O starych sukach i tym, co guza szuka…- felieton Iwony Banach

Odsłony: 1023

dog-2514779_1280A dzisiaj Iwona Banach opowie Wam… o pewnej nieprzyjemnej sytuacji, agresji, pomocy i pani z psem. Zapraszamy do lektury. Życzymy miłego piątku!

Dla zrozumienia tej groteskowej, ale i dość smutno-zabawnej sytuacji muszę powiedzieć coś o sobie. Otóż moja dorosła córka jest niepełnosprawna, ani się tym chwalę ani tym nie epatuję, ze względu na jej bezpieczeństwo (motoryczne) zazwyczaj chodzimy pod rękę. I to tyle w temacie niepełnosprawności.

Ja jestem mała i dość drobna, córka wysoka no i co tu dużo gadać – o wiele młodsza ode mnie.

Kilka dni temu poszłyśmy do sklepu, jednego z tych wielkopowierzchniowych. Nigdy dotąd nie miałyśmy tam żadnych problemów, ale jak wiadomo, czasy się zmieniają, a kłopoty „chodzą po ludziach”.

Tuż pod sklepem zobaczyłyśmy dwóch panów. Jeden już (lub jeszcze) leżał  na chodniku powalony chyba nie tylko upałem i nieco poturbowany. Krew malowniczo ciekła mu z głowy, ale wyraźnie nadal żył. Jego kolega czule się nim opiekował.

Ocierał mu pot z czoła i krew ze skroni równocześnie zapewniając, że za chwilę przyniesie coś płynnego na wzmocnienie.

Miałyśmy właśnie przejść obok, kiedy wzrok leżącego spoczął na mnie.

– Stara lesba! – wykrzyknął, a mnie zamurowało.

Poczułam się jakoś nie tak. Bo z jednej strony mogłam oczywiście pokazać panu swój dowód i dowód córki i wyjaśnić, że nie, nie! Żadna lesba….

Tylko czy ja mam obowiązek tłumaczyć się temu malowniczemu jegomościowi? I z czego? Z tego z kim chodzę pod rękę?!

Niby małe miasto, ludzie mnie znają, każdy wie o co „kaman” a tu takie coś?

A gdybym nawet była starą lesbą, to co? Mam go poprosić o pozwolenie? Przepraszać? Tłumaczyć się, czy jak?

Skamieniałam. Nienawidzę agresji, nawet kiedy ta agresja ledwie zipie, leży na chodniku i ocieka krwią. I już nie wiedziałam, co zrobić. Iść dalej? Uciekać? Poddać się? Zrezygnować z zakupów?

W tym momencie tuż za mną wyrósł wielki cień.

Obejrzałam się. To była duża, nawet bardzo duża kobieta z nie mniej wielkim psem, jedna z tych, które widuje się codziennie na spacerach, ale się ich nie zna za bardzo.

– Starą suką go nazwałeś? – wrzasnęła basem – Mojego pieseczka?

Pieseczek ważył około siedemdziesięciu kilo i mógł każdemu odgryźć rękę jednym chapnięciem. Głowę pewnie też.

Leżący mężczyzna skulił się i zmniejszył jak co najmniej „wujcio Pawcio (z jednej z bardziej znanych reklam) co siedzi u babci w kieszeni”.

– Dzieci głodne, żona w pracy, a ty guza szukasz pijaku pieprzony? No to jak szukasz, to proszę bardzo! – złapała go za koszulkę i postawiła do pionu. Pieseczek pisnął radośnie.

Malowniczy pan wyrwał się mocno chwiejnym szarpnięciem i zaczął bardzo szybko uciekać zostawiając strzęp koszulki w reku kobiety.

– O ja pier…. – stwierdził z przerażeniem kolega, który właśnie wyszedł ze sklepu z dwoma butelkami dóbr pitnych i zakąską… On też szybkim krokiem, (żeby nie powiedzieć kłusem) zaczął się oddalać, ale w zupełnie innym kierunku – w las za sklepem.

Kobieta popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się z miną Buki z Muminków, puściła do mnie oko i poszła na spacer z psem, który, kiedy mu się dokładnie przyjrzałam, rzeczywiście ani trochę nie wyglądał na sukę.

I ja już nie wiem. Odbija mi?

Ta wszechobecna agresja i nietolerancja wpływa na moje postrzeganie świata, czy głuchnę?

I kto tu ogłuchł, ja czy ona?

Zresztą, czy to ważne?

W każdym razie dziękuję! Nie wiem, czy to była „stara lesba”, „stara suka”, czy „stary diabeł”, ale ważne, że są jeszcze ludzie, którzy chcą pomagać innym. To pocieszające. Nieprawdaż?

dog-2514779_1280
{Źródło: pixabay.com/autor:joaph]

 

Iwona Banach,
Materiał chroniony prawem autorskim

Iwona BanachIwona Banach jest tłumaczką, nauczycielką, mamą dorosłej niepełnosprawnej dziewczynki, pożeraczką książek, szydełkoholiczką i straszną bałaganiarą. Interesuje ją dosłownie wszystko (no, może poza ekonomią i motoryzacją). Szczególnie kreatywna bywa w kuchni, choć rodzina twierdzi, że do jej obiadów zamiast solniczki należałoby dołączać gaśnicę (występujący w powieści pikantny sataraż nauczył ją przyrządzać tata). Nie jest aż tak roztargniona jak Regi, jedna z bohaterek, ale potrafiłaby schować masło do piekarnika, a kota do lodówki (gdyby nie to, że koty to zwierzęta przytomne i głośno protestują). Ta arcysympatyczna i pogodna osoba jest autorką książek Pokonać strach, Chwast, Pocałunek Fauna, Szczęśliwy pech, Lokator do wynajęcia, Czarci krąg, Maski zła oraz tłumaczką: Lilith, Zielone piekło, Za drzwiami, Koniec jest moim początkiem, Mistycy i magowie Tybetu, Migdał, Rzeźnik, Florencka gra, Syn Człowieczy, Między niebem a Lou. Otrzymała wyróżnienie w konkursie Twój Styl – Dzienniki Kobiet oraz wyróżnienie w konkursie Najważniejsze jest Niewidoczne dla oczu – za powieść Pokonać strach, pierwszą nagrodę w konkursie wydawnictwa Nasza Księgarnia za powieść Szczęśliwy pech.

Author: Agnieszka Grabowska

Agnieszka Grabowska – absolwentka filologii polskiej UJ, nałogowa czytelniczka, blogerka w kratkę. Ambiwertyczka spod znaku Ryb. W wolnym czasie zabiera się za literki. Ma szczęście w konkursach. Nie wyobraża sobie życia bez książek, kawy, kotów i muzyki. Prywatnie – mama i żona. Nie unika kuchni, choć przydałaby się jej patelnia automatycznie odcinająca Internet w kulminacyjnych momentach pichcenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *