Odsłony: 239
Czasem zwykły spacer przez miasto przynosi wiele wrażeń i refleksji, a nawet prowokuje do napisania felietonu, czy czegoś podobnego. W tym gorącym przedwyborczym czasie, warto wziąć chłodny prysznic i przemyśleć to i owo. Uwaga – tekst nie dotyczy konkretnych osób, ma charakter ogólny. Zapraszam do lektury.
Kilka dni temu, kiedy z młodszą z córką w wózku wędrowałam po starszą do szkoły, nagle stanęłam jak wryta przed przejściem dla pieszych. Otóż po drugiej stronie widniał ogromny banner (billboard?), na którym prezentował się jeden z licznych kandydatów do rady, bodajże powiatu. Nie szczebel samorządu jednak jest tu ważny, ani sam kandydat jako taki. “Wryło” mnie poczucie absurdu, jakiego wówczas doświadczyłam. I nie wiedziałam, śmiać się, czy płakać…
Idąc przez miasto można poczuć się obserwowanym, tyle troskliwych oczu na nas spogląda, tyle wydrukowanych nowoczesną technologią twarzy “wisi” dookoła, z odpowiednio chwytliwymi hasłami, a o dziwo już mniej zwykłych papierowych plakatów przybitych, czy też przyklejonych na drzewach (w sumie to i logiczne, wszak drzewostan nieźle przetrzebiono tu i tam).
Wiszą rzędem na siatce ogrodzeniowej bannery przedstawicieli rozmaitych komitetów wyborczych, “wołają” o koniecznych zmianach, o doświadczeniu, o rozwijaniu skrzydeł, pracy na rzecz społeczeństwa…. Bla bla bla…. Tysiące twarzy, setki miraży….
Im banner większy, tym kandydat lepszy? Uczciwszy? Mądrzejszy?
Obywatelu, nie widziałeś mnie nigdzie, nie słyszałeś o mnie, nie udzielałem się dotąd społecznie, więc masz tu moją fizjonomię w formacie mega. Potknij się o wysoki krawężnik, wpadnij w dziurę w jezdni, a nawet wejdź pod nadjeżdżający samochód, ale zobacz, jaki wielki i piękny, błyszczący banner!
Owszem, trafiają się wśród kandydatów osoby, które realnie podejmują działania, czy też mają konkretne efekty swojej społecznej pracy (np. będąc radnymi w dotychczasowej kadencji, ale nie tylko o tym mowa), ale ilu z nich oferuje tylko piękne twarze i puste hasła? Gdzie byli, kiedy naprawdę byli potrzebni, gdy pojawiały się pomysły i powstawały problemy? Czy coś kiedyś zainicjowali, założyli, zorganizowali? Tak się składa, że najczęściej ci, którzy działają, organizują, walczą o coś społecznie, po prostu robią swoje i nie widać ich na wyborczych listach. A tu nagle taki wysyp, niczym grzybów po deszczu, chętnych do pracy społeczników! Ależ proszę bardzo, niech działają, pomagają, tworzą i mnożą ku pożytkowi wszystkich. Tylko czy potem zachowają twarz i spełnią przedwyborcze obietnice? Cóż, nie wszyscy gruszki na wierzbie wyhodują.
Ot, taka refleksja.
Życzę słusznych wyborów.
Agnieszka Grabowska
materiał chroniony prawami autorskimi
