…CZAPKA GORE – felieton Iwony Banach
Odsłony: 698
Internet to bardzo dziwne miejsce, o ile w ogóle miejscem można to nazywać, bo jest wirtualne, czyli „stworzone w ludzkim umyśle, ale teoretycznie możliwe” jak podaje słownik języka polskiego. I ponieważ jest teoretycznie możliwe, ale nie całkiem realne, wszystko, co się w nim dzieje, wydaje się równie wirtualne i jakieś mniej realne, poza ciągłymi burzami w szklance wody, które realne bywają aż za bardzo.
Bo potem płacz i zgrzytanie zębów, wyrzucanie ze znajomych, cofanie lików i odlubianie stron…
W ogóle wszystko tu jest.
Wyzwiska, groźby karalne, przekleństwa, kradzieże… No właśnie, kradzieże… Bo ludzie kradną sobie wszystko! Taką powiedzmy tożsamość kradną. Tylko po co? No, że niby jedna jakaś lepsza od drugiej? A no lepsza, bo jak się na tę ukradzioną weźmie kredyt, to nie trzeba go będzie spłacać, a spłacanie takie trochę niewygodne jest i kosztowne. To po co sobie kłopot robić?
Ludzie kradną też w sieci książki albo audiobooki. Książki są drogie, nie ma sensu płacić. Czy tak samo ukradliby w zwykłej księgarni? Pewnie, nie bo to już byłaby kradzież… i ciut wstyd.
Czyli dochodzimy do sytuacji, kiedy taka sama kradzież czasami JEST, a czasami NIE jest kradzieżą? A wstyd też może by zwykły i wirtualny.
Cóż chcieć, ludzie muszą się rozwijać…
Sama należę do tej okradanej części społeczeństwa, ostatnio Alert Google powiadomił mnie, że jestem bardzo popularna na kilku platformach z darmowymi audiobookami DARMOWYMI ???
Nie! KRADZIONYMI!
Ale to jeszcze w sumie można powiedzieć pryszcz.
Ostatnio w internecie rozgorzała dyskusja nad nowym zjawiskiem… Też kradzieży, ale tym razem bardzo dziwnej! Bloger blogerowi ukradł recenzję! I to nie jedną. A właściwie niejedną i niejednemu…
Taką kradzież z pieniędzmi w tle to jakoś rozumiem. Nie znaczy pochwalam, ale jednak rozumiem, płacenie jest niewygodne, obciąża budżet i jest po prostu wieśniackie. Lepiej nie płacić i mieć, ale recenzje?
Jakaś „blogusia”, podobno duża, łaziła ostatnio po recenzyjnym ogródku i jak ta sroczka same cuda podbierała, tu akapicik, tu wstępik, tu fragmencik, tu zajaweczkę… Od jednego pięć zdań, od drugiego pół strony, od ósmego kilka akapitów. Tylko jakoś nazwisk nie chciało jej się kopiować i potem wstawiła to wszystko do siebie i normalnie się podpisała… no i się spodobało. We wszystkich oczach urosła.
Ludzie zaczęli ją chwalić, że taka uzdolniona, poetycka, doskonała i uduchowiona, w końcu wyszło, że raczej udupiona, bo się wydało i trzeba było blogaska „zniknąć”. Bo na złodzieju czapka gore.
Choć tylko na chwilkę, ale jednak…
Nikt oczywiście głośno nazwy blogaska nie podaje, bo nikt nie chce nikomu krzywdy robić, a szkoda, bo powinno się takich piętnować i paluchami wytykać. Może by świadomość tego, czym są WŁASNOŚĆ INTELEKTUALNA i zwykłe ZŁODZIEJSTWO była coraz większa… wreszcie!
I tak się zastanawiam. Po co kraść recenzje?
Toż to można przeczytać i zainspirować się tym… Można zacytować! Można podpatrzeć i się poduczyć i za to się nie płaci.
Więc po co? Na litość? Po co?
Bo ktoś nie przeczytał książki, a recenzja potrzebna? Przecież czytanie nie jest obowiązkowe pod karą śmierci. Można odpuścić.
Wydawnictwo się piekli, że nie da więcej książek? No, tylko po co ci książki, jak i tak ich nie czytasz, a recenzje kradniesz? Co robisz z książkami? Regały nimi podpierasz? W piecu nimi palisz?
Czy może je sprzedajesz?
A to już jest logiczna kradzież. Brawo! Jesteś złodziejem!
Miło?
Iwona Banach,
materiał chroniony prawem autorskim
