
Odsłony: 2201
W tej powieści Maria Rodziewiczówna mówi o potędze miłości i o tym, że nic w życiu nie jest przesądzone. Opowiada o życiu towarzyskim w Berlinie i fenomenie patriotyzmu w polskim dworku. Wątek historyczny splata ze sobą losy doskonale nakreślonych bohaterów. Kolejną “perłę z lamusa”, przypomnianą przez Wydawnictwo MG, przybliżyła nam redaktor Beata Grzywacz. Zatem wznieśmy usta znad pucharów i przeczytajmy… Zapraszam/AG/.
“Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość. …”
Myślę, że słowa św. Pawła z I listu do Koryntian mogłyby być pięknym mottem do utworu Między ustami a brzegiem pucharu Marii Rodziewiczówny – powieści, która mówi o potędze miłości, o tym, jak to uczucie może zmienić myślenie i losy ludzi.
Oto w Mariampolu, niewielkim polskim majątku, gospodarzy hrabina Tekla – kobieta, która w swoim życiu przeszła już niejedno. Od czasu do czasu w snach nawiedza ją nieżyjąca córka, która z płaczem prosi matkę: „Mamo, nie dajcie zmarnieć memu sierocie” (str. 182).
Starszej kobiecie w prowadzeniu gospodarstwa pomaga niejaki Jan Chrząstowski, a jego siostra Jadwiga umila jej samotne wieczory.
Tymczasem w Berlinie mieszka hrabia Wentzel Croy-Dulmen, który, uważając się za prawowitego Prusaka, pojedynkuje się z każdym, kto ośmieli się wypomnieć, że w jego żyłach płynie domieszka polskiej krwi. Jest to skaza na honorze rodu Croy-Dulmen, mezalians popełniony niegdyś przez jego ojca.
Młody hrabia prowadzi dość burzliwe, by nie powiedzieć hulaszcze życie, jednak jedno przypadkowe spotkanie z piękną nieznajomą z San Marino, za którą się ujmuje, sprawia, że jego życie odmienia się już na zawsze.
Hrabinę Teklę i hrabiego Wentzla – poza tytułem – dzieli właściwie wszystko. Przewrotny los sprawia jednak, że ich ścieżki skrzyżują się przez moment. Jaką rolę w tym wszystkim odegra piękna nieznajoma?
Śledząc losy Wentzla poznajemy życie towarzyskie Berlina (szczególnie to nocne), zaglądając zaś do polskiego dworu mamy możliwość zrozumienia, na czym polega fenomen polskiego patriotyzmu.
Okazuje się, że nic w życiu nie jest przesądzone, że nawet – jak pisze Rodziewiczówna – „między ustami a brzegiem pucharu wiele jeszcze zdarzyć się może” (str. 77). Oto na kartach powieści znajdziemy bowiem jeszcze inne piękne niewiasty: Cesię i Aurorę. Jakby tego było mało Rodziewiczówna (czyżby dla równowagi?) wprowadza postać Głębockiego.
Robi się dramatycznie, kilkukrotnie padają strzały.
Oczywiście (jak to u tej pisarki zwykle bywa) mamy ukazany również wątek historyczny, który niczym klamra łączy losy niemal wszystkich bohaterów.
Każda postać została nakreślona jakby kilkoma pociągnięciami pióra. Na tyle jednak zostały uwypuklone jej główne cechy, że – mimo wspomnianej wielości bohaterów – nie sposób ich pomylić.
Wszystko opisane piękną polszczyzną, która może dzisiaj trąci już myszką, ale dzięki temu tym bardziej warto ją poznać.
Gwoli ścisłości należy wspomnieć, że w 1987 roku Zbigniew Kuźmiński i Karol Chodura nakręcili adaptację tej właśnie powieści Rodziewiczówny. Film zdobył nawet kilka nagród na VI Wrocławskim Przeglądzie Filmów Polskich. Ja jednak uważam, że książka jest zdecydowanie lepsza. Oceńcie sami. A książkę w tym uroczym wydaniu można kupić w dobrej cenie TUTAJ
Polecam, Beata Grzywacz
Materiał chroniony prawem autorskim
Beata Grzywacz – absolwentka filologii polskiej na UJ, wieloletnia nauczycielka, liderka kampanii Cała Polska Czyta Dzieciom, pomysłodawczyni Szkolnego Klubu Przyjaciół Książki, który prowadzi od 3 lat, autorka bloga „Tarnobrzeskie kobiety”. Lubi, gdy się coś dzieje, dlatego wciąż podejmuje nowe wyzwania – im trudniejsze, tym lepiej.