TAJEMNICE KAMBODŻY – fotoreportaż Danuty Baranowskiej

Odsłony: 325

Do Kambodży wybrałam się niejako przy okazji. Moim celem podróży do Azji południowo wschodniej była wymarzona od lat Birma. Kiedy jednak okazało się, że mogę zobaczyć także  pozostałości królestwa Khmerów, nie wahałam się nawet chwili. Moją decyzję podróży do Kambodży przyspieszyła książka Piotra Głuchowskiego „Pole Śmierci” w której ukazana jest nieznana (pierwsza po II wojnie światowej) bitwa Polaków z Czerwonymi Khmerami. Chciałam zobaczyć na własne oczy miejsca gdzie walczyli Polacy w 1993 roku. 

Kiedy przekroczyłam tajsko-kambodżańską granicę znalazłam się nagle jakby zupełnie w innym świecie. Za sobą zostawiłam szerokie, wygodne drogi Tajlandii, dobrze rozbudowany przemysł, piękne budynki, kolorowe wystawy sklepów, nowoczesne centra handlowe. Z drugiej strony granicy ukazywały się pojedyncze ubogie chaty na palach, wąskie zaniedbane drogi, mnóstwo walających się śmieci, wioski nad brudnymi kanałami wodnymi, gdzie przed chatami kobiety robiły pranie i gotowały posiłki, bawiły się dzieci, dreptały anemiczne kury i wychudłe psy.  

Kambodża jest najbiedniejszym i słabo rozwiniętym krajem w Azji. Podstawą gospodarki jest rolnictwo i chińska oraz międzynarodowa pomoc finansowa, która pozwala mieszkańcom przetrwać. Dyktatura Pol Pota i brutalny, bezwzględny terror Czerwonych Khmerów w latach 1975-79 doprowadziły do eksterminacji około 25% ludności całego kraju. Czerwoni Khmerzy wychodząc z założenia, że ciemnym, niewyedukowanym i przerażonym ludem łatwiej jest rządzić, wymordowali prawie całą inteligencję Kambodży. Obecnie jednym z największych problemów Kambodży jest analfabetyzm, który sięga 65%. Potrzeba  przynajmniej dwóch pokoleń, żeby kraj uporał się z brakiem wykształcenia, zacofaniem i niewiedzą. Obalenie reżimu Pol Pota wcale nie przyniosło ludności wolności i pokoju. Partyzantka Czerwonych Khmerów działała, aż do końca lat dziewięćdziesiątych w górach i kambodżańskich dżunglach. Do dzisiaj giną ludzie od min przeciwpiechotnych, które pozostawili po sobie partyzanci. Wiele miejsc nie zostało rozminowanych, a pociski nadal zabijają i kaleczą mieszkańców. Kambodża ma największy odsetek inwalidów, których niepełnosprawność spowodowana jest wybuchami min. 

ulica w Pnom Penh
Tuk-tuk
farma lotosu

Zanim ruszyłam na poszukiwania zaginionych w dżungli świątyń, zatrzymałam się w Phnom Penh, stolicy Kambodży. Musiałam zobaczyć Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng i słynne pola śmierci Choeung Ek, położone kilkanaście kilometrów od Pnom Penh, gdzie po upadku krwawej dyktatury, na terenie dawnego sadu i cmentarza chińskiego odkryto masowe groby z czasów Pol Pota. Większość  z tysięcy ofiar była przed śmiercią więźniami S-21. Teren przekształcono w kompleks cmentarny upamiętniający ofiary zbrodniczego reżimu.  

Sama nie rozumiem, dlaczego tak bardzo ciągnęło mnie, żeby ujrzeć na własne oczy te okropne miejsca. Może dlatego, że czasy Pol Pota nie były tak bardzo odległe, a kilka lat wcześniej odbył się proces Towarzysza Ducha szefa więzienia Tuol Sleng, skazanego na dożywocie i żyjącego nadal w więzieniu, a może dlatego, wydawało mi się, że znajdę tam podobieństwo do historii Oświęcimia. Ale porównanie nie było racjonalne. W Kambodży nie mordował obcy najeźdźca, tylko Kambodżanin zabijał Kambodżanina. To było nieludzkie bratobójstwo. Historie są podobne tylko w jednym aspekcie – zginęło mnóstwo niewinnych ludzi. 

wieś w Kambodży
Łóżko do przesłuchań i tortur w Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng

 

groby pomordowanych tuż przed wyzwolenie więzienia
cela w więzieniu Tuol Sleng

Symbol krwawego terroru Czerwonych Khmerów, haniebne Więzienie Bezpieczeństwa S-21 przekształcone obecnie w Muzeum Ludobójstwa, mieściło się – jak na ironię – w dawnej szkole średniej Tuol Svay Prey. W budynkach otoczonych kolczastym drutem pod napięciem  znajdował się ośrodek przesłuchań, tortur i kaźni. Okna zostały wyposażone w kraty, a sale lekcyjne podzielono na malutkie betonowe cele, w których więźniowie nie mogli się  swobodnie poruszać. W Tuol Sleng było osadzonych około dwudziestu tysięcy ludzi, a po oswobodzeniu więzienia  przez armię wietnamską w styczniu 1979 roku okazało się, że przy życiu pozostało tylko siedem osób.  

Kiedy zwiedzałam to przerażające miejsce, moją uwagę zwróciła niewielka grupka ludzi otaczająca siedzącego przy stoliku na dziedzińcu pod drzewem  starszego pana. To był Chum Mey kambodżański pisarz, który przeżył więzienie S-21. Patrzyłam pełna podziwu, ze łzami w oczach na uśmiechającego się człowieka, który przeżył koszmar i który miał odwagę wrócić do tego straszliwego miejsca, żeby podpisać swoje książki ukazujące piekło na ziemi. 

Blok śmierci w więzieniu Tuol Sleng

Przysiadłam na moment w cieniu rozłożystego drzewa, przez którego gałęzie prześwitywały promienie słońca. Ale ptaków wśród listowia nie było widać. Nie śpiewały, zupełnie jakby omijały ten skażony śmiercią i cierpieniem teren. Tuol Sleng przepełniał smutek, panowała dziwna cisza. Ludzie mówili szeptem, nie było słychać śmiechów i gwaru, który zwykle towarzyszy miejscom odwiedzanym przez  zwiedzających. Schowałam do plecaka aparat fotograficzny. Jakoś nie mogłam fotografować. Już wiedziałam, że nie pojadę do Choeung Ek na słynne pola śmierci. Nie chciałam, aby mój pobyt w Kambodży był naznaczony smutkiem i przygnębieniem, takim, jakie mnie bardzo długo nie opuszczało po pobycie w Muzeum Apartheidu w Republice Południowej Afryki. 

Kiedy opuściłam ten teren naznaczony śmiertelnym oddechem, nie odczułam ulgi, tylko zdziwienie, że na ulicy toczyło się normalne życie, pędziły skutery, tuk-tuki, samochody, dał się słyszeć beztroski śmiech dzieci wracających ze szkoły, właściciel pobliskiej restauracji zapraszał z uśmiechem do środka. Ale ja nie byłam głodna, tylko przygnębiona, dziwnie zmęczona i odrętwiała. Postanowiłam odreagować na łonie przyrody. Wsiadłam do tuk-tuka (rodzaj taksówki w Azji Południowo-Wschodniej) i ruszyłam do pobliskiej farmy lotosu. 

kwitnący lotos
domostwo nad kanałem
wioska nad kanałem

Wśród przecudnych kwiatów, nad wodą, w ciepłych promieniach wieczornego słońca odzyskałam względny spokój, ale cały czas cisnęły mi się na usta słowa motta zbioru opowiadań Zofii Nałkowskiej Medaliony:Ludzie, ludziom zgotowali ten los“.

Tytułowa strona książki Pana Chum Mey

tekst i zdjęcia: Danuta Baranowska
materiał chroniony prawem autorskim

Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.

 

Author: Klaudia Maksa

Blabla bla

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *