z kamienia.
Po chwili płynęliśmy z powrotem do Asuanu a ja jeszcze długo w zadumie spoglądałam na oddalającą się wyspę. I do dzisiaj nie wiem, czy to był sen, czy magia Egiptu.

Tekst i fotografie: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.