Odsłony: 1181
Wyobraźcie sobie środek nocy… Taki mniej więcej indywidualny, sobotni ( albo wolnodniowy) środek nocy czyli godzinę siódmą. Deszcz romantycznie odbiera wszelką chęć do życia i wstawania z łóżka, po głowie jeszcze błąkają się rozkojarzone sny i resztki wczorajszej imprezy, a tu…
Tak macie rację! Dzwoni telefon. W takich sytuacjach, to może być tylko firma telemarketingowa z jakimś debilem na drugim końcu linii. Debilem, który nie rozumie słowa „nie”, na „nie jestem zainteresowana” sapie jak króliczek zarażony chorobą parowozową i zaczyna wszystko do nowa, kiedy twierdzisz, że jesz – mówi ci „smacznego” i kontynuuje swoje wywody, a kiedy jesteś w łazience, słysząc odgłosy – mówi „na zdrowie”.
Gdyby to się zdarzyło raz, dałabym sobie spokój, ale to było wręcz jak nękanie! Proponowano mi już wszystko, telefon z prysznicem, darmowe programy za koszmarne pieniądze, suplementy suplementów diety i zestaw do produkcji wegańskiej wołowiny.
Tym razem jednak po huraganowej formułce przedstawiającej pana i firmę, jaką reprezentuje – której ani nie zapamiętałam, jak należało się spodziewać, ani nie zrozumiałam, pan zadał mi pytanie, które zaważyło na tym, że nie przerwałam połączenia.
– Czy nosi pani bieliznę? – to pytanie zwaliło mnie z nóg. Całe lata nikt nie interesował się moją bielizną. Zamarłam nie wiedząc co powiedzieć – podobno nie należy odpowiadać „tak”… Na dodatek ostatnio przestudiowałam genialny poradnik internetowy pod wiele mówiącym tytułem, „Jak zniszczyć telemarketera w dwie minuty”.
– No zimno jest, jasne, że noszę… – odpowiedziałam szykując się do walki.
– A jaką?
– Kalesony – odparowałam bez namysłu bo mimo stanu, w którym byłam, (sen jeszcze mnie nie porzucił, a jawa jakoś nie była zbyt obecna) to byłam złośliwa jak zwykle.
– To pani jest panem, czy panią? – zapytał profesjonalista. Nie zdziwiłam się! Każdy kto mnie zna i słyszał mój głos, wie z pewnością, o czym mówię.
– A co to pana obchodzi? Chodzi o to, że niby kobiety nie mogą nosić kalesonów? Jakaś nowa forma dyskryminacji? – odparowałam wściekle.
– Nie, nie – żachnął się pan, – coś z koronki?
– To istnieją kalesony z koronki? – tym razem ja zapytałam mocno zdziwiona – Ocieplane?
– Nie, pytałem raczej o coś innego.
– A, chodzi o biustonosz? Ocieplany? Nie, wie pan chyba nie robią biustonoszy na watolinie…
– Nie… Chodzi mi o koronkową bieliznę. Taką inną…
– Majtki??? – jęknęłam – O majtki panu chodzi? – pan był wyraźnie zdenerwowany, no tak, oni tam wszystko nagrywają, będzie miał przechlapane, jak nie umie zapytać o zwykłe majtki…
– No właśnie, jakie majtki pani nosi?
Widząc zawstydzenie telemarketera poczułam się zwyciężczynią. Wielką pogromczynią debilnych nagabywaczy.
– Lateksowe! – odparłam.
– A rozmiar?
Tu miałam ochotę ostro mu przywalić.
– Panie? Sama nie wiem, ważę sto siedemdziesiąt kilo! Warknęłam i odłożyłam słuchawkę
Jakieś trzy dni temu dowiedziałam się jednak, że nie wszystko poszło jak trzeba. Coś było nie tak. Otwierając paczkę zobaczyłam, że nabyłam wodery… Wiecie takie rybackie spodnie z plastiku, takie prawie pod szyję…różowe… z koronką?
No cóż…
Chyba jednak zrezygnuję z poradników w kwestii spławiania telemarketerów. Po prostu będę się rozłączać natychmiast, bo to cwani wyjadacze… No i w sumie te wodery to jeszcze nic, przedwczoraj znów dostałam paczkę, to były dwie średnich rozmiarów pikowane, ceratowe kołderki na ramiączkach…
Metka firmy wyjaśniła mi wiele: „ Bielizna na zamówienie dla wymagających”.
Teraz zastanawiam się, czy to już, czy kupiłam coś jeszcze?
materiał chroniony prawem autorskim
fajny, bardzo fajny tekst 😀 uśmiałyśmy sie z córką po pachy. Dziękuję za rozjaśnienie deszczowego dzionka i czekam na więcej. Pozdrawiam cieplutko.