Z uśmiechem, w poszukiwaniu prawdy i prostoty – wywiad z Mariką Krajniewską

Odsłony: 420

11088247_959139337443305_9035045861314789565_nUrodziła się w Petersburgu, ukończyła filologię rosyjską na uniwersytecie w Toruniu, scenopisarstwo w Warszawskiej Szkole Filmowej. Jest kobietą „wielofunkcyjną”: pisze opowiadania i powieści, prowadzi własne wydawnictwo i fundację, dziennikarka, tłumaczka, niedawno nakręciła krótkometrażowy film, który zaprezentuje na międzynarodowym festiwalu filmowym Tofifest. Na wirtualnej kanapie naszego magazynu gościmy reżyserkę i autorkę scenariusza opowieści filmowej „Głód”- Marikę Krajniewską.

 


AGNIESZKA GRABOWSKA: Życie bez pasji byłoby nudne, Pani mogłaby swoimi zainteresowaniami obdzielić kilka osób. Która z dziedzin jest Pani najbliższa, literatura, film, a może jeszcze coś innego…?

 

MARIKA KRAJNIEWSKA: Zdecydowanie… nie mam pojęcia. Najpierw chciałam odpowiedzieć, że zdecydowanie pisanie, ale kiedy zaczęłam odpowiadać na to pytanie, zdałam sobie sprawę, że jednak to nie jest prawda. Uwielbiam pisać literaturę tak zwaną piękną, ale również scenariusze. Na planie jednak również bardzo lubię pracować. Oczywiście są to czynności zupełnie nie dające się porównać. Jedno jest pewne: uwielbiam proces twórczy, niezależnie od jego przebiegu. Pisanie ma w sobie coś z intymności. Pisarz w swoich działaniach pozostaje samotnikiem. Ufa wyłącznie sobie, często gada ze swoim wewnętrznym głosem, który prowadzi z kolei dialog z wykreowanymi bohaterami. Reżyserowanie to zupełnie inna bajka. Tu ufa się innym. Aktorom, realizatorom, bez których samodzielnie nic nie zrobisz.

270819_445592072131370_821949918_n
źródło: materiały prywatne Autorki

 

A. G.: Kilka lat temu została Pani laureatką konkursu literackiego pt, „Pisanie jest dobre na chandrę”, organizowanego przez Oświęcimskie Centrum Kultury.  Poprawiać nastrój warto, ale przyglądając się natłokowi pozycji wydawniczych na rynku można nieraz zwątpić w sens literatury. Czy rzeczywiście „pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej”?

 

M.K.: Jasne, że pisać może każdy. Pisanie stanowi doskonały proces terapeutyczny, wskazane więc jest dla wielu osób. A odpowiadając na istotę pytania można by się zastanowić, co znaczy lepiej, a co znaczy gorzej i dla kogo, kto to ocenia? Widzi Pani, autorka „Harry’ego Pottera” przez rok wysyłała pierwszą część swojej opowieści do wydawców i uważano ją za kogoś, kto pisze raczej gorzej, niż lepiej. Zadziwiające, prawda? Takich przykładów jest naprawdę mnóstwo. I to z tak zwanej górnej półki. Moje książki również mają swoich zwolenników, ale nie wszystkim one odpowiadają. I tu nie chodzi zupełnie o mnie, tylko o czytelników, o ich gusta, potrzeby, pragnienia. Oczywiście, na rynku pojawia się bardzo dużo literatury, która mnie jako czytelnika i jako wydawcę nie satysfakcjonuje. Nie powiem jednak, że jest ona gorsza. Takie książki albo nie odpowiadają moim zainteresowaniom, gustom albo wymagają trochę większej pracy nad stylem, pomysłem, historią. Jednak zaznaczam, że jest to moje subiektywne zdanie.

A. G.: Oczywiście, o gustach się nie dyskutuje, zainteresowania czytelnika to jedno, ale poziom tekstów – to drugie. Te, w których co krok coś „zgrzyta”, te, które „wymagają większej pracy nad stylem, pomysłem…” powinny jednak poczekać, wrócić „na warsztat” zanim trafią do księgarń. To z kolei moja subiektywna uwaga. Przejdźmy jednak już na konkretną półkę. W Pani dorobku literackim dominują opowiadania. Co skłania Panią do wybierania krótkich form i trudnych, poważnych tematów?

 

1004635_630090577014851_988059545_n
źródło: materiały prywatne Autorki

 

M.K.: Chyba podział jest równy, choć owszem moje powieści są krótsze, niż zazwyczaj się przyjmuje. Objętościowo i stylistycznie zdecydowanie bliżej mi do Patricka Modiano niż do Lwa Tołstoja. Choć tego drugiego uwielbiam całą sobą. Skąd krótsza forma? Odpowiedź jest prosta. Wydaje mi się, że lepsze jest niedopowiedzenie niż nadmierny słowotok. Proszę nie doszukiwać się w mojej wypowiedzi krytykowania pisarzy, stosujących obszerne opisy, również je lubię, ale czytać u innych. Uwielbiam krótkie formy za to, co zawarte jest w nich między słowami. A trudne i poważne tematy, no cóż po prostu podsuwa je życie.

A. G.: Tematem wyreżyserowanego przez Panią filmu są dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na Ukrainie w latach 1932-33, w czasach wielkiego głodu. Dlaczego akurat o tym postanowiła Pani opowiedzieć?

 

600713_444592922231285_889680230_n
źródło: materiały prywatne Autorki

 

M.K.: Jest to jeden z tematów, który niestety był wiecznie „żywy” w mojej rodzinie. Choć niby zapomniany, ale wracał jakoś tak raz na jakiś czas ni z tego ni z owego. Przy grze w karty z dziadkami na balkonie w upalne popołudnie. Tematy związane z historią Rosji, Ukrainy, wspólnych dziejów obu krajów, w których się wychowałam, zawsze mnie interesowały, zwłaszcza w dorosłym życiu, kiedy zaczęłam na nie patrzeć z perspektywy osobydojrzałej, mieszkającej już poza ich granicami. Zwłaszcza teraz, kiedy dzieje tych moich krajów są takie, jakie są.

A. G.: W filmie zagrał Mateusz Damięcki. Jak to się stało, że znalazł się w obsadzie?


M.K.: 
Mateusz jest moim przyjacielem, który wspierał projekt od samego początku. Dzięki jego wsparciu nabrałam odwagi, by wziąć w ręce mój własny scenariusz i powiedzieć: „Zrobię ten film”.


A. G.: I tak „słowo stało się czynem”.
Praca nad obrazem filmowym trwała kilka lat. Co było w niej najtrudniejsze?

 

M.K.: To pewnie zabrzmi trochę mało smacznie, ale najtrudniejszy był brak budżetu. Niemniej jednak to, że nie mieliśmy pieniędzy, doprowadziło do tego, że zadziało się coś niesamowitego: projekt skupił znakomitych realizatorów i aktorów, którzy zgodzili się pracować za darmo, robiąc wszystko najlepiej jak potrafią. Dzięki temu poczułam, że to, co robimy ma sens, a to, proszę mi wierzyć, jest największą motywacją. Oczywiście bez wsparcia wielu osób filmu by nie było. Nie byłoby również tej Mariki Krajniewskiej, jaka jest teraz – bogatsza o wiedzę, doświadczenie, błędy i wnioski.

562345_586913001332609_1385433944_n
źródło: materiały prywatne Autorki
12081559_10206582794762202_1144493076_n
źródło: materiały prywatne Autorki

 

A. G.: Czy planuje Pani następne filmy? A może pracuje nad kolejną prozą?


M.K.: 
Oczywiście. Nie tylko planuję, ale i pracuję. Książka się pisze, piszą się też scenariusze. Nie o wszystkim mogę w tej chwili powiedzieć, ale pomysłów mam sporo, są bardzo „żywiołowe”, chcą momentalnie zaistnieć przynajmniej na papierze, często więc nie wiem, czym zająć się najpierw. Obecnie uczę się sztuki wyboru i metody małych kroków. Jednak najbardziej chyba w tym momencie zależy mi na nowej książce, nad którą pracuję.

A. G.: Brzmi intrygująco, będziemy czekać na bliższe szczegóły i mam nadzieję, że opowiemy o nowej publikacji na łamach naszego magazynu. Tymczasem, jestem ciekawa, jakich książek Pani poszukuje jako wydawca, ale przede wszystkim jako czytelnik?

 

M.K.: Prostych. Szukam prostoty i prawdy. Szukam słów, które z kolei tworzą obrazy przefiltrowane przez duszę pisarza. Chcę, żeby wszystko płynęło z wewnątrz. Wtedy to ma sens, wtedy, jeśli ma boleć, to boli, jeśli ma bawić, to faktycznie bawi. I nie ma tu żadnej filozofii.

A. G.: Zostawmy już pasje literacko-filmowe w spokoju… Jaka jest Marika Krajniewska w domowym zaciszu?

 

M.K.: Uśmiechnięta. A co znaczy domowe zacisze? Bo jak jestem w domu i jest cicho, to znaczy, że piszę albo czytam! Ale staram się zawsze uśmiechać. I cieszyć się z każdej chwili, która właśnie trwa. Bo tak naprawdę, to ta właśnie chwila obecna to wszystko, co mamy i to jest najważniejsze. Uśmiecham się więc tu i teraz.

 

ma

A. G.: Dziękuję serdecznie za rozmowę, trzymam kciuki za powodzenie na festiwalu oraz życzę innych sukcesów.

 

Rozmawiała: Agnieszka Grabowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Author: Klaudia Maksa

Blabla bla

1 thought on “Z uśmiechem, w poszukiwaniu prawdy i prostoty – wywiad z Mariką Krajniewską

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *