WIELKA AFRYKAŃSKA PIĄTKA – cz. I – fotoreportaż Danuty Baranowskiej
Odsłony: 1355

Zapraszamy na pierwszą część opowieści o wyprawie Danuty Baranowskiej do Parku Narodowego Krugera w RPA. Można tu spotkać prawie wszystkich przedstawicieli świata zwierzęcego, żyjących w Afryce: słonie, bawoły afrykańskie, lwy, nosorożce, lamparty, żyrafy, zebry, i wiele gatunków antylop. Co tym razem udało się “upolować” okiem fotoreportera?
Kluczowym celem mojej podróży po Republice Południowej Afryki był Park Narodowy Krugera. To rozległy teren zajmujący powierzchnię około dwudziestu tysięcy kilometrów kwadratowych, graniczący z Mozambikiem i Zimbabwe. Przez park przepływają rzeki Limpopo, Luvuvhu, Olifants, Letaba, Sabie, wzdłuż których rankiem i wieczorem gromadzą się zwierzęta. Można tu spotkać prawie wszystkich przedstawicieli świata zwierzęcego, żyjących w Afryce: słonie, bawoły afrykańskie, lwy, nosorożce, lamparty, żyrafy, zebry, i wiele gatunków antylop. W rzekach królują hipopotamy i krokodyle.

Park Krugera to jedno z nielicznych miejsc na ziemi, gdzie człowiek zapomina o rzeczywistości i może zobaczyć prawdziwe, dzikie i naturalne oblicze Afryki.

W 2002 roku Park Krugera został połączony z Gonarezhou National Park w Zimbabwe i Limpopo National Park w Mozambiku, a zwierzęta przemieszczają się swobodnie po całym terenie nie uznając granic, tak jak nie uznają granic… kłusownicy. Afryka Południowa zmaga się z problemem kłusownictwa. To nierówna walka. Na tak rozległym terenie nie sposób upilnować każdego zwierzęcia. Wielu kłusowników podstępem wdziera się na teren parku zabijając słonie dla kłów i nosorożce dla pozyskania rogów, które w krajach azjatyckich osiągają niebotyczną cenę. Azjaci wierzą bowiem w uzdrawiającą siłę sproszkowanego rogu nosorożca. Nierzadko trafiają się pseudomyśliwi, którzy dla wątpliwej przyjemności pozyskania myśliwskich trofeów, czy samej przyjemności zabijania polują nielegalnie na zwierzęta. Przykładem tego jest zabicie w Zimbabwe słynnego lwa Cecila przez amerykańskiego obywatela. To takie okrutne, że człowiek sam będący częścią natury niszczy ją bezpowrotnie.

Należy mieć tylko nadzieję, że dzięki ludziom wielkiego serca i obrońcom praw zwierząt zostanie w końcu wyeliminowane bezmyślne zabijanie.
Safari rozpoczęło się wcześnie rano. Przed bramą wjazdową do rezerwatu na zwiedzających czekali lokalni przewodnicy, będący jednocześnie strażnikami Parku oraz specjalnie przystosowane do obserwacji zwierząt terenowe samochody. Mimo że pora była wczesna, to słońce mocno już przygrzewało. Jak było to zwodnicze miało się dopiero okazać. Na siedzeniach samochodu leżały koce – ciekawe po co, w takim upale? – pomyślałam sadowiąc się wygodnie koło otwartej burty auta. Po niedługiej chwili ruszyliśmy na bezkrwawe łowy.

Tuż za bramą nastąpiło pierwsze wspaniałe spotkanie. W zaroślach kolczastych akacji żerowały długoszyje żyrafy zupełnie nie zwracając uwagi na obserwujących je ludzi. Kierowca przyspieszył, ale i tak była to niewielka prędkość. Po Parku można poruszać się z szybkością tylko do trzydziestu kilometrów na godzinę. Zrobiło się zimno. Mimo małej prędkości wiatr hulał swobodnie po otwartym z każdej strony pojeździe. Teraz zrozumiałam po co były koce na siedzeniach. Zmarznąć w Afryce! A jednak, zmarzłam podczas safari tak jakby nie odbywało się w Afryce tylko na syberyjskiej tajdze. Wszystko to nie miało jednak żadnego znaczenia w porównaniu do niezwykłych widoków jakie mnie otaczały.

Liczne gromady antylop impala rozglądając się niespokojnie na boki pasły się wśród niskich krzewów. Tubylcy nazywają je: Mc’Donald dla drapieżników, a to z powodu ciemniejszej sierści na zadzie ułożonej w wyraźną literę M.

Od czasu do czasu pojawiały się wielkie antylopy kudu z nieprawdopodobnie wykręconymi z rogami, jedne największych antylop na świecie.

Tuż obok drogi żerowało w zaroślach stadko słoni z młodymi.
– Pierwszy w „Wielkiej Afrykańskiej Piątki” uwieczniony – pomyślałam, pstrykając zawzięcie zdjęcia.

Mianem “Wielkiej Piątki Afryki” określono pięć gatunków zwierząt uznanych za najbardziej niebezpieczne. Należą do niej: słoń, nosorożec, bawół afrykański, lew i lampart. O przynależności do tej grupy zadecydowała nie ich wielkość ale niezłomność i odwaga podczas obrony młodych lub kiedy zostaną ranne oraz trudności w ich upolowaniu.
Dalej stado cudownie pasiastych zebr delektowało się soczyście zieloną trawą. Właśnie zebry, zupełnie nie wiem dlaczego, podobały mi się najbardziej. Ich króciutka sierść błyszczała w słońcu i sprawiała wrażenie aksamitnej tkaniny.

Ciąg dalszy nastąpi.
tekst i fotografie: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawem autorskim
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.
Cudowna wyprawa.Pozdrawiam