
Odsłony: 560

Witam Was w pierwszej odsłonie nowego cyklu “Rozmowy przy kawie”. Gościem każdego spotkania będzie osoba, która ujęła mnie swoim potencjałem. Dzisiaj rozmawiam z młodą, debiutującą autorką – Ewą Podsiadły-Natorską. Wystarczyło mi pół godziny, aby między wierszami informacji o tej uroczej, młodej kobiecie wyłowić nietuzinkową osobowość. Przekonajcie się zresztą sami. Zapraszam na spotkanie. Redaktor Naczelna, Klaudia Maksa.
Klaudia Maksa: Dzień dobry. „Błękitne Dziewczyny” to Pani pierwsza książka. Debiutujących autorów często kusi perspektywa „życia z pisania”, więc postanawiają swoją karierę rozpocząć strategicznie – od dopasowania fabuły pod gusta czytelników. Natomiast Pani podjęła się wyzwania, bo przekaz, jaki płynie z „Dziewczyn” jest lekko karcący. Często bowiem wydaje się nam, że skoro dzieje nam się krzywda, to od razu myślimy, że los obchodzi się z nami niesprawiedliwie, że mamy życiowego pecha. A przecież wystarczy rozejrzeć się wokół, podnieść się z niewygodnego krzesła, by zobaczyć znacznie więcej. Że inni też mają problemy, co więcej, oni z nimi walczą.
Ewa Podsiadły-Natorska: Zacznę od tego, że z pisania żyje w Polsce garstka osób, więc nastawianie się na zarobek, szczególnie gdy jest się nieznanym autorem, to nieporozumienie. Napisałam „Błękitne Dziewczyny”, bo kocham pisać – piszę, odkąd pamiętam i nie zakładam, żeby miało się to zmienić ;-). Naprawdę świetnie się bawiłam podczas pracy nad książką i myślę, że właśnie to jest najważniejsze. Poza tym nie wyobrażam sobie pisania książki pod czytelnika, ulegania modzie, kopiowania. To oszustwo. A czytelnik na pewno to wyczuje.
To prawda, przesłanie płynące z „Błękitnych Dziewczyn” może zaskakiwać, bo na przekór tym, którzy narzekają, że w Polsce nie można fajnie żyć, ja pokazuję, że wszystko znajduje się w naszej głowie. Od urodzenia mieszkam w Radomiu, lubię to miasto. Udowodniłam sobie, że nawet w mieście, z którego każdy kpi, można sobie ułożyć życie. Marzyłam o tym, by poprzez swoją książkę wyrwać ludzi, szczególnie kobiety z poczucia niemocy, pesymizmu, przekonania, że nic dobrego nie może nas spotkać.
K.M.: W sumie to powinno się dziękować takim autorom jak Pani. Łatwiej, albo inaczej, lepiej bezboleśnie – bo na kartach powieści – przekonać się, że Polki są jednak egocentryczkami. Skupiają się na własnych problemach, uważając je za „najmojsze”, cytując Koterskiego. I paradoksalnie, nie chodzi tu o aspekt egoistyczny. Takie podejście sprawia, że na własne życzenie mordują w sobie poczucie własnej wartości, a poziom ich samooceny zjeżdża po równi pochyłej.
Ewa Podsiadły-Natorska: Badania pokazują, że pod względem kompleksów Polki nie mają sobie równych. Jednym tchem potrafimy powiedzieć, czego w sobie nie lubimy, ale już o zaletach mówimy niechętnie. To naprawdę smutne, bo z drugiej strony badania dowodzą, że Polki są niesamowicie przedsiębiorcze, zorganizowane, kreatywne. Tylko brakuje nam pewności siebie. Nie do końca zgodę się jednak, że jesteśmy egocentryczkami. Powiedziałabym raczej – a wynika to z moich obserwacji Polek podczas pracy jako dziennikarka – że koncentrujemy się na wszystkich: mężu, dzieciach, rodzicach, szefie, koleżankach, teściach, stawiając siebie na szarym końcu i zapominając o tym, czego chcemy od życia.
K.M.: Czyli „Polaku, nie bądź ponury, rozwiń skrzydła, dziób do góry”?
Ewa Podsiadły-Natorska: No, wiadomo! 😉
K.M.: Łatwo powiedzieć, trudniej naprawdę kierować się w życiu tą zasadą, szczególnie w naszym kraju. Tym bardziej, że w mediach „promowany” jest stereotypowy wzorzec szczęścia. Nowoczesny apartament, luksusowy samochód, wymiary 90-60-90 i wysportowana sylwetka, zamożny partner… W rezultacie medialny luksus dobrze się sprzedaje, ale generuje przekonanie, że nasze szczęście jest w zasięgu, gdy mamy na to środki…
Ewa Podsiadły-Natorska: Mam trochę żal do polskiego rynku wydawniczego i polskiego kina, że kreują nieprawdziwy obraz szczęśliwej rodziny. Wiele kobiecych powieści opiera się na schemacie: ona młoda, piękna, finansowo zabezpieczona, goniąca za miłością. On młody, piękny, bogaty, zakochany w niej bezgranicznie. I tak się przez trzysta stron schodzą, rozchodzą, znowu schodzą i znowu rozchodzą… A reklamy? Luksusowe magazyny? Filmy? Rzeczywiście jest tak, że promuje się model szczęścia, który nijak się ma do rzeczywistości. „Błękitne Dziewczyny” pokazują, że szczęście to stan umysłu i nie jest zależne od grubości portfela.
K.M.: W którym momencie według Pani człowiek zaczyna powoli zdawać sobie sprawę, że w życiu w zasadzie nie chodzi o nic więcej niż o to, by cieszyć się drobiazgami, każdą chwilą? Kiedy zaczyna dostrzegać szczęście ukryte w prostym geście, szczerym uśmiechu, ciepłym słowie, ludzkiej życzliwości? Czy wtedy, kiedy stoi przed ścianą? Gdy dopada go poważna choroba?
Ewa Podsiadły-Natorska: To chyba cytat z mojej książki, cieszę się. 😉 Wydaje mi się, że nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, zresztą nie chciałabym wyjść na osobę wszechwiedzącą, bo nią nie jestem. Faktem jest natomiast, że zmiana nastawienia do życia jest kluczowa. Czasem dzieje się tak pod wpływem ważnego, przełomowego wydarzenia. A czasem to po prostu przychodzi, pojawia się – tak było w moim przypadku. I naprawdę uważam, że nie jest trudno być szczęśliwym. Trzeba tylko zrobić przemeblowanie w swojej głowie. Myślę, że lektura „Błękitnych” może być pod tym względem bardzo pomocna. 😉
K.M.: Psychologowie mówią, że odkrycie przyczyny naszej bezradności, problemu to połowa sukcesu. Ok. Mamy to. Siedzimy przy stole w kuchni, patrzymy na nowoczesne wyposażenie wnętrza, jemy zdrowe śniadanie. I co? Nagle zdajemy sobie sprawę, że wcale nie jesteśmy szczęśliwe… Bo owe środki na koncie dają może większe możliwości posiadania, ale coraz więcej jest miejsc, gdzie drzwi dla nich są zamknięte.Jak na przykład na portal adresowany do kobiet z krwi i kości, które pokonują własne słabości.
Ewa Podsiadły-Natorska: Szalona gonitwa za pieniędzmi, kariera okupiona bezsennymi nocami, brak czasu dla siebie i na swoje przyjemności to chyba nie jest definicja szczęścia. W ogóle zdecydowanie uważam, że należy BYĆ, a nie MIEĆ. Zarabianie pieniędzy i wzbogacanie się nie może być celem samym w sobie, takie jest moje zdanie. Napiszę coś o sobie: czasem, gdy mam trochę wolnego czasu, zastanawiam się, jak go mądrze zagospodarować – popracować czy może zrelaksować się. Prowadzę własną firmę, więc mam nienormowany czas pracy. Często pracuję wieczorami i w weekendy. Ale momentalnie zapala mi się czerwona lampka. Jaki sens ma zarabianie kasy, gdy nie ma się nawet chwili dla siebie? I odpuszczam.
A nawiązując do profilu, jaki Kaja zakłada na Facebooku, to zdecydowanie jest to nacisk na BYĆ, a nie MIEĆ.
K.M.: Znaczy się „w kupie raźniej”. Terapia grupowa. Ale przecież nie chodzi tylko o znalezienie sobie „kółka wzajemnej adoracji”, chociażby dlatego, że ludzie z czasem sobą się nudzą. Tu chodzi o co innego. O pasję, która nakręca do działania i powoduje, że życie staje się przyjemniejsze. Szczęście to wszystkie te drobne czynności, które po prostu sprawiają nam radość.
Ewa Podsiadły-Natorska: Oczywiście, że tak. Zostałam ostatnio zaproszona na warsztaty dla kobiet. Zdaniem prowadzącej trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym dla nas jest szczęście. Zwizualizować je. Ze stwierdzenia „Chcę być bogata” wiele nie wynika. Lepiej założyć: „Chcę zarabiać tyle a tyle”. To jest konkret, który mobilizuje do działania, motywuje. Każdy ma swoją definicję szczęścia. Lepiej nie słuchać innych, tylko zrobić wszystko, by poczuć się lepiej w swojej skórze.
K.M.: I stajemy się silniejsze, pewniejsze siebie. I tu potwierdza się prawda z brodą, że szczęście to stan umysłu.
Ewa Podsiadły-Natorska: Dokładnie! Oczywiście ktoś po przeczytaniu tego wywiadu czy mojej książki może popukać się w czoło i powiedzieć, że leję wodę i jestem oderwana od rzeczywistości. Ale ja bardzo wierzę w to, co mówię, robię. Gdybym spotkała się z główną bohaterką mojej książki Kają Redo w prawdziwym świecie, miałabym jej dużo do powiedzenia.
K.M.: Czasami jednak odkrycie naszych mocnych stron, czy tym bardziej zaakceptowanie wad, może się okazać znacznie większym wyzwaniem…
Ewa Podsiadły-Natorska: Zdecydowanie. O tym napisałam książkę.
K.M.: Zwłaszcza, jak się mieszka w małej społeczności lokalnej, w której panują żelazne stereotypy i uprzedzenia. Że jak się cokolwiek może zmienić, skoro nie ma pracy, perspektyw, nie ma kina, teatru, super galerii handlowych…
Ewa Podsiadły-Natorska: Z takim nastawieniem wiele się nie zdziała. Ileż razy słyszę to o Radomiu. Że dziura, nic się nie dzieje, nudy na pudy, generalnie syf, kiła i mogiła. Ręce opadają. Uciekam od takich wampirów energetycznych, wolę otaczać się ludźmi z pozytywną energią, przebojowymi – bo to są prawdziwe Błękitne Dziewczyny i Błękitne Chłopaki. 😉
K.M.: W skali od 1 do 10, jak bardzo kocha Pani swoje miasto?
…
Żartuję, proszę nie odpowiadać. Bo to tak, jakbym zapytała, czy kocha Pani swoją ojczyznę. A przecież nie chodzi o to, żeby miasto kochać. Trzeba być z nim zżytym. Utożsamiać się z ludźmi. Wtedy może zaboleć taka łatka – najgorsze miasto w Polsce.
Ewa Podsiadły-Natorska: Ja się w Radomiu czuję dobrze. Po prostu. Bardzo lubię podróżować, odkrywać Polskę i świat, ale zawsze z przyjemnością wracam do domu. Jasne, mam chwile, gdy pewne rzeczy mnie w Radomiu wkurzają, ale nie będę robić mojemu miastu antyreklamy. Zresztą tutaj nie chodzi tylko o Radom. Radom to przykład, bo jest miastem trudnym, specyficznym. To może być każde inne miasto na mapie polski. Trzeba zrobić wszystko, by czuć się dobrze w miejscu, w którym się jest. Ja chciałam odczarować Radom. Wy odczarujcie swoje miasto. 🙂

K.M.: „Błękitne Dziewczyny” napisała więc Pani dla radomian czy o radomianach? A może 2 w 1?
Ewa Podsiadły-Natorska: Raz jeszcze muszę podkreślić, że uważam „Błękitne” za powieść uniwersalną. A że z Radomia pochodzę, było dla mnie naturalne, że umieściłam w nim akcję swojej powieści. Na pewno po części jest to powieść dla radomian i o radomianach, ale przede wszystkim jest to książka dla każdej Polki. I dla Polaka, dla wszystkich. Przeczytajcie i zastanówcie się, co napiszecie na swojej kartce. Nie zdradzę, o co chodzi – odpowiedź czeka w „Błękitnych Dziewczynach”. Będę przeszczęśliwa, jeśli sięgnięcie po moją powieść i po jej lekturze poczujecie się lepiej.
K.M.: Dziękuję za rozmowę. I życzę Pani i sobie, a może przede wszystkim Polsce, by Błękitnych Dziewczyn przybywało.
Ewa Podsiadły-Natorska: Oj tak, życzmy sobie tego wszyscy! 😉

Rozmawiała Klaudia Maksa. Opracowanie Marta Korycka
Ojojoj ksiazka chyba dla mniem musze zakupic. Bardzo ciekawa rozmowa! Dzieki!
Ja już chyba wiem, co napisałabym na swojej kartce 😉