AUTORSKIE LODY – felieton Iwony Banach

Odsłony: 1162

piggy-1162882_1920Nastał wrzesień, a więc najprawdopodobniej wszyscy autorzy (ci, którzy mieli na to ochotę) złożyli swoje dokumenty w PLR, czyli starają się o wynagrodzenia za wypożyczenia biblioteczne….

Oczywiście ja też to zrobiłam. Fakt, w zeszłym roku trochę się w tej sprawie wahałam, ale wkrótce okazało się, że nie miałam racji… No cóż, w mojej sytuacji finansowej (a może należałoby powiedzieć „bezfinansowej”) każdy grosz się liczy, ale pamiętam jeszcze zażartą dyskusję z zeszłego roku i ciekawa jestem, czy w tym także taka nastąpi.

Suma, jaką docelowo autor czy tłumacz mogą otrzymać, mieści się w widełkach od 20 do 20 000 złotych. Nawet te 20 złotych dla jednych to dużo, dla innych pryszcz.

W zeszłym roku ktoś jednak, nie pamiętam niestety kto, powiedział, że 20 000 to tak marne wynagrodzenie, że należałoby się go zrzec na rzecz jakiejś małej biblioteki, by mogła kupić więcej książek.

Ktoś inny powiedział (w sumie napisał), że to jałmużna, ktoś inny, że wstyd, jeszcze inny, że po co pisarzom oni i tak są bogaci, a jeszcze ktoś, że to marne grosze i niech oni (no, ci „oni” co dają) wsadzą je sobie, nie napiszę w co, bo nie wypada, a przecież i tak każdy wie.

Ja oczywiście takich „marnych” pieniędzy nie dostałam (mam tu na myśli 20 000, na które szans nie mam, nawet jeżeli są marne, najmarniejsze na świecie), ale i tak suma, którą dostałam wręcz mnie oszołomiła, tak samo jak i wypowiedzi powyżej.

Fajnie, że istnieją pisarze dla których taka suma to pikuś! Szczerze im gratuluję i pokątnie zazdroszczę, ale jak wielu takich jest? Kilkudziesięciu?

Zwykły autor, nie tylko początkujący, zarabia marne grosze i jeszcze cieszy się, że w ogóle mu płacą, bo wiem, że nie zawsze tak się dzieje.

Autor wkłada własne pieniądze w promocję. Produkuje kubki, koszulki, widoczki, zakładki – wszystko za własne pieniądze – owszem kiedyś to się może zwrócić, ale czy na pewno?

Zawala sprawy rodzinne, kombinuje jak przysłowiowy „koń pod górę”, prosi, promuje, zabiega, ale nie zawsze mu się udaje.

Czasami nawet w przypływie szaleństwa, ze łzami w oczach patrzy na komputerowego gryzonia i cieszy się, CIESZY SIĘ, że go okradają, bo to może znaczyć, że ktoś go czyta….

A przecież to jest najważniejsze. Prawdziwy pisarz to ktoś, kto chce być czytany, a nie ten komu zależy jedynie na posiadaniu kolekcji własnych książek na własnej półce (a są i tacy, są…)

Żeby autor zarobił, ktoś musi kupić jego książki. Niby proste, ale…

Niestety, niewielu czytelników kupuje książki, więcej kradnie za pomocą zwierzątek domowych typu „gryzoń”, za pomocą stron, które kradną kradzione, więc uważają, że nie kradną, bo jak okradasz złodzieja to pewnie Janosik jesteś dobry i w ogóle “o co kaman?”

Ludzie kradną też za pomocą platform, na których uważa się, że jak coś jest w sieci, to jest za darmo. I stu innych, na których znajdzie się statystyki typu. „Twoja książka – ( tu wpisz tytuł) 456 pobrań”– zagryź zęby, bo nie dostaniesz z tego ani złotówki

Biblioteki są potrzebne, bo promują czytelnictwo. To fakt. Nie każdego stać na książki, to fakt. Nie wszystkie książki chce się mieć na własność, nie wszystkie można mieć na własność, nasze mieszkania rzadko zaopatrzone są w podziemia, w których można by ustawić setki dębowych szaf na książki…

Do czego zmierzam?

No cóż, uważam, że pieniądze, które autorzy i tłumacze od zeszłego roku dostają za wypożyczanie książek to świetny pomysł. Nie są duże, ale są. Może i ja je dostanę, jeżeli tak to jednak nie zamierzam z nich rezygnować na rzecz żadnej biblioteki, zamierzam się nimi cieszyć od pierwszego do ostatniego grosika. A co! Zaszaleję! Może nawet starczy mi na lody!

Czy to z mojej strony egoizm? Może, ale jak sami wiecie, „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.

A tak poważnie, to ciekawa jestem, co inni autorzy myślą na ten temat. Proszę wypowiedzcie się. Zachęcam do dyskusji…

Iwona Banach
materiał chroniony prawe autorskim

piggy-1162882_1920
[źródło: pixabay.com/autor:IgorShubin]

Iwona BanachIwona Banach jest tłumaczką, nauczycielką, mamą dorosłej niepełnosprawnej dziewczynki, pożeraczką książek, szydełkoholiczką i straszną bałaganiarą. Interesuje ją dosłownie wszystko (no, może poza ekonomią i motoryzacją). Szczególnie kreatywna bywa w kuchni, choć rodzina twierdzi, że do jej obiadów zamiast solniczki należałoby dołączać gaśnicę (występujący w powieści pikantny sataraż nauczył ją przyrządzać tata). Nie jest aż tak roztargniona jak Regi, jedna z bohaterek, ale potrafiłaby schować masło do piekarnika, a kota do lodówki (gdyby nie to, że koty to zwierzęta przytomne i głośno protestują). Ta arcysympatyczna i pogodna osoba jest autorką książek Pokonać strach, Chwast, Pocałunek Fauna, Szczęśliwy pech, Lokator do wynajęcia, Czarci krąg, Maski zła oraz tłumaczką: Lilith, Zielone piekło, Za drzwiami, Koniec jest moim początkiem, Mistycy i magowie Tybetu, Migdał, Rzeźnik, Florencka gra, Syn Człowieczy, Między niebem a Lou. Otrzymała wyróżnienie w konkursie Twój Styl – Dzienniki Kobiet oraz wyróżnienie w konkursie Najważniejsze jest Niewidoczne dla oczu – za powieść Pokonać strach, pierwszą nagrodę w konkursie wydawnictwa Nasza Księgarnia za powieść Szczęśliwy pech.

Author: Agnieszka Grabowska

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *