Odsłony: 1286
Niedawno w sklepie na półce ze słodyczami widziałam gorzką czekoladę z solą morską. Nie skusiłam się na ten rarytas, ale pomyślałam, że właśnie ten smak idealnie pasowałby do Między niebem a Lou, francuskiej powieści, w której słychać szum morza, dźwięk saksofonu i bicie serc. Powieści pięknej, jednocześnie lekkiej i trudnej, pełnej emocji, wytrawnej jak szampan, wybornej jak gorzka czekolada…
Zaczyna się dość banalnie. Pogrążona w żałobie rodzina spotyka się na pogrzebie Lou, przedwcześnie zmarłej żony, matki, babci. U notariusza okazuje się, że oprócz testamentu zostawiła kodycyl, w którym przekazała mężowi specjalną misję dotyczącą ich dorosłych dzieci, Sarah i Cyriana.
Wyobraźnia już nam podpowiada, co dalej…
Opis na okładce sugeruje lekturę z rodzaju tych pokrzepiających, o odnajdowaniu sensu życia, rozwiązywaniu problemów, o sile uczuć. Wydaje się, że to już ograny schemat. Tymczasem ta powieść daleka jest od banalności. Intryguje i urzeka niepostrzeżenie. Czytelnik nigdy nie wie, co go spotka za zakrętem i z coraz większą ciekawością przewraca kolejne stronice.
Joseph, zwany Jo, emerytowany kardiolog, którego charakterystycznym znakiem jest narzucony na ramiona sweter, nie może pogodzić się ze śmiercią małżonki. Nie była ideałem (jej kulinarne niewypały stały się niemal legendą), ale ją uwielbiał, chciałby ją odzyskać niczym mityczny Orfeusz swą Eurydykę. Jo nie może się odnaleźć w nowej rzeczywistości bez Lou, mimo że wierni przyjaciele wspierają go jak mogą. Ich dzieci są już dorosłe, ale czy szczęśliwe?
Cyrian ma dwie córki z dwóch związków, Pomme i Charlotte. Dziewczynki starają się o uwagę i uczucie ojca. Samotna Sarah boryka się z chorobą, uznaje tylko przelotne znajomości. Albane, nadopiekuńcza matka Charlotty, wydaje się być wrogo usposobiona do wszystkich, z kolei Maelle, matka Pomme, usuwa się w cień.
Każde z nich ma swój plecak problemów, musi zmierzyć się z przeszłością, pokonać swoje “demony”, rozliczyć się z teraźniejszością, dokonać wyboru, poukładać relacje, naprawić więzi, dać sobie szansę… Nie będzie to łatwe. Sporo się wydarzy, dużo się zmieni. Będą momenty iście dramatyczne. Nie zabraknie też tych zabawnych, czy po prostu budzących ciepły uśmiech. Nie chcę zbyt wiele wyjawiać. Powiem tylko tyle, że Lou będzie mogła czuć się dumna ze swojej rodzinnej gromadki.
“Ten moment czystej radości tego wieczora w kuchni w miasteczku wart jest każdych pieniędzy. To moment równie wieczny jak nuta zagrana na saksofonie do utraty tchu i tak silny jak przypływ w równonoc” ( s.342)
Autorka oddała głos postaciom, zarówno tym głównym, czyli członkom rodziny Lou i jej samej (opowiada z miejsca określonego jako “tam, gdzie idzie się potem”), jak też epizodycznym (np. anestezjolog w szpitalu). Ten zabieg trochę zbija z tropu. Dzięki temu czytelnik poznaje opowieść z różnych punktów widzenia i stopniowo układa ją w całość; patrząc pod różnym kątem lepiej rozumie skomplikowane relacje między postaciami. Bohaterowie nie zostali poddani ocenie, czytelnik musi wyrobić sobie własną opinię. Często przyjdzie mu się kajać, że zbyt pochopnie kogoś ocenił.
Bardzo istotne jest miejsce, w którym głównie toczy się akcja, miejsce bardzo ważne dla bohaterów, a mianowicie Groix, malownicza, niewielka wyspa w Bretanii. O niej Lorraine Fouchet pisze następująco:
“Taka właśnie jest wyspa Groix. Nie ma sentymentalizmu, są uczucia, nie ma tanich gadek, jest działanie, nie ma samotności, jest solidarność. Ludzi się rodzą, umierają, a między tymi dwoma momentami żeglują, kochają, łowią ryby, boją się, między niebem a morzem.”(str. 71)
Ta wyspa łączy i dzieli, stanowi szczęście i przekleństwo. To stąd pochodzi Jo, tu spędził najpiękniejsze chwile z ukochaną i tu ona odeszła. Od tej wyspy chce się odciąć Cyrian, a Maelle nie chce jej opuszczać. Tu zdarzył się wypadek i niemal cud, zdarzenia, które na zawsze złączyły silnie Pomme i Charlotte, a także odmieniły Albane.
Groix jest nie tylko miejscem akcji, ale także bohaterem powieści.
Zarys fabuły to za mało, by zachęcić do przeczytania tej książki. Ważny jest bowiem jej klimat. Trzeba wspomnieć o szczegółach: o lokalnych potrawach ze słynnym “tchumpot” na czele, o muzyce pobrzmiewającej tu i ówdzie (cała lista zamieszczona na końcu książki), o saksofonie odkurzonym ze strychu, kafeterce, pomarańczowym polarze, swetrach i innych ważnych rekwizytach, o miejscowych legendach, powiedzeniach, zwyczajach mieszkańców wyspy, o ich społeczności, małej ojczyźnie. Nie sposób pominąć swoistej czułości wyłaniającej się z narracji poszczególnych postaci, ich tęsknoty za Lou.
Między niebem a Lou opowiada o skomplikowanych relacjach rodziców i dzieci, o różnych odcieniach miłości, o przyjaźni, lojalności.
Lorraine Fouchet udało się napisać powieść lekką i trudną jednocześnie, wciągającą, pełną emocji, niosącą w sobie duży ładunek pozytywnych wartości, nieprzytłaczającą mimo podejmowanych tematów, taką “ogrzewającą”. Jest w tej prozie coś nieuchwytnego, “magicznego”, co sprawia, że czytelnik chciałby odwiedzić wyspę Groix, zajrzeć do opisywanych miejsc, poznać mieszkańców. Piękny mógłby być film na jej podstawie.
Powieść wydano w serii “Gorzka Czekolada”, w której prezentowana jest proza niebanalna, pełna emocji, pozostawiająca na długo “słodki posmak z nutą goryczy”. Między niebem a Lou ma wiele smaków, warto ich skosztować.
polecam, Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawem autorskim
Wydawnictwo: Media Rodzina
Autor: Lorraine Fouchet
Tytuł: Między niebem a Lou
Tytuł oryginału: Entre ciel a Lou
Tłumaczenie: Iwona Banach
Data wydania: 2017
Ilość stron: 352
ISBN: 9788380083165
Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb.W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.