
SZPIEG W KSIĘGARNI: “Stacje serc” Monika Sjöholm
Odsłony: 198
Najkrócej o Stacjach serc powiedziałabym tak: piękna, niebanalna historia miłości i nie tylko, z nieoczywistymi bohaterami, których odkrywamy stopniowo; współczesna o powieść o Warszawie, z książkowymi motywami i egzotyczną nutą w postaci wycieczki do Kataru; napisana z czułością dla szczegółów. Wspaniały debiut literacki!
Są takie książki, od których nie można się oderwać, ale też żal kończyć lekturę, bo nie chce się tak szybko opuszczać świata bohaterów. Do nich należą właśnie Stacje serc. Historia Róży i Mateusza jest niebanalna i nieschematyczna, bardzo emocjonalna, ale nie egzaltowana; opowiedziana z czułością dla postaci i miejsc, dopracowana w najmniejszych szczegółach, z malowniczo przedstawionym tłem, z nutą egzotyki i ezoteryki oraz książkowym motywem, który na pewno przypadnie do serca bibliofilom.
Nie lubię streszczać fabuły, wolę pozostawiać czytelnikom odkrywanie jej tajników, zatem przedstawię tylko krótki zarys głównego wątku i spróbuję wypunktować to, co mnie w tej powieści wyjątkowo urzekło.
“Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach…” – poznali się dzięki portalowi randkowemu, w trudnym momencie swojego życia, tkwiąc w takim dziwnym “zawieszeniu”. Róża po wyjeździe swojego partnera nie wiedziała na czym stoi, biernie czekała na rozwój wydarzeń, popadając w stan bliski załamaniu nerwowemu. Mateusz, pracujący zdalnie grafik, niosący własny bagaż problemów, uciekający przed samym sobą, zamieszkał tymczasowo w Warszawie.
Zaczęli się spotykać, w sumie niezobowiązująco. Trwało upalne lato 2017 roku, a oni przeżyli niemal wakacje życia, spędzając wspólnie czas, głównie spacerując i rozmawiając, jeżdżąc metrem, pozwalając sobie na małe szaleństwa typu jazda na rolkach czy chodzenie tyłem. Niespodziewany i spontaniczny wyjazd na trzydniową wycieczkę do Kataru również okazał się dla nich ważnym wydarzeniem. Dla czytelników ta część opowieści to niezła gratka, bowiem nieczęsto mamy w literaturze obyczajowej tak piękne i ciekawe opisy egzotycznego kraju (architektura, jedzenie, obyczaje itp. ), a chyba po raz pierwszy mamy do czynienia z Katarem.
Relacje między Różą a Mateuszem były skomplikowane. Nie odkrywali przed sobą wszystkich kart, ale czuli, jakby znali się od zawsze. Byli dla siebie czymś więcej niż bratnimi duszami, wydawało się, że są dla siebie stworzeni… Jednak “i żyli długo i szczęśliwie” stanowiłoby zbyt proste i zbyt banalne zakończenie tej historii. Zgodnie z teorią, że wszystko dzieje się po coś, spotkanie tych dwojga nie było przypadkowe – dzięki temu oboje doświadczyli pewnej przemiany, przebudzenia, wzmocnienia, zajrzeli w głąb siebie i dojrzeli do podjęcia ważnych decyzji, postawili kolejny krok naprzód na ścieżce wewnętrznego rozwoju.
Głównym miejscem akcji jest Warszawa, ale śmiało można powiedzieć, że to także bohaterka tej powieści. Poszczególne stacje metra, ulice, zaułki, kamienice, kawiarnie, parki nie tylko pojawiają się wymienione z nazwy, ale odgrywają swoją rolę w fabule. Opisane są z wyraźną sympatią, ciepłem, inaczej niż w turystycznym przewodniku. Wiążą się ze wspomnieniami i przeżyciami, zwłaszcza Róży, mieszkającej całe życie w stolicy. Autorka zabiera nas na taki serdeczny spacer, w trakcie którego inaczej spojrzymy na miasto, dostrzegając szczegóły, na które w codziennym pędzie nie zwracamy uwagi np. prostokątne rdzawe plamy na dachu Pałacu Kultury i Nauki, zegar słoneczny w Parku Świętokrzyskim, czy wyblakłą mozaikę w klatce schodowej starej kamienicy.
Powieść cechuje się urozmaiconą narracją. Rozdziały poświęcone Róży – są napisane w pierwszoosobowej, a te o Mateuszu – w trzecioosobowej, co można uzasadnić tym, że to Róża jest wiodącą postacią, więc to jej uczucia i przeżycia poznajemy bliżej, “z pierwszej ręki”.
Książka napisana jest świetnym stylem, zupełnie nie przypominającym szkolnego wypracowania, co często ma miejsce w przypadku debiutów.
Autorka zgrabnie przeplata zdania o różnej długości i strukturze, co sprawia, że tekst ma swoją melodię i po prostu przyjemnie się go czyta. Ponadto nie szafuje zanadto przydawkami, pisze konkretnie, ale bardzo plastycznie, sugestywnie. Sprawnie posługuje się metaforami, nadając niektórym fragmentom nieco poetycki styl. Potrafi oddać słowami zarówno wygląd rzeczy i miejsc, emocje postaci, jak i klimat opowieści. Czytając, można wprost poczuć panujący latem 2017 r. upał, smak potraw, usłyszeć gwar ulic itp.
Jest w tej powieści atmosfera tajemniczości, zmysłowości, wiele trafnych obserwacji, celowych niedopowiedzeń – bo przecież:
“Są ludzie, którzy zwracają uwagę na słowa. Są też tacy, którzy widzą i czują, co jest pomiędzy nimi”
(s. 15)
W opowieść o Róży i Mateuszu wsiąka się jak woda w gąbkę. Towarzyszymy bohaterom, po cichu trzymając za nich kciuki, stopniowo poznajemy ich historię – zdarzenia z przeszłości, które wpłynęły na ich stan obecny. Jestem dziwnie pewna, że choć każdy z nas ma inną sytuację życiową, to wiele osób choćby częściowo będzie mogła się utożsamić z bohaterami, znaleźć pewne podobieństwa w swojej własnej historii. Niechby to było chociażby zamiłowanie do książek, czy spacerów. A kto wie, czy lektura nie uruchomi głębszych wspomnień i budujących przemyśleń, czy nie pomoże nam inaczej spojrzeć na nasze relacje i związki?
Dodatkowym “wabikiem” dla czytelników może być motyw książek i praca Róży w księgarni, skąd obecni i przyszli księgarze mogą brać wzór zaangażowania i profesjonalizmu. Kolejny “smaczek” to wizyta bohaterów w kawiarni Niesforny Tłusty Kot, gdzie nawet pączki i krzesła mają kocie kształty. Wspomniana już wizyta w Katarze – opisana na bazie własnych wrażeń z podróży, a nie tylko na podstawie suchych danych z przewodników i encyklopedii – to również niewątpliwie ogromny walor tej powieści.
Stacje serc to niebanalna opowieść o miłości, przyjaźni, samotności, tęsknocie, zagubieniu w pułapkach współczesnego świata, o odnajdowaniu radości życia i samego siebie. O tym, że proste rzeczy bywają najtrudniejsze, a nasz podróż przez życie może mieć wiele nieoczekiwanych przystanków i to od nas zależy, którą trasę wybierzemy.
To także książka o Warszawie – łatwo z niej odczytać miłość autorki do tego miasta. Można też nauczyć się z niej uważnego patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość.
Monikę Sjöholm pamiętałam jako autorkę bloga “Kronika Błękitnej Biblioteczki”, dała się poznać jako osoba wrażliwa, ciekawa świata, zaczytana, uważnie dobierająca swoje lektury i pisząca o nich szczere, konkretne opinie. Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że jej debiutancka książka nie będzie pospolitym czytadełkiem, intuicja podpowiadała mi, że będzie to dobra proza.
Miałam rację, bo to nie tylko dobra, ale bardzo dobra, wyśmienita, wartościowa proza, rozbudzająca ochotę na więcej. Subtelna, ale zapadająca w pamięć, poruszająca czułe struny. Smutna, ale dająca otuchę i nadzieję.
Nie gwarantuję, że każdemu się spodoba, bo wiadomo, gusta są różne. To nie jest romans, ani słodka komedia romantyczna, jeśli więc ktoś nie przepada za tymi gatunkami, to po Stacje serc może sięgnąć bez obaw. I na odwrót, jeśli takich szuka, to tu nie znajdzie. Dla mnie to była wyjątkowa lektura, która wskakuje na półkę moich ulubionych powieści współczesnych i jest mocną kandydatką do najlepszej obyczajowej książki roku 2021.
Naprawdę żal było mi kończyć Stacje serc i na pewno jeszcze kiedyś powrócę do Róży i Mateusza, ich spacerów i sercowych rozterek, z chęcią odwiedzę państwa Rogalików, którzy nieco przypominali mi Borejków – seniorów, przypomnę sobie sceny i mądre słowa zawarte w tej powieści. Mam też nadzieję, że autorka na jednej książce nie poprzestanie.
polecam, Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Zobacz, GDZIE kupisz tę książkę najtaniej.
Wydawnictwo Sonia Draga
Autor: Monika Sjöholm
Tytuł: Stacje serc
Liczba stron: 384
Data wydania: styczeń 2021
ISBN:9788382300529
Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia