Odsłony: 1211
Niewiele ponad rok temu w wywiadzie dla naszego magazynu Pani Krystyna Wasilkowska-Frelichowska powiedziała tak: „Ukończyłam moją pierwszą powieść. Tym razem nie jest to książka historyczna, ale beletrystyka. Tekst jest już zredagowany przez moją córkę Kingę Frelichowską. Ta książka to saga rodzinna. Nazywam ją trochę na wyrost – prozą szkatułkową ze względu na jej konstrukcję, a i nie brakuje w niej szkatułek w dosłownym tego słowa znaczeniu”. Dziś zaglądamy do różnych szkatułek, odkrywamy rodzinne pamiątki i tajemnice wraz z Krystyną Wasilkowską-Frelichowską i jej powieścią Ostatni pokój. Historia tajemniczego pamiętnika.
Marta Korycka: Minął rok od naszej poprzedniej rozmowy. Wspomniała Pani wtedy, że napisała książkę beletrystyczną. Ostatni pokój. Historia tajemniczego pamiętnika ukazała się 24 maja nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska. Udało się!
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Z radością odpowiadam, że tak! Udało się wydać moją książkę, co zawdzięczam dużej życzliwości szefa wydawnictwa Skarpa Warszawska – Pana Rafała Bielskiego.
M.K.: Dwie poprzednie Pani książki przesycone były Nieszawą dosłownie i w przenośni. Tymczasem w najnowszej Pani powieści ani razu nie pada nazwa miasta. Można by uznać, że akcja mogłaby się rozgrywać w dowolnym miejscu, ale to złudzenie… Wiem, że to na pewno Nieszawa! Tylko dlaczego tak Pani zależało na tym, by w ogóle nie użyć nazwy swego miasta?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Rozpoczynając pracę nad tą powieścią nawet nie zauważyłam, że to miasto traktuję jak przysłowiowy pępek świata. Uznałam, że zabieg przytaczający szczegółową topografię miasta będzie wystarczający. Ale później, kiedy to było już bardzo widoczne – brnęłam w to już z pełną premedytacją. Chodziło mi o to, żeby książka była bardziej uniwersalna. Zdarzenia w niej opisane mogły się wydarzyć w każdym zakątku kraju…
M.K.: W swoich dwóch poprzednich książkach historycznych ocaliła Pani od zapomnienia nieszawską historię, miejsca, ludzi, ich rodziny. Tymczasem w Ostatnim pokoju odniosłam wrażenie, że pisze Pani o sobie i swojej rodzinie. Główna bohaterka, Ewa Wojciechowska, jest „panią od kultury”, którą kiedyś była Pani…
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Dotychczas pisząc o moim mieście rodzinnym, starałam się nic nie pominąć z bogatej przeszłości miasta i wspaniałych ludzi tu żyjących. Odnotowywałam to, co istotne, a nie zostało ujęte w monografii miasta. Pisząc poprzednie książki, miałam zadanie jak najwięcej historii mego miasta ocalić od zapomnienia. W „Ostatnim pokoju” oczywiście pojawiają się wątki autobiograficzne, bo po prostu łatwiej pisać o rzeczach, które się zna. Ale niech to czytelników nie zwiedzie, dużo w tej powieści jest też literackiej fikcji, a nawet bajki.
M.K.: Akcja zawiązuje się, gdy matka bohaterki otrzymuje paczkę z zaświatów od przyjaciółki Michaliny. To cenna pamiątka rodzinna. Skąd pomysł na takie zawiązanie akcji i tego typu pamiątkę?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Kiedyś słyszałam podobną w swojej wymowie opowieść, uznałam ją za ciekawą i wartą wykorzystania w mojej powieści. Przygarnęłam pomysł, a później puściłam wodzę fantazji.
M.K.: O tak! Zaczyna się dziać, akcja nabiera rumieńców! Od tej pamiątki z zaświatów zaczynają się „wykopki rodzinne” w ostatnim pokoju. Czym jest ostatni pokój dla bohaterów, a czym dla autorki w jej domu?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: W każdym domu, a w wielopokoleniowym szczególnie, jest taki „ostatni pokój” lub chociażby przepastna szafa albo głęboka szuflada. Przechowywane tam są bardzo różne, przeważnie pamiątkowe przedmioty. Jedne są miłe, inne – te utykane na dnie – bywają kompromitujące, wstydliwe, zapomniane. Szczególne miejsce zajmują drobiazgi czysto sentymentalne, ale wszystkie wiążą się przeszłością. W moim domu też był taki szczególny zakamarek, tajemniczy i magiczny szczególnie dla dziecka. Składowisko drobnych mebli, pięknych, ale już nieprzydatnych przedmiotów. Można tam było znaleźć na przykład kałamarz na postumencie, obcinarkę do cygar, stroik na szyję ze strusich piór, żurnale z XIX w. mody damskiej i próbki tkanin. Ja, nasz „ostatni pokój”, przez wiele lat traktowałam jak nigdy do końca nieodgadniony.
M.K.: Pani powieść to proza szkatułkowa, ale i prawdziwych „szkatułek”, szuflad, skrytek w książce nie brak. Skrytki do przechowywania cennych rzeczy bywają zaskakujące. A gdzie Pani ukryłaby swoje pamiątki, gdyby musiała to zrobić?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Zabiła mi Pani ćwieka! Wpadłam w panikę, bo nie mam takiego miejsca. Może i dobrze, bo nie mam też nic do ukrycia. Z oryginałów wartościowych dokumentów robię skany, fotografie te z albumów też skanuję, emeryturę wpłacają mi na konto, więc wszystko jest bezpieczne.
M.K.: W kufrze po prababci Florentynie znajduje się wiele pamiątek rodzinnych. Co jest pamiątką po przodkach, a co nie? Jakby Pani zdefiniowała pojęcie „pamiątka rodzinna”?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Pamiątka rodzinna to jest jakiś przedmiot, dokument lub fotografia, która charakteryzuje rodzinę, informuje o jej przeszłości. Taką szczególną pamiątką są właśnie albumy ze zdjęciami. Znaleziona biżuteria z okresu powstania styczniowego może być wskazówką, że nasz przodek brał w nim udział. Dokumenty z nadań szlacheckich czy pierścień z herbem, mogą zachęcić nas do dalszych poszukiwań w herbarzach.
M.K.: A jakie pamiątki rodzinne odkryła Pani w swoim ostatnim pokoju, o ile to nie tajemnica?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Najważniejszą i najcenniejszą pamiątką były pamiętniki prababci, które rzuciły światło na wiele aspektów z dziejów życia mojej rodziny po kądzieli.


M.K.: Pamiątki, w tym pamiętniki, w zapyziałym od lat kufrze są w złym stanie z różnych względów. W powieści pani z sanepidu podpowiada Ewie, w jaki prosty, domowy sposób pozbyć się problemu. Na ile te sposoby są autentyczne i skuteczne?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: To prawda, starałam się „zaopatrzyć” moją bohaterkę w środki zabijające wiekowe zarazki. Jednak najczęstszą formą dezynfekcji było pucowanie rąk i maseczka na twarz… A czy takie środki ostrożności są niezbędne? Rozmawiałam na ten temat z muzealnikami i wiem, że profesjonaliści rzeczywiście zachowują rozwagę, bo w starych przedmiotach, na papierze czają się różne mikroby, pleśń i grzyby. Dlatego osoby pracujące przy konserwacji papieru poddają takie eksponaty na przykład chemicznemu odkażeniu. Nie musi to być od razu niebezpieczeństwo na miarę klątwy Tutenchamona, ale wystarczy, że ktoś jest alergikiem i kłopoty gotowe.
M.K.: Tytułowy pamiętnik odkrywa prawdę o rodzinie Florentyny, nie zawsze tę dobrą i chwalebną. Dlaczego Pani zdaniem tak ważna jest prawda o naszych przodkach?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Nie wszystkie prawdy bywają chwalebne, ale każda prawda ma ogromne walory poznawcze. Porównam to do poszukiwań korzeni przez adoptowane dzieci, które są szczęśliwe w nowych rodzinach, a kiedy stają się dorosłe, chcą dowiedzieć się, chociaż bolesnej – ale prawdy o swoim pochodzeniu. Tożsamość każdego człowieka to bardzo ważna część osobowości każdego z nas.
M.K.: Ale przy okazji odkrywania danych o przodkach, Ewa mogłaby narysować drzewo genealogiczne, nosiła się z tym zamiarem. W Pani rodzinie nie ma drzewa, ale jest spisywana kronika. Proszę zdradzić, jak wyglądały poszukiwania przodków w przypadku Pani rodziny.
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Do dzisiaj odkrywam rożne drobne informacje dotyczące moich krewnych, przede wszystkim dzięki internetowi. Tak odszukałam informacje, gdzie w czasie I wojny światowej został ranny i w jakim szpitalu był leczony mój dziadek po mieczu, a także, gdzie został pochowany.
M.K.: Do którego pokolenia wstecz odnalazła Pani swoją rodzinę?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Ustaliłam korzenie mojej prababci Radomskiej, która pochodziła z Radomia i co? Teraz muszę się zabrać za dochodzenie praw do tego miasta. (śmiech)
M.K.: Ewa w pewnym momencie wykrzykuje: „Nie muszę jechać do Warszawy na ulicę Długą, bo tu jest nasze Archiwum Główne Akt Dawnych!”. W jaki sposób zbiory w archiwach pomogą odnaleźć ludziom korzenie rodzinne? Jakiego rodzaju dokumentów powinni szukać?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: To jest proste! Zakładamy, że poszukujemy korzeni pradziadka. Wystarcza data i miejsce urodzenia, wówczas zgłaszamy się (jeżeli nie minęło 100 lat od narodzin) do USC w miejscu narodzin i prosimy o odszukanie dokumentu w księdze. W dokumencie tym odnotowane są dane dotyczące rodziców pradziadka, ich wiek, zawód i dane rodziców chrzestnych. Mamy już pierwsze dane do budowania drzewa genealogicznego rodziny.
M.K.: W swej powieści ocala Pani również od zapomnienia czas historyczny i bieżący w powieści, czyli czas II wojny światowej i rok 1990. Dlaczego wybrała Pani akurat te wydarzenia historyczne?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Każda wojna pozostawia ogromne spustoszenia, nie tylko w kraju, ale też w rodzinach. Przywołałam ten okres dla upamiętnienia tych tragicznych wydarzeń, ale też pokazałam w powieści, że zdarzają się cuda. W mojej powieści żydowska rodzina szczęśliwie z wojny ocalała, a niemiecki urzędnik okazał bardzo ludzkim człowiekiem.
Rok 1990, narodziny Solidarności i nadzieja na lepsze jutro, w przypadku mojej bohaterki, ale też moim, okazał się czasem przełomowym i gorzkim doświadczeniem: wdowa z małym dzieckiem, wykształcona, zakochana w pracy została przez nową władzę zwolniona i pozbawiona środków do życia…
M.K.: Ocala Pani też smaki! Smaki potraw polskich i żydowskich. I to bardzo skutecznie, gdyż na końcu powieści zostały zamieszczone przepisy kulinarne. Książkę można schrupać!
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Na jednym z moich spotkań autorskich młody słuchacz podkreślił, że kultywowanie pojęcia smaku jest moim znakiem rozpoznawczym. Ma rację. Uważam bowiem, że stół i oczywiście wspólne przy nim spotkania są najważniejszymi elementami życia łączącymi rodzinę. A że to, co jest wówczas na stole, ma zniewalający smak, zapach i kontentuje nasze kubki smakowe, to już jest wartość dodana.

M.K.: Jednak na pierwsze miejsce w Ostatnim pokoju wybija się rodzina i silne więzi między jej członkami. Czym dla Pani jest rodzina?
Krystyna Wasilkowska-Frelichowska: Moja rodzina była i jest wyjątkowa, ubolewam tylko, że jest bardzo maleńka: córka, brat i jego najbliżsi. Dlatego przeszłość jest dla nas tak bardzo ważna i pielęgnowana. Namawiam wszystkich – walczcie o rodzinę, bądźcie dla siebie dobrzy, uczynni i kochajcie się. W przyszłości album z najbliższymi jest najcenniejszą pamiątką, o której mówimy – to nasi, oni byli w wśród nas.
M.K.: Dołączam do Pani apelu. Dziękuję za wywiad.

Opracowała Marta Korycka
Zdjęcia: prywatne archiwum Autorki
materiał chroniony prawami autorskimi