
Odsłony: 420
Jest na szlaku Orlich Gniazd położony na wysokim wzgórzu, nad rzeką Czarną Przemszą, zamek, który od wczesnego średniowiecza strzegł dróg handlowych łączących Kraków ze Śląskiem. To zamek w Będzinie, perełka polskiej architektury obronnej.
Któregoś dnia przejeżdżałam przez to wiekowe miasto, którego historia sięga czternastego wieku i kiedy ujrzałam na wzgórzu baśniowy zamek, nie mogłam się oprzeć, musiałam obejrzeć go z bliska.

Kroniki mówią, że pierwszy gród stojący na miejscu obecnego zamku powstał prawdopodobnie już w dziewiątym wieku, jednak w trakcie najazdu tatarskiego został zniszczony. Za panowania księcia Bolesława V Wstydliwego odbudowano osadę i drewniany gród oraz kamienną basztę obronną zwaną stołpem. Ta wieża stoi do dzisiaj na zamkowym dziedzińcu i jest najstarszym zachowanym obiektem w pobliżu.

W pierwszej połowie czternastego wieku król Kazimierz Wielki, o którym się mówi, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, kazał wybudować w miejscu drewnianego grodu, murowaną, gotycką warownię. Mieszkańcy Będzina i okolic powtarzają starą opowiastkę, o tym skąd wzięła się nazwa miasta. Otóż pewnego razu król Kazimierz Wielki jadąc przez Śląsk, zauroczony krajobrazem, wskazał na wzgórze nad Czarną Przemszą i rzekł: Tu będziem odpoczywali. I tak powstała nazwa Będzin.
Minęłam, wysokie, masywne żelazne wrota, takie jak przystało na warowny zamek i znalazłam się w zupełnie w innym świecie. Zawsze ogarnia mnie dziwne uczucie kiedy spaceruję po śladach osób żyjących przed wiekami w takich miejscach. Mury emanują jakąś tajemniczą energią. Trudno się zresztą dziwić. W końcu to kawał historii.

Kiedy przecisnęłam się przez wąskie przejście i ruszyłam wzdłuż podwójnego muru zakończonego blankami, odniosłam wrażenie, że za chwilę zza zakrętu wyjdzie rycerz w zbroi, a w zakratowanym oknie ukaże się piękna dziewczyna.


Spojrzenie przez otwór w murze sprawiło, że wróciłam do teraźniejszości. W dole widniał współczesny Będzin i dzisiejsza rzeczywistość.

Na małym dziedzińcu w czworokątnej kamiennej wieży mieściło się Muzeum Zagłębia z bardzo bogatą kolekcją dawnej broni. Naprzeciw znajdowało się wejście do trzynastowiecznej baszty.


Oczywiście nie omieszkałam wspiąć się na górę po krętych schodach. Warto było. Z góry rozciągał się wspaniały widok. Jak okiem sięgnąć widniały zabudowania tonące w zieleni. Z jednej strony wyłoniły się kominy potężnej elektrowni ,,Łagisza”. Z drugiej można podziwiać Będzin ze wszystkimi jego urokami.


Z trudem oderwałam wzrok od malowniczych widoków. – Jeżeli chcę jeszcze zobaczyć słynny kościół przylegający do murów zamku muszę wracać – pomyślałam, ostrożnie schodząc na dół.
Z boku zamku rozciągały się dwukondygnacyjne arkady łukowe przerzucone nad suchą fosą.

A dalej otoczony murem z wapienia znajdował się kościół parafialny z czternastego wieku. I tutaj czułam powiew historii i tej starej z przed wieków i ten nowszej z 1939 roku.

Na murze kościoła znajduje się tablica w dwóch językach – hebrajskim i polskim informująca, że w kościele schronienie znaleźli Żydzi, uciekający ze spalonej przez hitlerowców we wrześniu 1939 synagogi.

I na koniec oczywiście: legenda o powstaniu Będzina.
Starzy okoliczni mieszkańcy opowiadają, że dawno temu, kiedy kraj porastały nieprzebyte puszcze, pełne dzikich zwierząt, żył rycerz Benda, który był przyjacielem i zaufanym towarzyszem króla Bolesława Chrobrego. Król i Benda wychowywali się razem, razem uczyli się rycerskiego rzemiosła, razem chodzili na wojny z Niemcami i Rusinami.
Wiele lat później, kiedy wrogowie przestali najeżdżać granice państwa, Benda za wierność i ofiarną służbę otrzymał od króla kawał puszczy nad Czarną Przemszą z przyległymi osadami. Zaś sam król, aby mieć bliżej przyjaciela, przeniósł stolicę z Gniezna do Krakowa.
Benda upatrzył sobie górę otoczoną lasami, u której stóp płynęła rzeka i tam postanowił zbudować swoją siedzibę. Mając jednak zbyt mało ludzi, potrzebnych do wzniesienia warownego grodu, wezwał okoliczną ludność i pod groźbą okrutnej kary, rozkazał kruszyć skały, wycinać drzewa, i rozpocząć budowę grodziska. Kiedy twierdza została zbudowana, przegonił budowniczych nie zapłaciwszy im ani grosza.
Tak rozpoczęły się krzywdy wyrządzane do niedawna wolnym ludziom, przez okrutnego Bendę.
Nastały trudne czasy. Ciemiężony lud przeklinał swoją niedolę, aż nadszedł dzień sprawiedliwości. Podczas wielkiej wichury, od skały koło zamku oderwał się ogromny głaz. Nieszczęście chciało, że właśnie tam przechodziła ukochana żona Bendy z dziećmi. W jednym dniu okrutnik stracił całą rodzinę. Zrozpaczony rycerz przywdział szaty mnicha i opuścił zamek. Zamieszkał w pustelni w Gołonogu i do końca swoich dni żył w ubóstwie, pomagając miejscowym ludziom. Osadę zaś wokół zamku zaczęto nazywać Bendyn, a kiedy w 1358 roku nadano jej prawa miejskie – nazywano ją Będzinem.
Tekst i fotografie Danuta Baranowska
materiał chroniony prawami autorskimi
Danuta Baranowska – stuprocentowy zodiakalny baran, niespokojny duch, aktywnie i entuzjastycznie nastawiona do życia. Jak przystało na znak żywiołu ognia, uwielbia kolor czerwony. Kocha książki w każdej ilości, przyrodę, góry, kawę z kardamonem i koty. Jest właścicielką, a właściwie niewolnicą kota ragdolla o imieniu Misiek. Jej pasją są podróże, zwiedzanie niezwykłych miejsc, poznawanie ciekawych ludzi oraz fotografia.