Odsłony: 1178
Znacie tę reklamę, w której rodzina siedzi za stołem, chłopakowi (albo raczej młodemu mężczyźnie) wszyscy składają życzenia szczęścia, a w chwilę potem skrzętnie podpowiadają, co z tym szczęściem zrobić?
Padają tam takie teksty jak: “… i pod poduchę, i pod poduchę!”, „pamiętaj, tylko brylanty” „i pod poduchę, i pod poduchę! „Najlepiej konie” „i pod poduchę, i pod poduchę!”; i te konie pod poduchą podobają mi się najbardziej, bo pokazują jacy jesteśmy. Niby tacy grzeczni, mili, swojscy, a nikt nikogo nie słucha, każdy wie najlepiej, doradzamy wszystkim wcale się nie znając na temacie. Każdy jest ekspertem (niemal bogiem) w każdej dziedzinie i nikomu nie wpadnie do głowy, że przecież powinien się zamknąć i dać sobie spokój, bo każdy ma prawo do swojego zdania i po prostu zrobi to, co zechce.
O ile za granicą są sprawy, o które nikogo się nie pyta, czyli zarobki i wyznanie, i takie w które nie należy się wtrącać, czyli rodzina, śluby, rozwody i planowanie potomstwa, to my – Polacy potrafimy zaleźć sobie mocno za skórę, doskonale wiedząc, co jest dla sąsiada najlepsze.
Widziałam mocno udręczone młode dziewczyny, w stosunku do których stosowano „terror małżeński” w stylu:
– A masz już jakiego kawalera?
Albo:
– „Wybieraj, wybieraj obyś nie wybrała, obyś miast kanarka wróbla nie dostała”
Przodują w tym starsze ciotki, babcie i wścibskie sąsiadki. Kiedy już przemaglowana dziewczyna znajduje sobie chłopaka, nieśmiertelne „to kiedy bawimy się na weselu” czasami aż odbiera chęć do życia.
Po weselu są dwie opcje: albo „na pewno musiała” albo „to kiedy dziecko”? I nikomu nie chce jakoś przyjść do głowy, że to prywatna sprawa i nie powinno się wchodzić z butami w życie intymne tych dwojga młodych.
Niestety, na tym się nie kończy, bo niech tylko pojawi się dziecko, natychmiast pada pytanie o kolejne… Tak jakby wszystkie ciotki i sąsiadki nagle opadło jakieś prokreacyjne szaleństwo.
Kiedy małżeństwo się kończy i dochodzi do rozwodu, rady i porady sypią się jak z jakiegoś debilnego rogu obfitości.
– Przecież to dobry chłop był! To co, że pił, był! Swój chłop! Do tańca i do różańca.
Jak zdradzał, to trudno, taka już męska natura, przecież się nie zmydli…., jak był leń, to przynajmniej się po knajpach nie szlajał, a jak się szlajał po knajpach, to wielkie mi co! Niejeden i trzy tygodnie do domu z knajpy wracał, ale był!
A jeżeli to on odszedł, no to „samaś sobie winna”, trzeba było pilnować! I dbać! Pewnie nie dbałaś, to cię zostawił.
Znałam pewną kobietę, która wciąż molestowana przez własną babcię tekstem: ” Po co żeś się rozwiodła, to dobry chłop był!” poszła po siekierę, wróciła z nią do babci i zapytała:
– Dobry był? A z której strony? Bo pójdę, odrąbię kawałek i babci przyniosę!
Babcia o mało na zawał nie zeszła i przestała chwalić byłego męża wnuczki, ale nie każdy potrafi się tak sprytnie odgryźć.
Gdzieś pod tym wszystkim kryją się jednak czasem życiowe tragedie, smutek strach, ból i odrzucenie.
Może warto czasami się zamknąć i nie pytać o rzeczy, które w żaden sposób nas nie dotyczą? Może warto dać ludziom spokój? Niech żyją jak chcą, w końcu to ich życie, a jak czasami babci, czy ciotce brak adrenaliny, czy zachciewa się romansu, to jeszcze przecież są książki.
Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim
