Odsłony: 146
Co sądzi autor Szewców o używkach i “ogłupiensach”? Co radzi podupadającemu społeczeństwu, aby zapewnić czystość dusz? Niepowtarzalne eseje i jedyne swoim rodzaju appendixy składają się na utwór Narkotyki. I choć dzieło to momentami odczytuje się w zabawny i humorystyczny sposób, to podejmuje ono wprost bardzo poważną problematykę społeczną. Wspaniała interpretacja lektora Michała Breitenwalda do dodatkowy walor, który sprawia, że warto poświęcić kilka godzin temu audiobookowi. Wysłuchała go i poleca Sylwia Bornos.

Stanisław Ignacy Witkiewicz to niewątpliwie postać niezwykła, kontrowersyjna i niebywale wszechstronna. Świadczy o tym fakt, iż swój wybitny kunszt ujawnił jako prozaik, poeta, dramaturg, malarz, fotograf oraz filozof.
Swoją filozofię na temat społeczeństwa polskiego, poziomu intelektualnego swojej epoki, umierania sztuki i kultury wyższej, zawodu klimatem społecznym zawarł w Narkotykach. Sam nazywa je „dziełkiem”, do tego „niejako pośmiertnym”, bowiem pisze w nim o sobie wyjątkowo osobiście. W przedmowie do owego „dziełka”, które jest pewnego rodzaju oświadczeniem autora, rozlicza się z mylnymi opiniami na swój temat, Odpiera plotki, zarówno te jemu znane, jak i nieznane oraz kłamliwe zarzuty krążące wokół jego osoby, jakoby był kokainistą, morfinistą, „eterystą” (przyznaje się do alkoholizmu, nikotynizmu, zażywania peyotlu i meskaliny), homoseksualistą, ojcem kociąt swojej kotki czy uwodzicielem mężatek. Podkreśla, że pisze tę książkę, aby przestrzec młodzież przed dwoma najpotworniejszymi „ogłupiensami”: alkoholem i nikotyną. Uważa, że ze wszystkich używek są one najbardziej szkodliwe, albowiem całkowicie dozwolone i dostępne dla każdego. Nazywa je szarymi w odróżnieniu od białych, „arystokratycznych” i odświętnych, po które sięgają jedynie nieliczni, a których skutki widoczne są od razu. Natomiast tych szarych wychodzą dopiero po latach. Zwraca w szczególności uwagę na psychiczne skutki owych nałogów. Nazywa je „jadami”. Według niego wszyscy, którzy ich używają, „popełniają systematyczne samobójstwo ratami”.
Narkotyki, wydane po raz pierwszy w 1932 roku, składają się ze zbioru esejów, z których każdy poświęcony jest innej używce: nikotynie, alkoholowi, kokainie, peyotlowi, morfinie i eterowi oraz z nietypowego appendixu. I mimo, że nie brakuje tu specyficznego poczucia humoru Witkacego, to na wstępie pisze on tak: „Oświadczam oficjalnie, że piszę poważnie i chcę wreszcie coś bezpośrednio pożytecznego zdziałać…”.
Wbrew powszechnej wiedzy na temat eksperymentów Witkacego ze środkami psychotropowymi w Narkotykach przedstawia on – bardzo krytyczny – stosunek do narkotyków, a także opisuje – ku przestrodze – własne doświadczenie z ich zażywaniem. Drobiazgowo opowiada o zmaganiach i wizjach po zastosowaniu poszczególnych środków, jak również o negatywnych, ale i pozytywnych po nich wrażeniach. Jednak najszerzej komentuje ich destrukcyjny wpływ na jednostkę, a tym samym na całe społeczeństwo.
Najbardziej gardzi papierosami. Stara się udowodnić ich otępiające działanie na człowieka i brak jakiejkolwiek pozytywnej społecznej roli. Uważa, że tytoń powoli zaczadza umysł i już sama nazwa pokazuje jego zgubne skutki (ty toń!).
Jeśli chodzi o alkohol, Witkacy jest za całkowitą prohibicją (jedyny wyjątek stanowią niektórzy artyści). Stwierdza, że na przestrzeni lat, alkohol daje jedynie negatywne skutki i jest w stanie powoli spalić nawet najznakomitsze mózgi. Potępia zwłaszcza alkoholizm umiarkowany, bowiem „społeczeństwo toleruje umiarkowany alkoholizm dla doraźnych celów uspokojenia metafizyczno – bydlęcych stanów swoich obywateli.”
Nie zostawia suchej nitki na kokainie. Nazywa ją „największym świństwem”, bowiem nałogowy kokainizm prowadzi do szalonych spustoszeń umysłowych prowadzących do stanów wybitnie samobójczych i poczucia realnej depresji.
Jednak za najbardziej niebezpieczną, spośród wszystkich narkotyków, uważa morfinę, bowiem daje ona zbyt cenne przeżycia emocjonalne, a tym samym też największa jest pokusa jej zażywania, co niechybnie prowadzi morfinistę do fizycznego i psychicznego upadku.
Witkacy nie poleca także eteru. Nie daje on ani euforii ani zapomnienia. Wzmaga jedynie odczuwanie nawet najdrobniejszych problemów, a do tego ma ohydny zapach i szkodzi na płuca.
Natomiast bardzo ceni sobie peyotl. I to właśnie jemu poświęcił najwięcej miejsca w swojej książce skrupulatnie opisując samopoczucie i wizje po jego zastosowaniu. Stawia tu bardzo kontrowersyjną tezę, że peyotl powinien być leczniczo stosowany w sanatoriach dla nałogowców, bowiem skutecznie zniechęca do wszystkich innych narkotyków, a mało tego, nie sposób się od niego uzależnić.
Wszystkie rozważania na temat narkotyków podsumowane są przeświadczeniem autora, iż każdy „drog” wyzwala w człowieku, a także potęguje, jedynie to, co ma już w sobie. Obnaża, to, co drzemie w każdym z nas.
Książka zawiera także, ulubione przez Witkacego, appendixy, czyli dodatki, w których zamieścił dość nietypowe – jak na książkę – apele i rady dotyczące np. mycia całego ciała, prawidłowego golenia, konieczności uprawiania codziennej gimnastyki, uwolnienia psów z łańcuchów, przepisów na recepty farmaceutyczne czy nawet sposobów na hemoroidy. Część ta stanowi także – niewątpliwie – całościowy wykład społecznej filozofii Witkacego, mówiącej o rozkładzie społeczeństwa, narodowych kompleksach, snobizmie, bagnie masowej kultury, upadku sztuki wyższej i o ogólnym zbydlęceniu. Jedynym ratunkiem dla podupadającego społeczeństwa polskiego i ocalenia jego dusz wydaje się być dostosowanie się do rad zawartych w appendixach. Jedynie poprzez utrzymanie ciał w czystości, kondycji i zdrowiu zapewnić można czystość duszy.
Całość napisana jest charakterystycznym dla Witkacego stylem. Pełnym neologizmów, dygresji, filozoficznych rozważań, ironii, dystansu do swojej osoby i specyficznego poczucia humoru. Prezentuje nieograniczoną twórczą swobodę języka, bawi się nim i operuje w sobie tylko znany sposób. Jednocześnie jest to język analityczny i precyzyjny ukazujący jego wręcz demoniczną inteligencję. Gładko lawiruje między abstrakcyjnymi opisami, metaforycznymi obrazami, historiozoficznymi rozważaniami i krytycznymi uwagami. I choć dzieło to momentami odczytuje się w zabawny i humorystyczny sposób, to podejmuje ono wprost bardzo poważną problematykę społeczną. Wspaniała, swobodna, oddająca w niesamowity wręcz sposób klimat książki interpretacja Michała Breitenwalda nadaje jej zupełnie nowy wymiar. I z pewnością sprawia, że warto poświęcić prawie sześć godzin by odsłuchać Narkotyków w wersji audiobooka.
polecam, Sylwia Bornos
materiał chroniony prawami autorskimi
Wydawca: StoryBox.pl
Tytuł: Narkotyki
Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz
Czyta: Michał Breitenwald
Czas trwania: 5 godz. 38 minut
ISBN: 978-83-8146-400-0
Sylwia Bornos – absolwentka filologii polskiej na UMCS, bibliotekarka, organizatorka comiesięcznych “Rozmów o książce”, jurorka w konkursach recytatorskich dla dzieci i młodzieży. Kocha zwięrzęta (ma psa i dwa koty), uwielbia czytać, zarówno prozę, jak i poezję, sama pisze wiersze…do szuflady.