
SEANS NA KANAPIE, odc. 13 – “Sekretne życie Waltera Mitty” (reż. B. Stiller)
Odsłony: 2098
Uroczy tytuł, prawda? Sekretne życie Waltera Mitty obejrzałam całkiem niedawno. Polecił mi go ktoś, kto oglądał dużo filmów, a jak się okazuje, gusta mamy dosyć zbieżne. Tym razem – pełna zgodność. Nie pozostaje mi zatem nic innego niż podzielić się krótką refleksją z czytelnikami “Seansu na kanapie”.
Ten amerykański komediodramat fantasy z 2013 r. opowiada o niepoprawnym marzycielu, śniącym na jawie, wyobrażającym sobie alternatywną wersję wydarzeń, w których z szarego przeciętniaka zmienia się w super-bohatera.
Walter Mitty pracuje jako kierownik działu negatywów w redakcji magazynu “Life”. Czasopismo wkrótce zniknie z rynku w formie papierowej, zaczyna się era cyfrowa. Na okładce ostatniego numeru ma być umieszczone szczególne, najlepsze zdjęcie wykonane przez legendarnego fotografa-reportera O’Connela. Tymczasem na nadesłanej rolce kliszy brak tego wyjątkowego, ostatniego kadru. Walter musi odnaleźć zdjęcie i postanawia rusza tropem słynnego fotografa, choćby nawet w Himalaje. Oczywiście nadal śni na jawie i ponosi go fantazja…
Scenariusz oparto na opowiadaniach Jamesa Thurbera z 1939 roku. To zaskakujące, prawda? Przecież film Stillera jest taki współczesny, pełen kulturowych odniesień, dzieje się “tu i teraz”. Z prozy Thurbera zaczerpnięto tylko taką “bazę”, specyfikę głównego bohatera, przesłanie, fabułę zaś “ulepiono” na nowo. Ciekawostka: po raz pierwszy postać Waltera Mitty z kart książki przeniesiono na szklany ekran w 1947 r. W tamtej adaptacji Walter był księgowym, który wyruszył śladami zaginionych skarbów i wplątał się w pewną aferę… Też zapowiada się ciekawie. Wróćmy jednak do filmu z 2013 r.
Ben Stiller znany z nieco głupkowatych, pełnych gagów komedii tym razem zaprezentował poważniejsze oblicze, sprawdził się w roli reżysera i zagrał rolę tytułową. Udało mu się wykreować bardzo sympatycznego bohatera, który mógłby podać rękę Forrestowi Gumpowi i Amelii. Stworzył film bardzo optymistyczny, o pokrzepiającej wymowie, taki “bajkowy”, ale jakże potrzebny widzom zmęczonym szarą rzeczywistością, szukającym czegoś w innym klimacie niż komercyjne superprodukcje.
Sekretne życie Waltera Mitty to piękna, zabawna i też nieco romantyczna opowieść o wytrwałości, poświęceniu. O tym, że trzeba być sobą. O tym, że często szukamy daleko tego, co jest bardzo blisko, jak poczciwy Koziołek Matołek… O tym, że trzeba marzyć, ale też chwytać życie za rogi.
Mądre przesłanie, piękne pejzaże (Grenlandia, Islandia, Himalaje…), klimatyczna ścieżka dźwiękowa (T. Shapiro), dużo pozytywnej energii i ciepło płynące z tego filmu, to walory, które się docenia i zapamiętuje.
Sekretne życie Waltera Mitty nie dorównuje Forrestowi Gumpowi, ale na tle amerykańskich produkcji wyróżnia się wyjątkowo, przynosząc widzowi sporą satysfakcję. Takich filmów jest niewiele, a zapotrzebowanie na nie ciągle rośnie. Chętnie obejrzałabym to jeszcze raz. Usiądźmy więc wygodnie i przenieśmy się w świat marzeń Waltera…
