
A DZISIAJ NAPISZĘ WAM… – autorski cykl pisarki Iwony Banach, cz. 13 “O przekleństwach słów kilka…”
Odsłony: 1216
Przez FB przewinęła się ostatnio fala dyskusji, nie taka znowu wielka, ale dość istotna, związana z obecnością przekleństw w literaturze. Wielu ludzi jest zdania, że te swoiste „przecinki” wcale nie przeszkadzają w odbiorze tekstu, a nawet czasami pomagają, wielu twierdzi, że literatura to literatura, a nie „budka” z piwem i przekleństwom od niej wara…
Obie te grupy mogą mieć rację, z czego wynika dość prosty w sumie fakt, że mogą też jej nie mieć.
Przekleństwa w dialogach (spotykane najczęściej) bywają potrzebne. Naprawdę. Pokazują status społeczny, chamstwo, stan umysłu i ducha postaci. Stopień jego zdenerwowania, czy nawet powagę sytuacji. Czy wyobrażacie sobie regularnego „dresa”, który w sytuacji konfrontacyjnej stwierdza:
– Proszę uważać drogi panie, zaraz dam panu w twarz??? – przecież „dres” od takiej przemowy dostałby pomieszana zmysłów!
On powiedziałby zgrabnie:
– O k….! Zaraz ci przyp…lę! – byłoby to nawet inteligentne z jego strony, bo wypowiedział się pełnym zdaniem i do tego użył wyrazu uważanego ogólne za przyzwoity! Wszak wyraz „zaraz” nie jest przekleństwem, kiedy się zorientuje – zapłacze rzewnymi łzami.
No tak, a przy okazji rzewnych łez. Nie oglądam seriali brazylijskich – polskich zresztą też nie, ale od czasu do czasu przeskakując z reklamy na reklamę słyszę:
– Duszo moja, Tereso Anno, dlaczegożeś mnie zdradziła?
Na co ona ( Teresa Anna, jego dusza) odpowiada:
– Facundo mój ukochany, spójrz sercem, twe oczy kłamią…
I niestety w literaturze takich dialogów też wiele spotykam. I bardzo mnie denerwują! Bo co facet by powiedział, gdyby przyłapał żonę z innym? „Duszo moja” „Serce moje” i dodałby do tego łzy i bzy? W życiu! Powiedziałby:
– O K…wa! O ja pie…lę.
To samo zresztą pewnie powiedziałby gdyby wygrał w totka, wpadł na drzewo rowerem, albo gdyby zobaczył kosmitów.
To fakt, widziane w ten sposób dialogi w języku polskim mogą być nieco ubogie, ale bardzo nośne.
Czy jestem więc za przekleństwami w literaturze? I tak i nie. Dialog musi być „prawdziwy” nie papierowy, bohaterowie muszą mówić tak jak w prawdziwym życiu, a nie jak w telenoweli.
Tak więc w dialogach co jakiś czas pojawiać się (moim zdaniem) powinien soczysty „przecinek”. Inna sprawa to sama narracja. Narrator kląć nie powinien.
Trochę mnie szokuje takie zdanie: „ Była k…wsko paskudna pogoda, po niebie zap…lały ciężkie chmury, a wiatr pi…dził jak oszalały” To jednak nie. Narrator, szczególne ten trzecioosobowy nie powinien kląć, no chyba, że jest dresem, a to jednak rzadkość.
Czy można unikać tego typu sformułowań? Czy można ustrzec się przekleństw?
Można. Można na przykład pisać o bardzo grzecznych dziewczynkach, o dzieciach do lat trzech, o zwierzętach… Kwiatkach, żabkach… O staruszkach już nie za bardzo, staruszkowie też klną. A staruszki jeszcze bardziej – przynajmniej niektóre.
Więc co robić?
Trzymać się prawdy życiowej i przekładać ją na prawdę literacką. Jak robotnikowi spada cegła na stopę – klnie, jak profesorowi spada książka na stopę – choleruje, choć to wcale nie jest dobry przykład.
Przekleństwa powinny być środkiem do pokazania jakiejś prawdy, a nie do zadziwienia czytelnika. Same w sobie nie mają żadnej wartości artystycznej, choć niektórzy zdają się o tym zapominać.
Wszystko powinno być na miejscu i czemuś służyć. Trzylatek z k…wą na ustach i dres z sercem na dłoni to złe pomysły, nawet jeżeli trzylatek jest pradawnym demonem, a serce na dłoni dresa wciąż jeszcze krwawi.
![[Źródło: pixabay.com/autor:succo]](http://zycieipasje.net/wp-content/uploads/2017/03/shield-1286293_1920-1024x1024.png)
Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim
PRZECZYTAJ TAKŻE:
cz. 12 “Jak zjeść recenzyjną żabę”
cz. 11 „Wytrzeszcz”
cz. 10 „fejsbukowy chów klatkowy”
cz. 9 „Kocia miłość….”
cz. 8. „Bajka o generałach”
cz. 7 „Kreatywność”
cz. 6 – „Nie czytam”
A dzisiaj napiszę Wam, cz. 5 – „Domofon”
A dzisiaj napiszę Wam cz. 4
A DZISIAJ NAPISZĘ WAM…CZ. 3 „No cóż, spokój w tabletkach bywa kosztowny…”
A DZISIAJ NAPISZĘ WAM… CZ. 2 „Zuzka”
A DZISIAJ NAPISZĘ WAM… CZ.1
JESTEM SKRAJNIE TWÓRCZA – rozmowa z Iwoną Banach
DLACZEGO IWONA BANACH PRZEGONIŁA WYJĄCE WILKOŁAKI
Iwona Banach jest tłumaczką, nauczycielką, mamą dorosłej niepełnosprawnej dziewczynki, pożeraczką książek, szydełkoholiczką i straszną bałaganiarą. Interesuje ją dosłownie wszystko (no, może poza ekonomią i motoryzacją). Szczególnie kreatywna bywa w kuchni, choć rodzina twierdzi, że do jej obiadów zamiast solniczki należałoby dołączać gaśnicę (występujący w powieści pikantny sataraż nauczył ją przyrządzać tata). Nie jest aż tak roztargniona jak Regi, jedna z bohaterek, ale potrafiłaby schować masło do piekarnika, a kota do lodówki (gdyby nie to, że koty to zwierzęta przytomne i głośno protestują). Ta arcysympatyczna i pogodna osoba jest autorką książek Pokonać strach, Chwast, Pocałunek Fauna, Szczęśliwy pech, Lokator do wynajęcia, Czarci krąg, Maski zła oraz tłumaczką: Lilith, Zielone piekło, Za drzwiami, Koniec jest moim początkiem, Mistycy i magowie Tybetu, Migdał, Rzeźnik, Florencka gra, Syn Człowieczy. Otrzymała wyróżnienie w konkursie Twój Styl – Dzienniki Kobiet oraz wyróżnienie w konkursie Najważniejsze jest Niewidoczne dla oczu – za powieść Pokonać strach, pierwszą nagrodę w konkursie wydawnictwa Nasza Księgarnia za powieść Szczęśliwy pech.
Jak zawsze, w punkt!