FEZKICH WĘDRÓWEK CIĄG DALSZY – fotoreportaż z podróży Danuty Baranowskiej

Odsłony: 2131

Któż z nas nie posiada wyrobów ze skóry. Paski, buty, torby, torebki, portmonetki, i wiele innych rzeczy nosimy z przyjemnością, bo ładne, bo trwałe, bo ulubione.
Maroko to kraj słynący z wyrobów skórzanych. Tych zupełnie prostych i tych wspaniale zdobionych, niejednokrotnie haftowanych. W dziewiętnastym wieku brytyjska arystokracja wysyłała do Maroka całe księgozbiory, aby tam oprawiono je w skórę i ozdobiono złotymi tłoczeniami. 

Dzisiaj marokańscy rzemieślnicy wyrabiają słynne pantofle „babouches”, portfele, torebki, kurtki z cudownie miękkiej skóry w różnych wzorach i kolorach, zawsze pięknie wyprawionej, zabarwionej, takie prawdziwe małe arcydzieła.

pantofle babouchesA najciekawsze jest to, że garbarnie i farbiarnie w Fezie są takie jak przed wiekami. I odrażający zapach jest również niezmienny od lat.
Wąskie wejście prowadziło do sklepu, gdzie od sufitu do podłogi, na ścianach znajdowało się mnóstwo cudów ze skóry. Tylko ten smród okropny, nie do opisania, który można zdusić jedynie cierpkim zapachem mięty. Wąchałam taką wiązkę i weszłam po schodach do góry. Tam z dachu rozciągał się niezwykły widok. Kamienne kadzie ustawione były jedna obok drugiej, tworząc jakby plaster miodu. Mężczyźni w krótkich spodenkach udeptywali w tych kadziach, w mieszance farby i gołębich odchodów (dla zmiękczenia) skóry koźlęce, jagnięce, czy wielbłądzie. Dalej widać było białe wielkie pojemniki, pełne wapna z korą dębu. I tam się moczyły skóry. Wszystko to okropnie cuchnęło, ale stanowiło jednocześnie widok niezwykle egzotyczny.

farbiarnia

Kadzie były wypełnione kolorowymi cieczami. W Maroku do dziś stosuje się naturalne barwniki. Najdroższym jest szafran, otrzymywany z pyłku kwiatów szafranu. Mięta, henna, pestki daktyli, węgiel drzewny i wiele innych znanych tylko rzemieślnikom barwników. Skóry pozostają w kadziach przez 2 tygodnie, aby nabrały barwy, potem są suszone na okolicznych dachach. Garbarnie są zrzeszone w małe manufaktury. Zawód garbarza i farbiarza jest dziedziczny, trudny, bo i warunki ciężkie, opary szkodliwe i ten odór, ale dobrze płatne i chętnie wykonywane.

praca w farbiarni

 

Z ulgą wyszłam na wąską skąpaną w słońcu uliczkę. Tutaj życie toczyło się spokojnie i leniwie. Tylko dźwięk dzwonków ogłaszał, że nadchodzi sprzedawca wody. Ta barwna postać mężczyzny ubranego w czerwony haftowany strój, obwieszonego miedzianymi czarkami, z ogromnym worem ze skóry pełnym wody, stanowi nieodłączny wizerunek starych miast Maroka.

sprzedawcy wody (1)

 

Być w Fezie i nie odwiedzić niezwykłej restauracji w prawdziwym mauretańskim domu, z tradycyjną kolacją marokańską, z występami berberyjskich muzyków i tancerzy, to tak jakby się tutaj wcale nie było. Przez pięknie rzeźbioną bramę, wąską sień wchodzi się na rozległe patio, gdzie ustawione są stoły, jest niewielka scena, gdzie zapachy, muzyka, światła kandelabrów, niezwykłe koronkowe rzeźby i mozaiki na ścianach i suficie, tworzą iście orientalną atmosferę.

Wyżej niewielkie piętro, taras pod gołym niebem i ciemna afrykańska noc, gdzieś daleko światła twierdzy i śpiew cykad. Wszystko to jest tak niesamowite, niezwykłe, że wydaje się być piękną baśnią. Nie mogłam się oprzeć tajemniczej dziewczynie zapraszającej mnie do restauracji.

maroko

Usiadłam przy stoliku…

Nagle z boku rozległ się dźwięk bębnów, piszczałek i jakiś nieznanych instrumentów. Zaczął się występ, światła przygasły. Na scenie mężczyźni klaszcząc w dłonie tańczyli z niespożytą energią, pokazując radość życia. Monotonny śpiew, w którym dało się słyszeć zawodzenie wiatru, ryk wielbłądów, jakby przesypujący się piasek. To Berberowie w swoim tańcu ukazywali duszę Maroka.

Berberowie muzycy

Kiedy dźwięki ucichły, na sali jeszcze chwilę trwało milczenie. Potem dopiero oklaski przerwały podniosły nastrój. Trudno się „przenieść” tak od razu z bezkresnej pustyni, czy gór Atlasu do fezkiego domu.

Na stole pojawił się poczęstunek – wspaniały tadżin, czyli tradycyjny marokański gulasz z jagnięciny z warzywami, przyprawami, owocami i orzechami, duszony w oliwie, w glinianym specjalnym garnku, na węglu drzewnym. A podany był nam właśnie w tym naczyniu. Charakterystyczna stożkowata pokrywa została zdjęta i wokół rozszedł się wprost niebiański zapach. Do tego surówki i czerwone berberyjskie wino, dość ciężkie jak na mój gust, ale smaczne.

tadżin

A tymczasem na scenę wbiegły tancerki z wioski w Atlasie Średnim i rozpoczęły taniec plemienny. Pozowały potem chętnie do zdjęcia razem z członkami tej przesympatycznej góralskiej orkiestry.

Przy wyjściu z restauracji żegnał gości sam właściciel a dźwięki muzyki, dzikiej, nieposkromionej oraz  pełnej tajemniczości, długo jeszcze rozbrzmiewały w moich  myślach.

Tekst i zdjęcia: Danuta Baranowska

Author: Klaudia Maksa

Blabla bla

1 thought on “FEZKICH WĘDRÓWEK CIĄG DALSZY – fotoreportaż z podróży Danuty Baranowskiej

  1. I znów piękna opowieść,którą się czyta z zapartym tchem.Coś co może ukoić nerwy w piątkowy wieczór. Dziękuję Pani Danusi za to że złapała mnie za rękę i zaprowadziła w piękny i ciekawy region.Proszę o więcej!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *