JAK BYĆ POCZYTNYM AUTOREM? – felieton Iwony Banach
Odsłony: 681
Znów ostatnio trafiłam na ciekawą dyskusję na FB. Oczywiście dotyczyła pisania i pisarzy. Ja już tak mam. Zawsze trafiam na takie dyskusje, które często kończą się kwiecistymi epitetami, wszak dotyczą ludzi z wyobraźnią i całkiem potężnym EGO. Ktoś w dobrej wierze zapytał, czy jako czytelnicy kupujemy pisarza czy jego pisanie. Natychmiast zaczęłam się nad tym zastanawiać i doszłam do wniosku, że nie jest to wcale prosty temat.
Weźmy panią, która wydaje sześć książek w roku albo pana piszącego ich dwanaście. Mają swój target i ten target wierny i wcale nie mierny kupuje płody ich umysłu ( to nie była złośliwość! ) zanim jeszcze wyschnie farba drukarska na umowie wydawniczej.
Logiczne, jeżeli ktoś lubi książki tej, czy innej autorki (albo oczywiście autora – nie dopuszczajmy do powstania literackiego seksizmu – tego jeszcze tylko nam trzeba), to właśnie po te książki sięga. Czy tylko po te? Możliwe, że nie, ale jednak… Lubimy to, co znamy – taka już jest ludzka natura. To nie jest dobra wiadomość dla debiutantów, prawda?
Stąd na większości debiutów czytamy, że to „polska Nora Roberts”, „polski Harlan Coben”, czy inny polski Grey o tysiącu twarzy – jakoś ten debiut sprzedać trzeba.
I stąd zapasy słowne pomiędzy niektórymi ludźmi słowa, tym słowem jak siekierą usiłującymi wyrąbać sobie trochę miejsca na księgarskiej półce, albo choć w ulotnej świadomości Facebooka.
Julian Tuwim napisał kiedyś: Aby mieć u czytelników powodzenie, trzeba albo umrzeć, albo być obcokrajowcem, albo pisać perwersyjnie. Najlepszy zaś sposób to być zagranicznym, perwersyjnym nieboszczykiem.
Jednak autor to przecież nie tylko autor, to także człowiek i nie zawsze ma szczęście być perwersyjnym, zagranicznym nieboszczykiem. Co gorsze, miewa poglądy, życie rodzinne preferencje i uzależnienia… Czy to wpływa na „poczytalność” – na pewno!
Pisarz alkoholikiem może być. Ba, nawet powinien, bo to jest eleganckie, poetyckie i romantyczne, ukazuje głębię duszy i metafizyczny ból istnienia (czy jakoś tak), a poeta, to w ogóle bez alkoholu jest całkiem przegrany! Na romans z narkotykami tylko Witkiewicz mógł sobie pozwolić. Teraz to zupełnie odpada. Teraz pasuje bycie kontrowersyjnym, ale nie tak zwyczajnie. Transseksualizm? Zbyt prosty, jakieś fobie? Każdy jakieś ma. Teraz pasuje bycie innym. Skrajnie innym, jednak kalesony na głowie to nie to, prędzej już kanibalizm, jakiś elegancki ekshibicjonizm, albo chociaż narratofilia.
No i kłopot z poglądami. Może się zdarzyć, że jest autor, którego pisarstwo jest nowatorskie i sięga gwiazd, ale poglądy tkwią mocno w epoce kamienia łupanego. Czy to znaczy, że nie należy go czytać?
Albo inny, który kilka dni temu o szesnastej czterdzieści trzy zjadł kawałek MIĘSA. Inny nie posiada, kota, psa, chomika ani węża. Nie zamierza ich posiadać, i nawet za cenę spadku sprzedaży, nie chce zaopatrzyć się drogą wzięcia ze schroniska przemiłej tarantuli ani żadnego z wyżej wymienionych zwierzątek.
Czy to już go dyskwalifikuje?
Są czytelnicy, którzy nie będą czytać pani Igrek, bo jest za gruba, pani Iks, bo ma brzydkie brwi, pani Zet, bo nie lubi pewnej pani, która to lubi pewną panią i jeszcze do tego zalajkowała jej post.
I zastanawiam się, jaki powinien być poczytny pisarz?
Powinien być wegetariańskim, martwym, cudzoziemskim alkoholikiem posiadającym krokodyla i uprawiającym seks ze skarpetką?
A pisarki? W stosunku do pisarek wymagania są jeszcze bardziej wyśrubowane. Pisarka musi być piękna (musi, nie ma wyjścia), elegancka, w zasadzie niekoniecznie martwa, ale też by się przydało, no i oczywiście powinna być romantyczna. Łzawa, bzawa, łzogenna i uduchowiona i tadam… MŁODA! Młoda, bo kto będzie czytał wypociny starej ropuchy?
No i jak tu pisać?
Nie spełniam żadnego z kryteriów, choć bycie żywą, a nie martwą bardzo mnie cieszy.
I tylko się zastanawiam, a talent? A literatura?
Talent? Talent to przereklamowane zjawisko, ostatnio widziane jakieś dwieście lat temu w Paryżu, a literatura? Podobno jak mówią niektórzy sama się obroni!
Wierzycie w to?
Iwona Banach
materiał chroniony prawem autorskim
Iwona Banach jest tłumaczką, nauczycielką, mamą dorosłej niepełnosprawnej dziewczynki, pożeraczką książek, szydełkoholiczką i straszną bałaganiarą. Interesuje ją dosłownie wszystko (no, może poza ekonomią i motoryzacją). Szczególnie kreatywna bywa w kuchni, choć rodzina twierdzi, że do jej obiadów zamiast solniczki należałoby dołączać gaśnicę (występujący w powieści pikantny sataraż nauczył ją przyrządzać tata). Nie jest aż tak roztargniona jak Regi, jedna z bohaterek, ale potrafiłaby schować masło do piekarnika, a kota do lodówki (gdyby nie to, że koty to zwierzęta przytomne i głośno protestują). Ta arcysympatyczna i pogodna osoba jest autorką książek Pokonać strach, Chwast, Pocałunek Fauna, Szczęśliwy pech, Lokator do wynajęcia, Czarci krąg, Maski zła oraz tłumaczką: Lilith, Zielone piekło, Za drzwiami, Koniec jest moim początkiem, Mistycy i magowie Tybetu, Migdał, Rzeźnik, Florencka gra, Syn Człowieczy, Między niebem a Lou. Otrzymała wyróżnienie w konkursie Twój Styl – Dzienniki Kobiet oraz wyróżnienie w konkursie Najważniejsze jest Niewidoczne dla oczu – za powieść Pokonać strach, pierwszą nagrodę w konkursie wydawnictwa Nasza Księgarnia za powieść Szczęśliwy pech.

Bez żadnej hipokryzji napiszę, że nie interesują mnie takie akademickie dyskusje, kim powinien być Autor aby się dobrze sprzedawać. W zupełności wystarczy mi sposób w jaki prowadzi narrację swojej powieści, oraz czy jest ona wiarygodna. Nie interesuje mnie także ile kto pisze rocznie, bo nie ma w tym żadnego przełożenia na jakość. Inni niech piszą ile tylko chcą, aby tylko było to robione z sensem i dobrze, a akurat z tym różnie bywa. Często tak pisane książki równie szybko znikają z rynku i nikt o nich za chwilę nie pamięta, tak samo jak o ich autorze.
Z drugiej strony nigdy nie oceniam książek innych autorów, bo każdy z nas ma prawo do swojej opowieści i to czytelnik ma ją zaakceptować lub odrzucić. Ja odrzuciłem owego płodnego autora gdy tylko okazało się, że popełnia szkolne błędy historyczne i buja w swoim świecie. Nie mam zamiaru nikomu, a już zwłaszcza wydawcy [bo skoro sprzedały się dwie w takim klimacie, to chcę następne], lub czytelnikowi, przypodobać się swoim pisaniem. A to, że nie mam szans na bycie rozpoznawalnym autor, nic nie znaczy. Może to nie mój czas, może moje pisanie nie jest na tyle ciekawe, ale na pewno nie będę się sprzedawał “za czapkę śliwek” aby nim zostać.