
Odsłony: 131
Rytuał picia herbaty, pięknie tkane kimona, wzorzyste wachlarze, kwitnące wiśnie, origami i haiku… Japonia kojarzy nam się zazwyczaj bardzo pozytywnie i miło, tymczasem i ten kraj ma swoje ciemne i smutne karty… W powieści Any Johns odkrywamy jedną z nich – przenosimy się w lata 50.XX w. kiedy to japońsko-amerykańskie związki były z góry skazane na niepowodzenie, obowiązywały surowe zasady, nadal aranżowano małżeństwa, a za bramami domów, klinik, klasztorów i sierocińców rozgrywały się tragedie. Nie mogłam oderwać się od tej książki i na pewno długo o niej nie zapomnę.
Spodziewałam się, że będzie to wzruszający romans z Japonią w tle, opowieść o tajemnicy z przeszłości, o japońskich zwyczajach i tradycjach. I owszem, to wszystko dostałam, ale znalazłam w tej książce coś więcej, co przykuło moją uwagę i nie pozwalało odłożyć lektury. Mianowicie: portret młodej, zdeterminowanej i walecznej kobiety, która w ówczesnym systemie społecznym nie mogła decydować o własnej przyszłości oraz nieznany przeciętnemu czytelnikowi problem dyskryminowanych związków między Japonkami a Amerykanami, tragiczny los kobiet i urodzonych przez nie dzieci, z których tylko nieliczne trafiały do sierocińca. To także opowieść o trudnych wyborach i ich konsekwencjach, o tęsknocie, śmierci, stracie, przeżywaniu ich i pogodzeniu się z tym.
Ana Johns poprowadziła narrację dwutorowo, przenosząc czytelników między współczesną Ameryką (wątek dziennikarki Tori i jej umierającego ojca) a Japonią w 1957 i 1958 roku (wątek młodziutkiej Naoko i służącego w marynarce wojennej Amerykanina o słowackich korzeniach, zwanego Hajime), by w finale zgrabnie je połączyć (współczesna Japonia). Pięknie odmalowała japońskie tradycje i obyczaje, ceremonie i wierzenia; obecne są rozmaite elementy japońskiej kultury, w tekście pojawiają się japońskie słowa (np. okaasan obaachan, kanji) a w wypowiedzi bohaterów wplecione zostały japońskie przypowiastki i sentencje.
Amerykańska pisarka stopniowo dawkowała emocje i choć pewnych rzeczy można było się domyślać, to jednak perypetie Naoko trzymały w napięciu i do końca nie miałam pewności co tam się ostatecznie wydarzyło. Finał opowieści wzbudzić może zarówno łzy, jak i szczere oburzenie – trudno przejść do porządku dziennego nad tym, co miało tam miejsce, nad lasem posążków Jizo, nad niewinnymi ofiarami… Do tej pory nie mogę się otrząsnąć.
Trudno nie zadumać się nad losami Naoko Nakamury, która owszem, była zakochana i naiwna, ale też odważna i uparta, chciała podejmować własne decyzje, walczyła o swoje szczęście, wbrew planom surowego ojca i reszty rodziny. W sumie w tamtych czasach, w tamtych okolicznościach nie miała wyboru, jako kobieta nie miała perspektyw na samodzielną egzystencję, wręcz skazana na zaaranżowane małżeństwo, by nie splamić honoru rodu. Do tego doszły różne przeciwności losu – gdyby Hajime mógł pozostać w Japonii, może inaczej ułożyłoby się ich życie? Wtedy jednak byłaby to całkiem inna historia.
Kobieta w białym kimonie jest fikcją literacką, bohaterowie są dziełem wyobraźni, ale inspirację do jej napisania stanowiła prawdziwa historia rodzinna autorki i autentyczne wydarzenia, skrupulatnie przez nią wyszukane. W czasach amerykańskiej okupacji i po niej, małżeństwa mieszane napotykały na silny opór biurokratyczny i ostracyzm społeczny. Wspomniany w książce sierociniec w Oiso to Dom Elisabeth Sanders założony przez Miki Sawadę, pierwowzorem Bambusowej Kliniki była Klinika Położnicza Kotobuki, w której “demoniczną położną” – kierowniczką była skazana w procesie sądowym Miyuki Ishikawa, a posążki Jizo (Ojizo-Sama) są częścią tradycyjnej nauki buddyjskiej i są popularne na cmentarzach w całej Japonii. Czytając o tym wszystkim, kołacze się po głowie myśl, że niestety, tak bywało i bywa nie tylko w Japonii….
Powieść nie okazała się szczególnie wyjątkowa, ale jest zgrabnie napisana, wciągająca, ciekawa, refleksyjna, po prostu dobra w swoim gatunku i mimo smutnej,trudnej treści i ciężkiego ładunku emocjonalnego – przyjemna w odbiorze. Ana Johns solidnie przyłożyła się do pracy, poświęcając dużo czasu na zebranie materiałów i snucie fabuły. Włożyła w to wiele serca i to da się wyczuć. Jeśli to debiut literacki, to życzyłabym sobie, aby większość początkujących autorów startowała z podobnego poziomu. Nie dziwię się, że Kobieta w białym kimonie stała się międzynarodowym bestsellerem. Polecam miłośnikom powieści obyczajowych, romansów i japońskich wątków w literaturze.
Zachęcam do lektury.
Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Wydawnictwo Kobiece
Autor: Ana Johns
Tytuł: Kobieta w białym kimonie
Tytuł oryginału: The Woman in the White Kimono
Tłumaczenie: Agnieszka Wyszogrodzka – Gaik
Liczba stron: 384
Data wydania: 20 stycznia 2021 r.
ISBN 978-83-66718-20-3
Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.