NIEZWYKŁE TARGOWISKO I ZŁOTY BUDDA W TAJLANDII – fotoreportaż Danuty Baranowskiej

Odsłony: 2519

pływający targ1Uwielbiam różnego rodzaju targi. I wcale nie muszę na nich niczego kupować. Lubię chodzić, oglądać, fotografować. Nie ważne, czy to jarmark gdzieś w górach, targ na wsi polskiej, suki arabskie, czy bazary w Indiach lub Afryce. Wszystkie one są kolorowe, rozkrzyczane, pełne zapachów smażonego i gotowanego jedzenia, aromatu korzeni, perfum, kadzideł.

Ale taki targ jaki chcę pokazać jest jeden, jedyny… to targ pływający w Damnoen Saduak Wszystko tutaj pływa. Stoiska handlowe, kupujący, restauracyjki, czy nawet zwykłe gar- kuchnie. Cały bazar to jedno wielkie pływające targowisko. Wąskie łodzie, zwane długimi ogonami, spełniają rolę straganów. Wypełnione są po brzegi owocami zupełnie nieznanymi u nas, jarzynami, owocami morza, przyprawami i innym, różnego rodzaju kolorowym towarem.

pływający targ

Handel odbywa się na wodzie, łodzie zatrzymują się i zakupy są realizowane tak jak w sklepach, tylko bezpośrednio z łodzi. Jeżeli ktoś jest głodny, może kupić jedzenie prosto z pływającej restauracji. Najlepsze są duże krewetki w cieście sezamowym, smażone w woku i cudownie orzeźwiające, soczyste kawałki świeżego ananasa.

Owoców tutaj jest zatrzęsienie, czerwone rambutany z kolczastą skorupką, wyglądające trochę jak nasze kasztany w łupinach, ananasy, papaja, malutkie, słodkie banany, guajawy, arbuzy, różane jabłka o dziwnym kwaskowo, słodkim smaku i różanym zapachu i inne , kolorowe, pachnące, soczyste owoce. Jest też słynny durian – duży owalny owoc o wadze do czterech kilogramów – pokryty zieloną grubą skórką z kolcami, posiadający charakterystyczny niezwykle intensywny zapach. Jego smak można określić jako mieszaninę smażonej cebuli, śmietankowego sera i migdałów. Zapach jego jest jednak bardzo nieprzyjemny i z tego powodu nie wolno go spożywać w pomieszczeniach publicznych, czy środkach komunikacji miejskiej, nie wolno go wnosić również do hotelu.

Rambutany
Rambutany
Durian
Durian

Tutaj na pływającym targu nie odczuwałam gorąca, lekki wiatr chłodził rozpalone ciało, woda lekko falowała, kołysząc delikatnie łodzią. Czas płynął nieubłaganie, a ja w planie miałam jeszcze wizytę w Wielkim Pałacu Królewskim i Świątyni Szmaragdowego Buddy w Bangkoku.

Wielki Pałac
Wielki Pałac
Dziedziniec w Wielkim Pałacu
Dziedziniec w Wielkim Pałacu
Mnisi w Wielkim Pałacu
Mnisi w Wielkim Pałacu

Wracałam rozklekotanym autobusem do stolicy. Mogłam wybrać klimatyzowany autokar dla białych, ale wolałam wracać w towarzystwie Tajów. Tak było ciekawiej. Wprawdzie autobus był zatłoczony, a gwar i ciasnota nie sprzyjały miłemu podróżowaniu ale tylko w ten sposób miałam możliwość poznać ten kraj od środka. Mimo, że wszystkie okna były otwarte, wpadający do środka wiatr niewiele chłodził. Starsza kobieta, będąca w towarzystwie młodej dziewczyny, przyglądała mi się przez chwilę, uśmiechnęła się i złożyła ręce jak do modlitwy nisko pochylając głowę. To ukłon Tajów. Złożyłam także ręce i z uśmiechem pochyliłam się w jej kierunku. Staruszka powiedziała coś do młodszej w swoim zupełnie dla mnie niezrozumiałym języku, a dziewczyna po chwili odezwała się po angielsku. Padło sakramentalne pytanie – skąd jesteś? Potem chwila konsternacji i odpowiedź – I know…Papa Paul II and Walesa.

I tak znane nazwiska sprawiły, że znajomość została zawarta. Babcia z wnuczką wracały z targu do Bangkoku. I nie ważne, że w autobusie było pełno ludzi. Stara Tajka otworzyła przepastny kosz i poczęstowała mnie krewetkami w cieście i owocami. Była przy tym tak miła i tak uśmiechnięta, że do głowy nie przyszło mi odmówić. Jadłam i wcale nie myślałam o chorobach i zatruciach. Droga minęła szybko, autobus powoli wjechał na przedmieścia stolicy. – Żebyśmy nie utknęli w korku – pomyślałam z niepokojem. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę najwspanialsze osiągnięcie tajskiej sztuki sakralnej, otaczaną ogromną czcią –  świątynię buddyjską, która skrywała najważniejszy posąg Buddy, zwany Szmaragdowym oraz Wielki Pałac.

Rzeczywiście zrobił na mnie ogromne wrażenie. Koronkowa architektura, ozdoby z ręcznie malowanej porcelany, mnóstwo złota, marmury, posągi i budowle tak dziwne, że aż wydające się niemożliwymi do wybudowania. Na ogromnym terenie panowała cisza. Nikt tu nie rozmawiał głośno, nikt się nie śmiał, wszystko otaczał spokój i powaga. Na teren świątyni nie wolno wejść w butach, wszyscy więc, poruszali się boso. Podniosły nastrój potęgowały głosy dzwonków modlitewnych, szemrząca woda w fontannach, zapach kadzideł i kwiatów. Miejscami widać było medytujących w skupieniu mnichów buddyjskich w charakterystycznych pomarańczowych strojach. Szmaragdowego Buddy niestety nie wolno fotografować, ale wszystko wokół z innymi posągami można. Ten mały liczący zaledwie sześćdziesiąt centymetrów posąg, jest świętym talizmanem buddyjskim. Posąg jest ubierany trzy razy do roku, osobiście przez Króla Ramę IX. Strój jest zależny od pory roku, inny na porę gorącą, inny na deszczową, jeszcze inny na porę chłodną. Podczas mojego pobytu w Tajlandii była pora chłodna i Budda miał na sobie długi złocisty szal, spowijający całe ciało.

Mimo zmęczenia i upału nie zrezygnowałam z zamiaru zobaczenia największego posągu, odpoczywającego, złotego Buddy w świątyni Wat-Po. Posąg ma czterdzieści sześć metrów długości i piętnaście metrów wysokości. Pokryty jest w całości złotą blachą. Przepiękne wzory z masy perłowej na podeszwach gigantycznych stóp, przedstawiają sto osiem lakszan, czyli pomyślnych znaków. Wzdłuż kaplicy stoją w rzędzie metalowe misy. Tajowie wierzą, że wrzucenie drobnej monety do każdej z mis zapewni długie i szczęśliwe życie.

Uśmiech Złotego (odpoczywającego) Buddy
Uśmiech Złotego (odpoczywającego) Buddy
Stopy Złotego Buddy
Stopy Złotego Buddy
Podeszwy i inskrypcje na stopach Złotego Buddy
Podeszwy i inskrypcje na stopach Złotego Buddy

Ja także, jak wszyscy wrzuciłam pieniądze i powoli wyszłam na dziedziniec. Słońce zbliżało się ku zachodowi. Nawet nie wiedziałam kiedy upłynął ten dzień pełen wrażeń i emocji.

tekst i fotografie: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi

Author: Klaudia Maksa

Blabla bla

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *