
Odsłony: 2841
To była niesamowita podróż! Nasza niestrudzona fotoreporterka, Danuta Baranowska odwiedziła położone w Górach Smoczych Królestwo Suazi. Na własne oczy zobaczyła tamtejszą biedę i funkcjonowanie ośrodka dla sierot. Zapoznała się z lokalnymi tradycjami i uczestniczyła w Tańcu Trzciny. Zapraszam na fascynującą relację /AG/.
Podczas podróży po Republice Południowej Afryki nie przepuściłam okazji odwiedzenia jednego z najmniejszych państw Afryki – Suazi. Nazwa kraju pochodzi od plemienia Suazi z grupy ludów Bantu. Królestwo Suazi (Swaziland) graniczy z Mozambikiem i RPA a położone jest na wschodnich stokach Gór Smoczych. Stolicą jest Mbabane, ale król Mswati III ma swoją siedzibę w drugim, co do wielkości mieście – Lobamba.
Kraj jest monarchią absolutną zamieszkiwaną przez plemiona Swazi, Zulusów, Tonga. Afrykanerzy, czyli biali mieszkańcy w Suazi stanowią bardzo niewielką część ludności, zaledwie 1,3 %, dlatego też spotkanie Afrykanera w Suazi należy do rzadkości.

Tuż po przekroczeniu granicy Suazi z RPA dało się zauważyć kolosalną różnicę między oboma krajami. Niepozorne zabudowania graniczne stanowiły jakby bramę oddzielającą dwa różne światy.

Z jednej strony nowoczesność Republiki Południowej Afryki, szerokie wygodne autostrady, dobrze rozbudowany przemysł, z drugiej zaś strony granicy wąskie kręte drogi, ubogie wioski z okrągłymi chatami pokrytymi strzechą, pola uprawne, pasące się stada krów i owiec.


Paradoksem jest, że Swaziland – jeden z najuboższych narodów na ziemi – jest rządzony przez władcę należącego do najbogatszych monarchów na świecie. Pomimo tej sprzeczności ludzie kochają swego króla, uważają, że jest dobry i wyjątkowy. Może dlatego, że król jest tradycjonalistą, hołduje kulturze plemiennej, niezmienionym od lat rytuałom, podtrzymuje między klanowe więzi. Rzadko ubiera się jak przystało na głowę państwa. Nosi plemienny strój, chodzi boso i nie zmienia swoich obyczajów nawet gdy przyjmuje przywódców innych krajów.

Kraj boryka się nie tylko z problemem biedy, gdzie większość mieszkańców żyje za około dolara dziennie, ale przede wszystkim z epidemią AIDS i gruźlicy. Suazi znajduje się na trzecim miejscu w świecie z pod względem liczby zakażeń wirusem HIV. W związku z bardzo wysoką śmiertelnością (średnia wieku to około 33 lata) tysiące dzieci pozostaje sierotami, które wychowują się w ośrodkach opiekuńczych. Jeden z takich ośrodków znajdujących się w wiosce Buszmenów miałam okazję zobaczyć na własne oczy.

Przed przekroczeniem granic wioski musiałam okryć spodnie kolorową chustą, zastępującą spódnicę. Kobietom u Buszmenów nie wypada chodzić w spodniach. We wsi uderzyła mnie czystość i porządek. Okrągłe chaty kryte strzechą stanowiły domy kilkunastu dorosłych i około trzystu osieroconych dzieci. Rządy we wsi sprawowała kobieta, która silną, ale matczyną ręką utrzymywała w ryzach dzieciaki. Byłam pełna podziwu dla tej dzielnej kobiety, która była nie tylko matką dla sierot, ale też wójtem, wychowawczynią, nauczycielką, pielęgniarką do której garnęły się wszystkie dzieci, wiedząc, że mimo zmęczenia, odpowiedzialności, trudów codziennego życia, jak prawdziwa matka zawsze poświeci im uwagę i swoją miłość.
Dzieci w perfekcyjny sposób zaprezentowały wspaniały spektakl ukazujący tradycje ludu Buszmenów, życie, pracę i naukę we wsi. Na czyściutkim i dokładnie zamiecionym głównym placu dzieci pokazywały swój pracowity dzień, bo we wsi wszyscy od najmłodszych lat pracują. Inaczej niemożliwym byłoby wychowanie i nakarmienie tylu osób.

Najmłodsze dzieciaki zajmowały się łuskaniem ziaren kukurydzy, pilnowaniem kurcząt i jak to zwykle dzieci… zabawą. Starsze pracowały w ogrodzie i pasły zwierzęta. Inne zaś ucierały zboże na mąkę kamieniem, utrzymywały porządek we wsi i pracowały w polu. Przygotowaniem posiłku pod kierunkiem dorosłej osoby zajmowały się dziewczęta. Koniec dnia wieńczył zasłużony odpoczynek na posłaniu z trzcinowych mat, pod przykryciem z koźlęcych skór.

Do największej tradycji w Suazi należy święto Umhlanga – Taniec Trzcin w trakcie którego chwalone jest dziewictwo. Wtedy też tysiące młodych młodych, niezamężnych dziewcząt z całego królestwa składa hołd Królowej Matce przynosząc jej świeżo ściętą trzcinę. Kulminacyjnym punktem tego święta jest taniec z trzciną, podczas, którego król Suazi wybiera spośród uczestniczek swoją nową małżonkę.
Dziewczęta w wiosce odtańczyły taki właśnie Taniec Trzcin, a następnie zaprosiły kobiety zwiedzające wieś do wspólnej zabawy. Dwie śliczne, młode dziewczyny, wręczyły mi trzcinę i pociągnęły do tańca. Rytmiczny śpiew i taniec z Buszmenkami sprawił, iż poczułam się tak, jakbym była jedną z nich.

Wizyta w wiosce była dla mnie niezapomnianym doświadczeniem. Poznałam nie tylko tradycje ludu Buszmenów, kulturę i codzienne życie, ale przede wszystkim wspaniałą kobietę, będącą opiekunką i matką dla kilkuset sierot oraz radosne, mimo zagrożenia AIDS dzieci.

tekst i zdjęcia: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawem autorskim
Pięknie napisałas Danusiu…..mozna czytacć i czytac….