Odsłony: 1323
Ludzie od zawsze ulegali modom i w sumie nic w tym dziwnego. Zawsze tak jest – zmieniają się czasy, zmieniają się ludzie, zmienia się moda. Kiedyś jej szczytem były meble na wysoki połysk, teraz zdrowa żywność, kiedyś telewizory Rubin, teraz super wypasione plazmy na całą ścianę, kiedyś wczasy pod gruszą, a teraz…
W zeszłym roku moi znajomi – zamożnie, młode i bardzo modne małżeństwo z dwójką dzieci – postanowili w lecie zafundować sobie wakacje w warunkach ekstremalnych. Ale nie żaden jakiś surwiwal czy namiot w buszu, nic z tych rzeczy, to miały być wczasy modne, ekologiczne i trendy, ale też oczywiście … eleganckie.
Wybrali dom bez prądu we włoskiej dziczy… We Włoszech dziczy raczej mało, więc pozostała głusza, czyli włoska wioska a głusza dlatego, że języka nie znali ani w ząb, co im nie przeszkadzało bo domek był malowniczy. Jeden z tych, które oglądane na zdjęciach, budzą nostalgię za minionym czasem, dawną prostotą życia i tak bardzo dziś niedocenianym romantyzmem. Wiecie o jaki mi chodzi, prawda? Jakaś strzecha, zwalony płot, studnia, nieprzejezdna droga, te klimaty.
Bez prądu, wody… czego tam jeszcze… No takiego czegoś, co i u nas na Zamojszczyźnie jeszcze można znaleźć, ale w końcu Włochy to jednak Włochy.
Pomysł wydał mi się dziwny, ale w właściwie nie moje wakacje, nie moje pieniądze, nie moja sprawa.
Koleżanka była zachwycona na samą myśl o wieczorach przy świecach, kurkach, kózkach, świeżych warzywach i dzieciakach na łonie przyrody.
Wyjechali. Wrócili….
On miał podbite oko, ona była blada jak śmierć i cała usiana bąblami, tylko dzieciaki, choć podrapane były naprawdę szczęśliwe.
– Nie opaliłaś się? – zapytałam mocno zdziwiona bo w końcu przecież była we Włoszech
– Nie miałam jak, wiesz przecież, że tam nie było prądu.
– Do opalania nie potrzeba prądu! – zaryzykowałam i o mało nie dostałam w oko.
– Nie bądź taka dowcipna! Potrzeba! Nawet bardzo! Noszenie wody ze studni, podgrzewanie na kuchni węglowej, pranie w balii… Gotowanie. Kąpanie ukochanych brudasów, a wieczorem…
– Romantyczne kolacje przy świecach?
– Nie! No co ty, polowanie na komary i wszystkie inne bzyczące paskudy. Nie zdajesz sobie sprawy co to był za koszmar! Gryzło, buczało, swędziało, tupało, harówka od rana do wieczora… Mówię ci! Ludzkiego słowa nie słyszałam, bo tam wiesz sami Włosi, nie dało się pogadać, samotność taka, że miałam ochotę z kalarepą gadać!
– Ale spędziliście trochę czasu razem, intymnie, blisko, bez internetu, telewizji, tych rożnych rozpraszaczy… To też się liczy!
– Ta… – mruknęła wskazując głową na męża – Tak…. Wiesz jaka harówa jest przy maluchach?
Nie odpowiedziałam, bo w sumie nie bardzo wiem, ale wyobraźnię mam. Trzylatek i pięciolatek to przyciągające wszelkie kłopoty, wiecznie głodne wulkany energii… Koleżanka westchnęła rozdzierająco.
– Ja harowałam od rana do wieczora, a Jaśnie Pan – tu wskazała na nieco uszkodzonego męża – siedział na plaży z tabletem bo tam miał WiFi, a potem przychodził na obiad i dziwił się, że deseru nie zdążyłam zrobić, jak te wszystkie włoskie mammy! Ostatniego dnia nie wytrzymałam i mu przywaliłam! Wiesz za co? Wiesz?
Wróżką nie jestem, więc nie wiedziałam.
– Powiedział mi, że się zaniedbałam! – wrzasnęła.
Pan mąż nieco się skulił od tego wrzasku, był pięknie opalony i dobrze odżywiony, a ja tak sobie pomyślałam, fajna moda te wczasy w dziczy. Wybór ekologiczny, sympatyczny, prorodzinny. Świetny pomysł dla rodzin z dziećmi dopóki rodzina jedzie tam RAZEM, kiedy jednak mąż zabiera żonę na wczasy w dziczy w roli pralkosuszarki i robota kuchennego w jednym to już lekkie przegięcie widziałam w jednym filmie, że niektóre roboty potrafią się zbuntować!
A wy, może i wy planujecie wakacje w dziczy?
Iwona Banach
MATERIAŁ CHRONIONY PRAWEM AUTORSKIM
PRZECZYTAJ POZOSTAŁE FELIETONY IWONY BANACH!

Iwona Banach jest tłumaczką, nauczycielką, mamą dorosłej niepełnosprawnej dziewczynki, pożeraczką książek, szydełkoholiczką i straszną bałaganiarą. Interesuje ją dosłownie wszystko (no, może poza ekonomią i motoryzacją). Szczególnie kreatywna bywa w kuchni, choć rodzina twierdzi, że do jej obiadów zamiast solniczki należałoby dołączać gaśnicę (występujący w powieści pikantny sataraż nauczył ją przyrządzać tata). Nie jest aż tak roztargniona jak Regi, jedna z bohaterek, ale potrafiłaby schować masło do piekarnika, a kota do lodówki (gdyby nie to, że koty to zwierzęta przytomne i głośno protestują). Ta arcysympatyczna i pogodna osoba jest autorką książek Pokonać strach, Chwast, Pocałunek Fauna, Szczęśliwy pech, Lokator do wynajęcia, Czarci krąg, Maski zła oraz tłumaczką: Lilith, Zielone piekło, Za drzwiami, Koniec jest moim początkiem, Mistycy i magowie Tybetu, Migdał, Rzeźnik, Florencka gra, Syn Człowieczy. Otrzymała wyróżnienie w konkursie Twój Styl – Dzienniki Kobiet oraz wyróżnienie w konkursie Najważniejsze jest Niewidoczne dla oczu – za powieść Pokonać strach, pierwszą nagrodę w konkursie wydawnictwa Nasza Księgarnia za powieść Szczęśliwy pech.