W GROCIE ZEUSA I NIE TYLKO. Część I – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 1147
“…Dla Nikosa czas się zatrzymał. Na głowie, w charakterystyczny dla Kreteńczyków sposób, zawiązaną miał czarną chustę z frędzlami, ubrany był w białą koszulę, szerokie spodnie i długie buty z owczej skóry. Taki ubiór widuje się dzisiaj tylko u starszych mężczyzn, w wioskach w czasie uroczystych świąt albo na imprezach folklorystycznych. Taką chustę owijającą męską głowę podobno wprowadzili na Krecie algierscy piraci…”
Morze było wyjątkowo spokojne, mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Promienie zachodzącego słońca sprawiały, że woda miejscami różowa, czerwona, złota i fioletowa, błyszczała jak ogromny kufer szlachetnych kamieni. I tylko przy brzegu fale rozbijały się z szumem i łoskotem o przybrzeżne skały. Lubiłam siedzieć tutaj wieczorem i patrzeć, jak rybacy wypływają na połów ryb. W tej prostej rybackiej tawernie, zawieszonej nad urwistym brzegiem morza czułam się jak w domu.

Na Krecie, takich knajpek nad morzem jest całe mnóstwo. I każda z nich ma odrębny klimat. Wszystkie mają ogromne okna, a właściwie całe ściany pozbawione szyb i tylko coś w rodzaju przezroczystych plastikowych rolet, opuszczanych w czasie sztormu, deszczu czy dużego wiatru, chroni siedzących przy stolikach ludzi od rozpylonych kropli morskiej wody. Tego dnia rolety były podniesione i widok na morze nie był zmącony żadną przesłoną. Kiwające się drewniane niebieskie krzesła i stoły przykryte kolorową ceratą, ogromny kontuar, na którym królowała baryłka ze wspaniałym winem i cicha grecka muzyka lecąca w tle dopełniały całości.


Syn właściciela – potężny, wąsaty Spiros – z nieodłączną ścierką za paskiem fartucha stał w drzwiach i z przesympatycznym uśmiechem zapraszał do środka. Właściwie to on prowadził cały interes. Stary Nikos Papadopulos przychodził tutaj tylko na szklaneczkę wina i zabawiał gości opowiadaniami. Już wiedziałam, że Tawerna Oktapodi, Nikos i niezrównana w smaku moussaka – zapiekanka z bakłażanów, siekanego mięsa w sosie beszamelowym, posypana serem, ze szklaneczką wina – tutaj w Sissi, to początek mojej kreteńskiej przygody.
Z daleka rozległ się stukot laski o bruk… To Nikos, jak co wieczór przyszedł zająć swoje miejsce w kącie przy barze.
Dla Nikosa czas się zatrzymał. Na głowie, w charakterystyczny dla Kreteńczyków sposób, zawiązaną miał czarną chustę z frędzlami, ubrany był w białą koszulę, szerokie spodnie i długie buty z owczej skóry. Taki ubiór widuje się dzisiaj tylko u starszych mężczyzn, w wioskach w czasie uroczystych świąt albo na imprezach folklorystycznych. Taką chustę owijającą męską głowę podobno wprowadzili na Krecie algierscy piraci.
– Kalispera – pozdrowił wszystkich i obrzuciwszy tawernę badawczym spojrzeniem, napełnił spory dzbanek rubinowym winem.
Kiedy postawił na tacy dwie duże szklaneczki i ruszył z tym wszystkim przed siebie, kulejąc, mimo tego bardzo zręcznie wymijając krzesła, wiedziałam, że dzisiaj będę miała towarzystwo i posłucham wspomnień.
– Nie odmówisz staremu szklaneczki? Widuję cię tutaj od kilku wieczorów. Jak ci się podoba Kreta? Skąd jesteś? Jak masz na imię? – zarzucił mnie pytaniami zupełnie swobodnie, po angielsku.
– Z przyjemnością się napiję i posłucham pańskich opowieści. Kreta jest urocza, a jej mieszkańcy są wspaniali. Jestem z Polski – odpowiedziałam prawie jednym tchem.
– Z Polski?! – wykrzyknął stary.
– Tak, ale czemu się pan tak dziwi?
– Nic, nic… Lubię Polaków. Bywałem trochę w świecie, pracowałem w Ameryce i Anglii, zahaczyłem i o Polskę…
– Czy wiesz, że tutaj na Krecie w grocie w górach Dikti urodził się Zeus? Kiedy pokręciłam przecząco głową – powiedział – To posłuchaj: We wschodniej części Krety pośrodku wysokich gór Dikti leży płaskowyż Lasithi. To żyzna dolina ze wszystkich stron osłonięta od wiatru szczytami. Żyzność swą zawdzięcza masom wód gromadzących się w podziemnych wapiennych grotach podczas wiosennych roztopów śniegu. Jedna z takich jaskiń – Psychro – nazywana jest Grotą Zeusa. To tu miał się narodzić “ojciec bogów i ludzi”.
– Dawno, dawno temu – ciągnął. – Na ziemi żyli tylko Bogowie i kiedy Bóg Kronos poślubił Boginię Reę, stara czarownica, mieszkająca u stóp Olimpu, przepowiedziała, że jedno z dzieci pozbawi go tronu. Kronos zaczął, więc połykać swoje dzieci, zaraz po narodzeniu. Kiedy połknął już pięcioro, a Rea znowu była brzemienna, uciekła tutaj na Kretę. I w jaskini, w górach Dikti urodziła Zeusa. Zostawiła go pod opieką nimf i kozy Almatei, wróciła do Kronosa i pokazała mu powijaki z kamieniem w środku. Kronos połknął kamień sądząc, że to jego nowonarodzone dziecko. Gdy Zeus dorósł zmusił ojca do zwymiotowania wszystkich swoich starszych braci i sióstr. Razem wypowiedzieli Kronosowi wojnę, pozbawili władzy i zamknęli na zawsze w czeluściach Tartaru, pod powierzchnią ziemi.

Nikos umilkł i spojrzał na mnie jakby czekając na komentarz.
– A daleko jest ten masyw Dikti i ten płaskowyż Lasithi? – zapytałam.

– Nie, to nie daleko, masz samochód to będzie śliczna wycieczka całodniowa. Zobaczysz kreteńskie słynne wiatraki, winnice na górskich stokach i musisz odwiedzić wspaniałą, malowniczo położoną wioskę Tzermiado słynącą z najpiękniejszych wyrobów tkactwa ręcznego, koronek i haftu. Potem możesz pojechać na zachód i w Agios Nikolaos przepięknym portowym miasteczku w kafenionie u Malatesa wypijesz najlepszą kreteńską kawę. No i najważniejsze; zobaczysz grotę Zeusa. I wiesz… Jak już będziesz w tym Tzermiado, to może odwiedzisz moją siostrę? Zawieziesz jej baryłeczkę młodego wina i pozdrowisz ją od nas. Dawno jej nie widziałem. – Stary zamyślił się i umilkł.
– A może wybierze się pan ze mną?

– Nie, to już nie dla mnie, tam jest za wysoko…Moja noga… Postrzał w czasie wojny teraz daje mi o sobie znać. Tam łatwo trafić. Jak wjedziesz do wsi, to jest pierwsza ulica za Cerkwią. Na rogu jest piekarnia. Prowadzi ją mój szwagier. Biały dom, malowany w niebieskie kwiaty, to dom mojej siostry. Zresztą jak zapytasz, każdy ci pokaże gdzie mieszka Marica Gregopulus.

– No to widzę, że jutro muszę jechać na Lasithi – powiedziałam ze śmiechem.
Stary zachichotał.
– Nie masz wyjścia, musisz. Zobaczysz, nie pożałujesz, a rano wstąp tutaj. Zjesz śniadanie i weźmiesz baryłeczkę, a teraz czas już na mnie. – Podniósł się z trudem, pomachał ręką na pożegnanie, odwrócił się jeszcze w drzwiach. – I nie zapomnij przyjść tutaj na szklaneczkę wina wieczorem.

Ciąg dalszy nastąpi…
Tekst i zdjęcia Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.
Ciekawe Danusiu, jak smakowalo wino z baryłeczki 🙂 Jak zawsze, dowiedzialam sie kilku ciekawych rzeczy. Dziekuje Danusiu 🙂