Odsłony: 2447
Taniec ludowy to jej pasja, która w wyniku zbiegu wielu okoliczności stała się jej pracą. Tańczyła właściwie od dziecka, ukończyła profesjonalne kursy, od wielu lat prowadzi w Puławach Zespół “Powiśle”, który odnosi sukcesy i koncertuje na całym świecie. O specyfice pracy z zespołem folklorystycznym, o wielkim zaangażowaniu i sposobach na zachęcenie dzieci do tej formy aktywności opowiedziała nam animatorka kultury, instruktor tańca i choreograf, Aleksandra Rolska.
Iwona Banach: Dlaczego folklor, a nie ostatnio modna zumba, rumba czy taniec brzucha? To był przypadek, czy miłość i dlaczego w ogóle taki zawód pani wybrała? Wiem, że to fascynujące, ale to praca od rana do wieczora bez godzin nadliczbowych i bez urlopów.
Aleksandra Rolska: Dlaczego folklor? Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam. To było dla mnie takie oczywiste i normalne jak wszystko inne, co jest potrzebne do życia. Inne formy – a jakże, próbowałam, ale na zasadzie nowinki czy ciekawostki. Taniec ludowy to była moja pasja, która przerodziła się w mój zawód w wyniku zbiegu wielu okoliczności. Pierwszy raz o tym pomyślałam będąc na wyjeździe w Brześciu. Pojechaliśmy tam razem z przedstawicielami województwa i innymi artystami jako delegacja państwowa. Po występie podszedł do mnie ówczesny Dyrektor Wojewódzkiego Domu Kultury i zapytał czy nie myślałam nad tym, żeby kształcić się na instruktora tańca. Od tamtej pory zaczęłam o tym myśleć. Po powrocie do Polski dostałam wiadomość, że mogę starać się o przyjęcie na kurs, który już się zaczął. To był rok 1977. I tak zaczęłam swoje kształcenie na instruktora. Niestety, nie trwało to długo, bo do pierwszych egzaminów. Niestety, nie dostałam urlopu z pracy (która nie miała nic wspólnego z kulturą i tańcami) na zdawanie egzaminów. Opiekunka kursu, wspaniała Pani Hania Wyszkowska załatwiła mi, że mogłam zostać jako wolny słuchacz. Właśnie trwał długi tygodniowy zjazd. Wytrzymałam trzy dni. Rano od 7.00 do 15.00 w pracy, potem biegiem na dworzec autobusowy i jechałam do Lublina. Tam zajęcia do 21.00 i powrót do Puław. Nie było czasu na jedzenie i snu też było nie wiele. Nie wytrzymałam. Zrezygnowałam.
We wrześniu 1978 r. dostałam propozycję pracy jako instruktor w „Powiślu”. Prowadziłam dwie grupy. Potem był następny kurs. Tym razem przystąpiłam do egzaminów wstępnych. Zdałam i zostałam przyjęta. Był to rok 1980. A po nim przyszedł 1981.W lutym urodziłam pierwszą córkę Anię, a w grudniu ogłoszono stan wojenny. Kurs została zawieszony. W 1982 r. urodziłam drugą córkę. Kurs wznowiono, ale beze mnie. Wydawałoby się, że na tym koniec. Ja zajęłam się wychowywaniem dzieci. Aż tu nagle na jesieni 1983 r. dzwoni do mnie Pani Hania Wyszkowska z propozycją, że jak zdam zaległe egzaminy z pierwszego roku, to zostanę przyjęta na trwający właśnie kurs tańca w Lublinie. Przeprowadziłam rozmowę z moją mamusią, czy będzie chciała zostawać z dziećmi na czas wyjazdów. Zgodziła się. Nie było łatwo. Długie zjazdy to były codzienne dojazdy. Nieraz byłam tak obolała po zajęciach, że szłam i sama do siebie mówiłam: „ już nie daleko, jeszcze tylko pięćdziesiąt kroków…” . W styczniu podjęłam pracę w Puławskim Ośrodku Kultury „Dom Chemika”. Jeszcze wtedy bez uprawnień. Egzamin Państwowy zdałam w marcu. W marcu też zaczęłam ponownie pracować z Zespołem Pieśni i Tańca „Powiśle”, który po wielu zawirowaniach znalazł siedzibę właśnie w POK ”Dom Chemika”. I tak moja pasja i zamiłowanie przerodziło się w moją pracę.
I.B.: Jak wygląda kariera w Powiślu, to znaczy dziecko przychodzi, zapisuje się, lub zapisuje je rodzić i co dalej?
Aleksandra Rolska: Wcześniej do „Powiśla” przyjmowaliśmy dzieci w wieku 10 -12 lat. Z czasem okazało się, że tańczyć „ludowiznę” to jest wielki „obciach” (przez ponad 20 lat na śmietniku obok „Domu Chemika” widniał sprayem napisany na śmietniku napis „Powiślaki to wieśniaki”), ten wiek zaczęłam obniżać. W tej chwili przyjmujemy dzieci w wieku 5 lat. Pierwsze lata to jest zabawa z muzyką. Dzieci uczą się słuchania muzyki, śpiewania piosenek, prawidłowego chodzenia, pracy nad sylwetką i prostych kroków tanecznych. Nauka przez zabawę. Przyjęcia organizujemy co trzy lata. Nie mamy sali, żeby ćwiczyć codziennie. Dzieci w Zespole przebywają do matury, czyli 12 – 14 lat. Są i tacy, którzy studiują i na studia dojeżdżają do Lublina. Najzdolniejsze dzieci wybieramy i za zgodą rodziców pracują dodatkowo tańcząc tańce polskie w formie towarzyskiej. Tą formą w tej chwili od 10 lat zajmuje się moja córka Ania.
I.B.: Kto może u was tańczyć? Czy każde dziecko jest w stanie się nauczyć, czy trzeba specjalnych zdolności?
Aleksandra Rolska: Dzieci przychodzące do Zespołu muszą spełnić tylko dwa warunki. Muszą mieć słuch muzyczny i wyczucie rytmu. Innych ograniczeń nie ma.
I.B.: Skąd bierzecie te piękne stroje i „na” te piękne stroje, to przecież koszmarnie drogie? Jak zdobywacie środki na wjazdy, bo wiem, że zjeździliście już pół świata?
Aleksandra Rolska: Zespół w przyszłym roku będzie świętował jubileusz 65-lecia swojej pracy. Mamy bardzo dobrze wyposażony magazyn kostiumów. Stroje regionalne z 14 regionów, w tym również stroje dla dzieci. Zespół przychodząc do „Domu Chemika” stracił wszystko, cały swój majątek, który posiadał pracując w Końskowoli (zawirowania transformacji naszego państwa). To, co teraz ma, to stroje przejęte po Zespole Zakładowego Domu Kultury Zakładów Azotowych w Puławach i zakupy dokonane przez 30 lat. Czyli szukanie sponsorów na każdą rzecz, jaką chcemy kupić. Nie jest to łatwe, dlatego staramy się pilnować, żeby dzieci i młodzież bardzo szanowała i dbała o powierzone im kostiumy.
I.B.: Jak to robicie, że macie w zespole mężczyzn? Chłopców? Przecież tak wiele się teraz mówi, o tym, że „dzieciaki” nie są zainteresowane, nie mają pasji i tak dalej.
Aleksandra Rolska: Mam takie powiedzonko, że chłopców przyjmujemy zawsze i o każdej porze. Muszę przyznać, że chłopcy to „towar” deficytowy. Chłopcy wolą sporty z piłką i sporty walki. Dlatego zaczynamy od 5 latków. Rodzicom zależy na tym, żeby dziecko się ruszało. Większość chwyta pasję i zostaje na dłużej. Ale często zdarza się, że będąc w wieku „trudnym” odchodzą do klubów sportowych albo nie chcą uprawiać już żadnej aktywności fizycznej.
I.B.: Jak rozumiem sama pani tańczyła i pani córki także, jak udało się pani przekazać te pasje dzieciom? Jak w ogóle rekrutuje pani, przyciąga dzieci do zespołu, bo słyszałam, że chętni „pchają się drzwiami i oknami”?
Aleksandra Rolska: Ja tańczę od dziecka, czyli od 1966 r, to już ponad pół wieku. Zaczęłam we Włodawie w Domu Kultury Dzieci i Młodzieży. W 1971 r. przeprowadziliśmy się do Puław. Tu zaczęłam tańczyć w Zespole Zakładów Azotowych. Instruktorem tańca była Pani Kazimiera Walczak zwana „Mamcią”. Ona też namówiła mnie do wstąpienia do Zespołu Pieśni i Tańca ”Powiśle” w Końskowoli (miejscowość 6 km od Puław). Był to rok 1974. Od lipca ’84 r. do czerwca ’85 r. tańczyłam w dwóch zespołach jednocześnie. W czerwcu rozwiązano Zespół Zakładów Azotowych i został mi tylko Zespół „Powiśle”. Moja Ania była „skazana” na taniec. Tańczyłam będąc z nią w ciąży. Potem jako malutkie dziecko jeździła ze mną na próby. Kiedy już pracowałam w „Domu Chemika”, zaczęła tańczyć razem z siostrą Asią w grupie dziecięcej.
Dzieci chętnych do Zespołu mamy bardzo dużo. Myślę, że to, co pokazujemy na scenie, to, co dzieci opowiadają o tym jak jest w Zespole, zachęca rodziców do przyprowadzania dzieci do Zespołu. Na pewno sukcesy par tanecznych na konkursach i turniejach też robią dobrą reklamę Zespołowi. Mamy około 40 par zespołowych. Chyba mają do nas zaufanie, bo przyprowadzają do nas swoje dzieci.
I.B.: Zespół jest bardzo znany i lubiany w Polsce i zagranicą, wiem, że jeździcie na dalekie festiwale w Europie i poza nią. Co dają takie wyjazdy? W ilu krajach już byliście?
Aleksandra Rolska: Jak już zaznaczyłam, Zespół istnieje 65 lat. W zespole tańczy już trzecie pokolenie Powiślaków. Przez te wszystkie lata Zespół brał udział w wielu konkursach, przeglądach i festiwalach. Najpierw w Polsce potem również za granicą. Czy jest się dobrym, czy nie, trzeba poddać się ocenie i konfrontacji z innym zespołami. Powiem tylko, że mamy się czym pochwalić. Zespół zdobył wiele nagród, wyróżnień i zaproszeń na prestiżowe festiwale. Odwiedziliśmy z koncertami ponad 24 kraje na 4 kontynentach. Odbyliśmy 54 wyjazdy zespołowe. W tym roku byliśmy na cudownym festiwalu na Tajwanie. Te wyjazdy to przyjemność, ale również ciężka praca. Koncerty, korowody, warsztaty, zajęcia integracyjne. Dzieci i młodzież zwiedzają świat, oceniają warunki życia w różnych krajach, poznają ludzi, ich kulturę i obyczaje. Na pewno poszerza to ich horyzonty myślowe. Wyjazdy to też nauka odpowiedzialności, punktualności, samodzielności a przede wszystkim patriotyzmu. Dzieci wiedzą, że za granicą nie są oceniani jako Jaś, Krzyś czy Zuzia, tylko wszystko, co zrobią, to będą oceniani jako Polak i Polka.
I.B.: Czy miasto was docenia? Wiem, że została pani ostatnio odznaczona? Czy poza tym macie wsparcie w mieście i województwie?
Aleksandra Rolska: Muszę przyznać, że władze miasta doceniają naszą pracę. Cieszę się, bo to jest wbrew pozorom trudna praca. Żeby widz oglądając koncert miał wrażenie, że jest to lekkie, łatwe i przyjemne, wcześniej musi być okupione ciężką pracą, bólami mięśni i wylanym potem. Od 1993 r. Jesteśmy jako Zespół członkiem Międzynarodowej Rady Festiwali Folklorystycznych i Sztuki Ludowej CIOFF. Co kilka lat poddajemy nasz program ocenie Radzie Ekspertów. Staramy się, żeby poziom artystyczny był cały czas wysoki. To, że ktoś dostrzega ten wysiłek, jest naprawdę ważne. Nasze dzieci również są doceniane przez miasto. Nasi Mistrzowie otrzymują nagrody od Prezydenta Miasta i Starosty Puławskiego. Myślę, że w uznaniu za naszą pracę otrzymaliśmy też duże dofinansowanie na wyjazd na Tajwan. Wielkie DZIĘKUJĘ naszym władzom.
I.B.: Prowadzenie zespołu folklorystycznego na tak wysokim poziomie wymaga wiedzy, umiejętności, ale i tytanicznej wręcz pracy, skąd bierze pani na to siły? Ile to zajmuje czasu dziennie, bo z pewnością nie jest to praca od 7 – do 15?
Aleksandra Rolska: Z pewnością nie jest to praca od 7.00 do 15.00. Zajęcia swoją drogą, ale istnieje jeszcze wiele innych działań integracyjnych dla dzieci, młodzieży i ich rodziców, które pochłaniają mnóstwo czasu i energii. Powiem tylko, że moje dzieci osobiste nieraz mi wykrzyczały „Powiśle” dla ciebie jest zawsze ważniejsze niż my”. Jeszcze dzisiaj, jak o tym piszę, to boli. Moje dzieci musiały być bardzo szybko samodzielne i umieć sobie radzić w wielu sytuacjach. Na wywiadówki chodziłam, ale przeważnie były to spotkania umówione z wychowawcami na przerwach. A wracając do Zespołu. Do dzisiaj organizujemy „Bale Powiślaka”. Są to zabawy karnawałowe dla dzieci prowadzone przez najstarszą grupę. Były też „Bale rodziców Powiślaków”. Prawdziwe bale w restauracji z muzyką graną przez zawodowy zespół. Co roku organizowane są spotkania zapoznawcze dla rodziców czyli „Jesienne grillowanie”. Na koniec roku dzieci mają uroczyste zakończenie roku tanecznego z przyjęciem i nagrodami dla systematycznie uczęszczających na zajęcia. Spotkania opłatkowe ze śpiewaniem kolęd i pastorałek. I jest też doroczny koncert „Dla Ciebie Mamo”. Taki koncert jest tylko raz w roku. Występują wszystkie grupy i pokazują to, co nowego zrobiły w ciągu roku. Są również różne koncerty zazwyczaj w soboty albo w niedzielę i wyjazdy na festiwale zazwyczaj w wakacje. Jak wygospodarujemy dwa tygodnie urlopu to jest dobrze. Ale tak się dzieje jak pasja jest pracą.
I.B.: Wiele osób przewinęło się przez wasz zespół, wiele z nich – z tego co słyszałam – tańczy teraz w innych zespołach w Polsce, wasze „dzieciaki” odnoszą sukcesy. Spotykacie się? Utrzymujecie kontakt?
Aleksandra Rolska: To prawda, na chwilę obecną przewinęło się przez Zespół ponad 1200 osób. Jest to dużo i mało. Biorąc pod uwagę, że w Zespole pozostają przez 10 -14 lat.
Mamy ogromną satysfakcję, że nasi wychowankowie idąc na studia dalej kontynuują swoją pasję. Bez problemów są przyjmowani i tańczą w zespołach akademickich na różnych uczelniach w Polsce. Mamy też tancerzy, którzy wyjechali za granicę i także dalej tańczą w zespołach polonijnych. Przyjeżdżając do Puław zaglądają na zajęcia. Specjalnie przyjeżdżają na Spotkanie opłatkowe albo też na koncert „Dla Ciebie Mamo”. Od wielu lat moi byli tancerze umawiają się na facebooku i na miesiąc, dwa ćwiczą, żeby zatańczyć w koncercie „Dla Ciebie Mamo”.
I.B.: Wiele osób próbuje robić to, co pani, ale bez większych sukcesów, co trzeba w sobie mieć, żeby odnieść taki sukces?
Aleksandra Rolska: Ale wielu osobom też się udaje. Myślę, że to, co się robi, trzeba kochać. Pierwsza zasada animacji – animator sam musi płonąć, żeby innych zapalić. Jeżeli coś się kocha – jest się „prawdziwym”. Wszystko, co się robi, robi się z przekonaniem, z sercem i duszą. Faktem jest, że oddaje się innym to, co ma się najlepszego, cząstkę samego siebie. Nieraz powtarzam swoim tancerzom: jeżeli coś w życiu robimy, to róbmy to najlepiej jak potrafimy. Byle jak, to wcale.
I.B.: Co w pani pracy jest najważniejsze? Dyscyplina czy pasja? A może jeszcze coś?
Aleksandra Rolska: Myślę że wszystko razem: pasja, dyscyplina, punktualność, systematyczność i upór. Z natury jestem leniwa więc sama się mobilizuję. Nie chcę, żeby mi ktoś zarzucił, że mi się nie chciało. Jeżeli widzę że grupa jest wspaniała to dla niej jestem w stanie zrobić wszystko.
I.B.: Pracując z pasją jesteśmy w stanie poruszyć góry, a Pani jest w stanie roztańczyć dusze młodych ludzi. Dlatego kochają i Panią i zespół. Dziękuję za rozmowę i życzę szczerze, aby spełniły się Pani wszystkie plany, zarówno zawodowe, jak i te prywatne.
Rozmawiała Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim
zdjęcia – z z archiwum prywatnego, za zgodą autorki