Odsłony: 1132
“Szare, bure i pstrokate, wszystkie koty za pan brat, mają drogi swe i płoty, po prostu koci świat” * Kawałek tego kociego świata znajduje się w… mieszkaniu Danuty Baranowskiej, która specjalnie dla nas sfotografowała swoją wyjątkową kolekcję. Są tam koty duże, małe, szklane, drewniane, metalowe, porcelanowe, gliniane, alabastrowe… Koty z Grecji, mosiężny kot z Holandii, woskowy „Kot Królowej” z Londynu, jest kot z Birmy, z Laosu, z Krety i z naszych polskich zakątków. Panoszą się wszędzie. O początkach kolekcjonowania i pochodzeniu poszczególnych figurek opowiada sama właścicielka, znana ze swoich fotorelacji z podróży.
O tym, że kocham koty i te małe i duże, nie muszę nikogo przekonywać. Najpierw zamieszkały u mnie (a właściwie to ja u nich) – trzy urocze futrzaki. Potem, sama nie wiem kiedy, w domu zaczęły się pojawiać inne kocie rzeczy. Na półce stanęło wiele książek o kotach, o ich życiu, zdrowiu, zachowaniu, Na ścianie zawisł kalendarz z fotografiami mruczków. A w łazience przybyło lusterko z kocią mordką. Któregoś dnia stare bibeloty musiały ustąpić miejsca porcelanowej czarnej figurce kota, którą mój błękitny pers otrzymał za udział w wystawie. Inny czarny posążek dostałam od mojej przyjaciółki. I to był zaczątek kolekcji. Dzisiaj panoszą się wszędzie. Są w kuchni, łazience, w przedpokoju, w szafkach, na półkach i na podłodze. Sama nie mam pojęcia, ile ich jest. Z każdego kąta patrzą na mnie koty. Duże, małe, szklane, drewniane, metalowe, porcelanowe, gliniane. Z upodobaniem je przywoziłam z każdej podróży. Dostawałam w prezencie od przyjaciół i znajomych. A one zajmowały coraz więcej miejsca w moim domu.


Ceramiczne dwa brzydactwa przybyły z Tunezji. Zawsze o nich mówię, że są tak brzydkie, że aż piękne. Ręcznie ulepione z gliny, wypalone w specjalnym piecu i malowane przez tunezyjskich ludowych artystów zajmują poczesne miejsce w kolekcji. Są mi tym bardziej bliskie, że kupiłam je po wielu targach, a potem pieczołowicie opatulone w ręczniki, wiozłam w podręcznym bagażu, w samolocie, cały czas uważając, żeby ich nie stłuc.

Niebieskiego i zielonego kociaka kupiłam na pięknej wyspie zapomnienia – Dżerbie. Tam w wiosce Guellala, będącej kolebką garncarstwa, widziałam jak garncarz lepi i wypala gliniane cudeńka. Koty sama wkładałam do pieca i sama zielonemu malowałam potem oczka.

Z Egiptu przywiozłam alabastrową, granitową i bazaltową Bastet. Bastet to bogini w ciele kota. Tajemnicza, przebiegła, sprytna, pełna miłości urody i czaru… taka właśnie jak nasze koty.
Na wiejskich jarmarkach w Beskidach zdobyłam gliniane koty z rodziny zwierzaków patrzących w niebo. A ponieważ zawsze kupowałam je w dniu kiedy lał deszcz, podejrzewam, że koty nie lubiące z natury wilgoci, wypatrują z utęsknieniem słońca.


Inne koty, szklane, pięknie malowane przywiozłam z włoskiej wyspy Murano. To mała wysepka położona na lagunie niedaleko Wenecji. A kojarzy się przede wszystkim ze szkłem, ponieważ od średniowiecza są tam wyrabiane lustra, kryształy, biżuteria, sztuczne perły i mnóstwo innych, cudownych, szklanych wyrobów. Murano nazywają kryształową pięknością albo wyspą na szkle malowaną.
Przedpokoju broni zielony drewniany kot rodem z Tajlandii i indyjska kocia mama z kociątkiem na plecach.




Na biurku, kupiony w warszawskiej galerii, okrągły i pyzaty przycisk do papieru sprawia, że uśmiech rozjaśnia twarz każdego, kto na niego spojrzy.
Kolekcja kotów z lekkiego drewna balsa, czyli ogorzałki wełnistej, jest ciekawym akcentem na tle ściany. To białe drewno występuje w okolicach tropikalnych, między innymi na Sri Lance i w Indonezji, jest lżejsze od korka i jest od dawna używane do budowy tratw, jachtów, szybowców, a odpady są wykorzystywane jest przez tubylców do wyrobu artykułów dekoracyjnych.

Nie sposób zapomnieć o kotce z Jawy, którą dostałam od przyjaciół, i kocie z Wietnamu z cudownie skośnymi oczami i w typowym wietnamskim kapeluszu na głowie. Wietnamski kot za pomocą swoich zielonych kropek na czerwonym tle ma za zadanie odstraszać złe duchy. A szara kotka z Jawy w rytualnych szatach, z kociakiem u boku podobno broni domowego ogniska.



Różowy kot z mydła kupiony w mydlarni w moim mieście i kot z onyksu przywieziony z Maroka stoją zgodnie na haftowanej serwetce, szepcąc w nocy coś do siebie w kocim języku.
I jeszcze coś orientalnego. To Maneki-neko czyli japoński kot przynoszący szczęście, który przybył do mnie z dalekiego Kioto wraz z listem zawierającym tekst niezwykłej japońskiej legendy. Pewien mnich w świątyni Setagaya, w zachodniej części Tokio, miał kota Tama. Był biedny i skarżył się kotu – Trzymam cię mimo mojej biedy, zrób coś dla świątyni. I kot wysłuchał mnicha. Pewnego dnia pan Naotaka Li, właściciel zamku Hikone, skrył się przed deszczem pod wielkim drzewem. Zobaczył wówczas kota Tama zapraszającego go do świątyni i gdy tylko podążył za kotem, w drzewo uderzył piorun. Od tej pory świątynia zmieniła nazwę na Goutoku-ji i stała się świątynią rodu Li. Kot zaś nazywany jest bóstwem Miłosierdzia. Mnisi wierzą, że Maneki-neko przynosi szczęście ponieważ przyciąga klientów do świątyni. Czarny kot daje zdrowie, a złoty bogactwo. Czerwony chroni przed złymi duchami i chorobą, a różowy maneki-neko daje szczęście w miłości. Biały kot jest najpopularniejszy. Często jest udekorowany kolorowymi ornamentami. Nosi obrożę z dzwonkiem, nierzadko kolorowe śliniaczki. Niektóre mają japońskie monety.
Większość Maneki-neko ma uniesioną lewą łapę, ale niektóre unoszą prawą. Zgodnie z tradycją lewa łapa oznacza zaproszenie dla gości, natomiast prawa zaprasza pieniądze i radość.

W moim świecie mieszkają ze mną alabastrowe koty z Grecji, mosiężny kot z Holandii, woskowy „Kot Królowej” z Londynu, jest kot z Birmy, z Laosu, z Krety. I są porcelanowe kotki z naszych polskich zakątków, równie piękne jak te z innych stron świata.
Ale najbardziej ulubionym kotem jest figurka kociej babci, którą dostałam od niepełnosprawnego, ludowego artysty z Limanowej.





* piosenka z czołówki serialu animowanego “Przygody kota Filemona” .
Tekst i zdjęcia: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.
Wspaniałe teksty Pani pisze, aż chciałoby się z Panią tam być…
Wszystko robisz z pasja Danusiu, również zbierasz koty 🙂
Pani Danusiu ależ wspomnienia Pani przywołała. Z czasów kiedy zawsze z wyjazdu czy wycieczki przywoziłam mamie koty. Wtedy nie tak łatwo było znaleźć coś oryginalnego ale zawsze się udało. Z tych czasów z mamy kolekcji mam kolczyki koty białe z czarnymi oczami z kamienia i czarne z zielonymi oczami. Dziekuje za ten tekst.
Danusiu prawdziwa z Ciebie kociara.Ja też kocham koty