
Odsłony: 546
Nie rozpieszczała mnie pogoda w Beskidach w tym roku. Deszcz i burze towarzyszyły mi dużo częściej niż letnie gorące słońce. Mimo to wędrowałam po górskich szlakach, odnajdując z trudem swoje ulubione miejsca z ubiegłych lat. Dlaczego z trudem? Ano ścieżki które w zeszłym roku prowadziły przez stary las świerkowy, obecnie były olbrzymimi cmentarzyskami.
Smutno mi się zrobiło, kiedy spoglądałam na kikuty drzew powalonych przez wichury, ale tutaj przyroda rządziła się swoimi prawami. Mogłam to zrozumieć. Kiedy jednak patrzyłam na wyrąbiska, na ogromne pnie ściętych świerków, niejednokrotnie więcej niż stuletnich, to smutek mój był jeszcze większy. Takiej ilości martwych drzew jeszcze nie widziałam. Drzewo ściąć łatwo, to mała chwila (dzisiaj są to specjalne maszyny, które w kilka sekund ścinają, oczyszczają z gałęzi i układają w sągi gotowe grube pnie), ale ileż czasu trzeba, żeby taki świerk zaszumiał nad naszymi głowami. To długi okres, to życie całego pokolenia ludzi.

Wędrowałam uroczą Doliną Białej Wisełki na Baranią Górę. Tutaj nie było widać wyrębu. Z daleka tylko słychać pracujące wysoko maszyny.
Biała Wisełka wartko biegła w dół po kamieniach do sztucznego Jeziora w Wiśle-Czarnym, gdzie łączyła się ze swoją siostrą Czarną Wisełką i potem obie jako Wisła płynęły do Bałtyku.

Droga śliska po wcześniejszych opadach deszczu, stała się węższa i bardziej kręta. Opady sprawiły, że dziewięciometrowy wodospad kaskadowy zwany Kaskadami Rodła był obecnie przepiękny. Woda spadała w dół rozpryskując się na boki, tworząc w promieniach słońca uroczy widok.

Ścieżka powoli zagłębiała się w prastary bór świerkowy. To Rezerwat Baraniej Góry, w którym drzewa znajdują się pod ochroną. Może nie zginą pod piłami – pomyślałam wchodząc głębiej w las.

Słońce prawie tutaj nie dochodziło, było cicho, tylko wiatr szumiał w górze. Kiedy wyszłam z ciemnego lasu, niesamowite zjawisko sprawiło, że dech zaparło mi w piersi. Promień słońca padał prosto na kamienistą ścieżkę, jakby chciał wynagrodzić mi tamte chwile w ponurym borze.

Jeszcze tylko kilka kroków i stanęłam przed wieżą widokową na szczycie Baraniej Góry.

Widok ze szczytu wieży był zaiste imponujący. Z daleka majaczyła Królowa Beskidów – Babia Góra. Na północy widniało niedalekie Skrzyczne z charakterystycznym masztem przekaźnika. A na wschodzie w Kotlinie Żywieckie błyszczała tafla jeziora Żywieckiego. Wszystko spowijała delikatna mgiełka.



Na zachodniej stronie nieba pokazało się kilka ciężkich, ciemnych chmur. – Zbliża się burza, może być niebezpiecznie – pomyślałam, ostrożnie schodząc z wieży.
Droga biegła szczytami, słońce jeszcze świeciło mocno ale z daleka słychać było pomruk grzmotów. Wspaniałe widoki, motyle uwijające się nad kwiatami porastającymi szczytowe łąki, szczebiot ptaków, pasące się sarny, spokój, cisza, sprawiały, że czułam ogromną radość z obcowania z przyrodą. To wielkie szczęście móc wędrować, co roku po swoich ukochanych ścieżkach.
Szlak powoli zagłębił się w las, znowu pojawiły się zwalone pnie drzew i znowu opanował mnie żal na widok cmentarzyska. Jak okiem sięgnąć leżały wiatrołomy i martwe, suche drzewa. Wicher powalił tutaj ogromne połacie lasu, ale ten las był już chory. Ogarnęło mnie wielkie rozgoryczenie. Kiedyś mówiono, że: Beskid Śląski i Żywiecki świerkiem stoi.


Nie wyobrażam sobie Beskidów bez świerków. Ale okazuje się, że świerki to jedne z najbardziej delikatnych drzew i że nowe zalesianie to jodły, buki i dęby.
Gdzieś przede mną dał się słyszeć głuchy warkot. Brzmiał jak dysonans, wśród górskiej ciszy.
– Do szosy jeszcze daleko, więc to nie samochody. To pewno drwale i ich piły – pomyślałam z niechęcią.
I rzeczywiście kiedy zeszłam niżej, trafiam na całe osiedle drwali. Ciągniki z kołami na łańcuchach, piły spalinowe, baraki, jakaś polowa kuchnia. Gwar, zapach palonego drewna, coś gotowało się w kotle nad paleniskiem. Mnóstwo okorowanych bali. Mężczyźni, opaleni, bez koszul, zarośnięci. Natychmiast przypomniał mi się film z przed lat „Baza ludzi umarłych” według książki „Następny do raju” Marka Hłaski. Ogromny samochód ze spiętymi łańcuchami pniami drzew, dopełnia wspomnień filmowych.

Mężczyźni nie chcieli się fotografować, ale rozmawiali chętnie.

I okazało się, że to co mnie tak bolało, ta cała tzn. „zrywka” drzew jest ratunkiem dla beskidzkich lasów. Te drzewa były bardzo chore i stare. Kwaśne deszcze, opady przemysłowe, susze osłabiły stary drzewostan. Drzewa zaatakowała opieńka miodowa. Tak, tak, ten ulubiony przez nas grzyb atakuje lasy od pół wieku. Potężna, zakorzeniona w leśnym środowisku grzybnia, może mieć w naszym klimacie kilka kilometrów długości i szerokości. Powoduje zgniliznę korzeni drzew. Tą zgnilizną objęte są drzewostany północnych terenów Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Osłabione lasy atakuje kornik drukarz i czterooczak świerkowiec.
Tylko wycinka chorych drzew może uratować lasy. Ale świerków już nie będzie. Trwają, mówiąc językiem drwali, nasadzenia jodłą.
Pożegnałam się z tymi przemiłymi i rozmownymi ludźmi i powoli skierowałam się w kierunku Wisły-Czarne. W dolinie widać błysk wody w sztucznym zbiorniku zapory na Wiśle. Powyżej, wśród drzew majaczą we mgle zabudowania Zameczku Prezydenckiego na Kubalonce.

Zrobiło mi się jakoś lżej, nawet burza odeszła gdzieś daleko. Wiem już, że to konieczność, ta „zrywka”, że to ratunek dla chorych lasów i że drzewostan będzie odnowiony, tylko szkoda, że to trwa tak długo.
Tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.
Ładnie to opisałaś.Danusiu mam tam rodzinę i wiem że ta wycinka jest kontrolowana. Ile drzew wycieli tyle muszą posadzić. Dlugo to rośnie ale jest nadzieja że urośnie. Pozdrawiam