Odsłony: 735
Kiedy dowiedziałam się, że tłumaczenie książki Thomasa Cullinana wydawnictwo Marginesy powierzyło aż czterem osobom, pomyślałam, że to niezbyt dobry pomysł, że na pewno zależało im na czasie i szybkim przekładzie, wszak filmowa interpretacja tej powieści w reżyserii Sofii Copolli pojawiła się w kinach w tym roku.
Okazało się jednak, że “w tym szaleństwie jest metoda”. Narracja bowiem prowadzona jest na przemian przez aż osiem osób i każdemu tłumaczowi przypadły po dwie postaci “na głowę”. Różnice w stylu wypowiedzi są więc jak najbardziej wskazane, całość zaś “nie rozjeżdża się”, powieść nie straciła na tym podzieleniu tekstu. To był jednak świetny, sprytny pomysł.
Na pokuszenie przenosi nas do Stanów Zjednoczonych, do Wirginii, w czasy wojny secesyjnej, ale nie na front walk, tylko na pensję panien Farnsworth, gdzie dochodzi do pewnych kontrowersyjnych wydarzeń. Te wydarzenia relacjonują nieliczne już w tej szkole uczennice: Marie, Amelia, Emily, Alicia i Edwina, w wieku od 10 do 17 lat, ich przełożone – nauczycielki Martha i Harriet Farnsworth oraz ciemnoskóra służąca, Mathilde. Czytelnik nie ma pełnego oglądu sytuacji, opiera się tylko na “zeznaniach” bohaterek. A te, siłą rzeczy, są bardzo subiektywne i niepełne. Na zasadzie “każda pliszka swój ogonek chwali”.
Cóż tam się stało? Otóż, pasjonująca się przyrodą jedna z dziewcząt, Amelia znalazła w lesie rannego żołnierza wojsk Unii i przytargała go do domu, gdzie udzielono mu niezbędnej pomocy. Pochodzący z Irlandii młodzieniec, kapral John McBurney zaczął nabierać sił, a wkrótce – flirtować z rezydentkami i manipulować nimi. Trudno wręcz powiedzieć, kto tu kogo uwodził i zwodził. Na pokuszenie w różnym tego słowa znaczeniu.
Każda z dziewcząt chciała być ważniejsza i sprytniejsza od pozostałych. Oj, nie są to urocze przyjaciółeczki, panny rywalizują ze sobą, są wyrachowane, charakterne. Między właścicielkami szkoły, siostrami relacje też nie są najlepsze. Każdy tu ma coś za uszami, każdy ma swoje słabości, sekrety, każdy niemal coś knuje.
Atmosfera jest gęsta, nadmiar złego – trwa przecież wojna, trzeba podjąć decyzję jak postąpić wobec “jeńca” z wrogiego, jakby nie było, obozu. Dochodzi do niefortunnego wypadku, kobiety, a właściwie Martha, podejmują się dokonać pewnej poważnej operacji… Czy zakończy się sukcesem? Jakie będą późniejsze reakcje i relacje między mieszkańcami posiadłości Farnsworth? Odsyłam do książki.
Powiem tylko, że finał będzie zaskakujący. I nie wiem, jak to określić, ale mnie on rozbawił, mimo że powiało grozą i na dobrą sprawę, tu się nie ma z czego śmiać.
Powieść trzyma w napięciu, ale nie ze względu na akcję, nie da się ukryć dość mizerną, lecz na ciężką i gęstą atmosferę, jaka “wisi w powietrzu” i powoli narasta. “Nieokiełznane tempo i rosnące przerażenie” – hasła z zamieszczonej na skrzydełku opinii Cleveland Plain Dealer są mocno przesadzone. Podobnie jak rekomendacja Stephena Kinga (tak, tego Kinga) – “szalona gotycka opowieść”. Niemniej ta historia ma w sobie coś, co wciąga i fascynuje. Tylko daleka jestem od nazywania jej thrillerem. Jeśli już to taki nietypowy, mocno psychologiczny. Raczej dramat obyczajowy, choć z domieszką innych gatunków.
Atutem są ciekawe kreacje postaci. Nie poznamy jednak ich do końca, bowiem musimy oprzeć się nie na obiektywnym opisie, tylko na tym, co same o sobie i o innych sądzą, na ich wyobrażeniach, ocenach. Ani bohaterki, ani bohater (rodzynek w tym żeńskim kurniku) nie budzą jednak sympatii, choć ich postępowanie i tok myślenia powodują różne emocje u czytelnika. Nie sposób bowiem pozostać obojętnym wobec ich naiwności, wyrachowania, zawiści, zazdrości, przebiegłości, determinacji itp. Szczery podziw budzi przyrodnicza pasja Amelii, takiej małej “dziwaczki”, a także rezolutność Marie, która choć najmłodsza, to nie daje sobie dmuchać w kaszę i można o niej powiedzieć, że jest kuta na cztery nogi. Sympatyczna wydaje się służąca Mattie, starsza i chyba najtrzeźwiej myśląca z całego grona, prosta, ale mądra kobieta. Jej język został świetnie oddany (np. ” To był pęk kluczy (…) No to zgadłam, że musiał je tu zostawić. No to żem je wzięła na górę i oddała” /s. 533/)
Na pokuszenie to ponad pięćset stron lektury, tyleż nużącej (nie każdy gustuje w takiej prozie), co frapującej, pokazującej pod historyczną maską odwieczną i nadal aktualną prawdę o człowieku. To rozpisana na osiem głosów, dość kameralna opowieść o tym, “w co grają ludzie”, o uczuciach, manipulacji, kłamstwach, intrygach i zbrodni.
Teraz pozostaje kwestia – czy warto czytać książkę, skoro jest film i czy warto obejrzeć ekranizację, skoro mamy powieść. Otóż, moim zdaniem warto zapoznać się i z jedną i drugą formą. Wielokrotnie podczas lektury zastanawiałam się, jak coś zostało pokazane, czy aktorki udźwignęły te psychologiczne niuanse, jak zagrały te wszystkie emocje i w jaki sposób oddano gęstość atmosfery Na pokuszenie” Nie miałam jeszcze okazji oglądać filmu z Nicole Kidman i Colinem Farellem w głównych rolach, w reżyserii Sofii Copolli (nagrodzonej w Cannes właśnie za reżyserię tegoż dzieła), ale zdążyłam się zorientować, że jest on “okrojony” w stosunku do powieści, nie ma tam postaci Harriet, a dodano jeszcze jedną uczennicę. Czuję się jednak zaciekawiona, jak to w sumie wyszło i za jakiś czas postaram się poznać ekranizację. Tymczasem na długie, jesienne i zimowe wieczory polecam powieść Thomasa Cullinana, amerykańskiego prozaika i dramaturga.
Oto fragment na zachętę: [KLIK]
Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawem autorskim
Wydawnictwo: Marginesy
Autor: Thomas Cullinan
Tytuł: Na pokuszenie
Tytuł oryginału: The Beguiled
Tłumaczenie: Anna Owsiak, Jerzy Wołk-Łaniewski, Jan Wąsiński, Aga Zano
Data wydania: 31 sierpnia 2017
Ilość stron: 540
ISBN: 978-83-65780-60-7
Właśnie wczoraj wieczorem skończyłam ją czytać. Jeśli ktoś przeczytał napisy z tyłu okładki to naprawdę może czuć się oszukany, akcji tam malutko i wcale nie pędzi szybko do przodu. Za to mi mocno przypadł ten klimat do gustu 🙂 Na jesienne wieczory idealna lektura 🙂