PODRÓŻE GULIWERA, J.SWIFT – recenzja
Odsłony: 1342
Podróże Guliwera to książka tak znana, że paradoksalnie nieco zapomniana. Tak, tak jest. Są biura od nazwie “Guliwer”, firmy, pisma, jest kilka knajp, czy kawiarni o tej nazwie, mamy Teatr Guliwer a nawet firmę przewozową. Jak to się więc ma do tego, co napisałam? Że zapomniany? Przecież każde dziecko, każdy dorosły zna Guliwera…
No właśnie. Bohater książki przeszedł do świadomości społecznej i rozrósł się w niej do rozmiarów olbrzyma. Rozrósł, bo on sam przecież olbrzymem nie był, choć wciąż tak o nim myślimy. A na imię miał właśnie Lemuel… , bo Guliwer to przecież jego nazwisko.
Początkowo był lekarzem, potem kapitanem kilku statków, miał wielkie zamiłowanie do podroży, które realizował z wielkim zacięciem zostawiając żonę i dzieci w Anglii, stąd ta powieść. Bo jakby w wersji podstawowej jest to powieść podróżnicza i co pewnie wielu ludzi zdziwi, nie jest to książka dla dzieci, a przynajmniej nie tylko dla dzieci. Owszem dzieciom spodoba się wizyta w kraju maleńkich ludzików, pobyt w kraju olbrzymów, czy kraina koni. Zachwycą je obrazy wyspy sunącej po niebie, bo są piękne, ale cała reszta przekazu jest już nieco trudniejsza i, żeby nie powiedzieć mroczniejsza, ocierająca się gdzieniegdzie o tematy zupełnie dla dzieci nieodpowiednie.
Dorosły zaś czytelnik, o ile do książki wróci (bo każdy gdzieś tam w dzieciństwie jakoś się o nią otarł) dostrzeże w niej o wiele większą wartość, ale i więcej aluzji, do tego trzeba jednak trochę wiedzy, literackiego obycia i świadomości świata takiego jakim jest teraz i jakim był kiedyś, bo mimo, iż książka robi aluzje do życia, polityki i stanu wiedzy sprzed ponad 300 laty to o zgrozo, niestety jest mocno aktualna.
Wszyscy najbardziej skupiają się na części pierwszej, czyli podróży Guliwera do krainy Liliputów, gdzie po zapewnieniu o swoich pokojowych zamiarach, zostaje na dłużej i ze swojej dość niewygodnej pozycji obserwuje i komentuje to co się dzieje na dworze królewskim i w samym państwie, oraz państwach ościennych. To oczywiste aluzje do dworu króla Jerzego I i do konfliktu francusko-angielskiego.
W drugiej podroży Guliwer staje się zabawką giganta. I tu także w rozmowach ze swoim „wielkim” przyjacielem opisuje krytycznie to co się dzieje w Europie…
Kolejne podróże rzucają go do zupełnie nieznanych i dziwacznych krain, gdzie z punktu widzenia odmienności ich mieszkańców Guliwer opisuje stosunki panujące w jego kraju… Opisuje bardzo krytycznie.
Ta książka jest satyrą na ówczesne stosunki, ale jest też satyrą na nasz świat, obłudny okrutny, głupi i zapatrzony w nie te co należy wartości.
Czytając ją możemy o dziwo zobaczyć siebie samych, bo niestety ludzkość przez ostatnie trzysta lat wcale aż tak się nie zmieniła. Ba, czy w ogóle…
Podróże Guliwera to książka o dużej wartości literackiej także mimo dość przestarzałego języka, ale ten przydaje jej autentyczności, zresztą jest to anonimowy przekład z 1784 roku ( prawdziwa perełka dla koneserów!), co jeszcze bardziej literacko ciekawi i urzeka.
Książka z pewnością nie dla każdego, ale dla ludzi ciekawych świata i jego podtekstów, takich, którzy umieją czytać między wierszami i bawić się aluzjami w dużej mierze politycznymi. Czytając ją miałam wrażenie, że jej autor jakimś cudem przemieścił się do XXI wieku, zwiedził i opisał wiele krajów ( może nawet i Polskę). Bawcie się dobrze. Szczerze polecam. Ja ubawiłam się naprawdę setnie!
Polecam, Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim
Wydawnictwo MG
przekład anonimowy
tytuł oryginału Gulliver’s Travels
data wydania 2017
ISBN 9788377793886
liczba stron 272